Titititititititiitititit ..................
Dźwięk
budzika coraz głośniej dawał znać, że czas wstawać. Spałaś
pod puszystą kołdrą, która dawała tyle ciepła, jakby
chciała, aby otulona w niej osoba została w niej za zawsze. Leniwie
otworzyłaś oczy. Przetarłaś powieki, wyłączyłaś budzik.
Odrzuciłaś kołdrę ze swojego ciała i wstałaś. Podeszłaś do
okna, rozsłoniłaś kaszmirowe zasłony. Na zewnątrz była ładna
pogoda. Ptaki ćwierkały oznajmiając, że własnie zawitała
wiosna. „Tak, to będzie piekny dzień” - pomyślałaś.
Zamyślona stałaś tak jeszcze pare minut, kiedy nagle poczułaś,że ktoś obejmuje cię od tyłu, kładąc dłonie na twoim brzuchu.
- Dzień dobry słonko! -
powiedział głos za tobą. To był twój mąż, Louis. Była
sobota 25 marca. Louis miał wtedy wolny dzień.
- Jak się spało ? - wymamrotał
całując cię po szyi. Uwielbiałaś jak to robi.
- Nie najgorzej, mały troche
kopał, ale już nie tak gwałtownie jak pare nocy temu, gdy
niepozwalał mi w ogole spać
- Ma mój temperament –
powiedział Louis głaszcząc cię delikatnie po brzuchu. Zaśmiałaś
się.
- No dobra, koniec tych przytulań
my tu zdychamy z głodu! - to Thomas, najmłodszy z trójki
waszych potomnych. Bardzo przypominał ci Lou. Można by niemal
powiedzieć, że jest jego kropla wody.
-Hahaahhaahaha!! Kochanie chodźmy
przygotować coś dobrego dla naszych małych żarłoków!
-Louis podbiegł do Thomasa biorąc go w objęcia i lekko
podrzucając malca. Oboje kochali takie zabawy.
Opuściłaś wasza sypialnię, poszłaś
do wielkiej garderoby znajdującej się tuż obok, załozyłaś
niebieską jedwabną bluzkę z guzikami i jasne jeansy.Z pokoju
znajdującego się nieopodal usłyszałaś płacz. „To zapewne
Laura” 5 latka, najstarsza z rodzeństwa. „Pewnie znowu prowadzi
wojne ze swoją o dwa lata młodszą siostrą Hannah.” -pomyślałaś.
Zamknełaś pospiesznie drzwi od garderoby i szybkim krokiem udałaś
się do pokoju dziewczynek. Było tak jak myślałaś.
-Mamo, ona znowu zabrała mi
mojego czerwonego misia!! - krzyczała Hannah
-Kochane, nie możecie się kłócić
o takie rzeczy, jesteście siostrami, powinnyście nauczyć się
dzielenia zabawkami- podeszłaś do nich, przytuliłaś je i dałaś
po buziaku każdej z nich.
- Ale mamo! - Hannah znów
nie była zadowolona.
- Ojeju jeju, moje pannice takie
duże a ciągle się kłócą o takie rzeczy! 9 rano a wy już
w złych nastrojach? - to Lousi, któryy właśnie wszedł do
pokoju z Thomasem na rękach.
- Tatusiu, Laura znowu zabrała mi
mojego misia!! - szlochała młodsza z sióstr przytulając
się do nogi taty
- To nie jest tylko jej miś -
oburzyła się Laura
- Dobra spokój ! Znajdziemy
na to rozwiązanie później, dobrze? Teraz chodźmy na
śniadanie – Louis działał na dzieci jak cukierki. Przyglądając
się z boku tej sytuacji widziałaś w jego oczach miłość jaką
darzy Laure, Hannah i Thomasa. Miał dar do poskromniania malców.
Przejełaś z rąk małego Thomasa i
razem z nim poszłaś na dół do kuchni. Usadowiłaś go w
wysokim krzesełku i zaczełaś podgrzewać dla niego śniadanie.
Thomas miał zaledwie 2 lata, a już potrafił dobrze przeczytać
wszytskie literki jakie mu się pokazało, poza tym był strasznym
gadułą. Wykapany tata!
-Mamusiu, dlacego dziewcynki tak
ciągle się któcą – dopytywał
-Nie potrafią zrozumieć, że nie
wszytsko jest ich własniścią, że czasami muszą się ze sobą
dzielić.
Podczas waszej rozmowy do kuchni wszedł
Louis z drziewczynkami. Teraz pogodzone szły już razem za rączkę,
śmiejąc się z wygłupów ich taty. Ty robiąć jajecznicę
przypomniałaś sobie jaki Louis był szczęśliwy gdy po raz
pierwszy zoboaczył dzieci. Na stole postawiłaś 4 talerze.
Krzesełko Thomasa przysunełaś bliżej stołu, dzięki czemu cała
rodzina mogła siedzieć razem. Podczas waszego posiłku dziewczynki
opowadały na przemian różne przygody jakie wydarzyły im sie
w przedszkolu. Po obfitym śniadaniu Louis oznajmił :
-Dzisiaj spędzacie cały dzień u
babci! Pamiętacie ?
-Taaaaak!! Huraaa! Wreszcie
zobaczymy się z babcią! - krzyknęli razem, od dawna chcieli
zobaczyć się z babcią, która mieszka aż w Glasgow. Od
Londynu, w którym mieszkacie to spory kawałek drogi, ale z
racji tego iż ich babcia, a twoja teściowa musiała jechać do
Dover, obiecała z powrotem zabrać dzieci do siebie na weekend.
Dziadek, a zarazem tatą Louisa nie utrzymywał kontaktu z wami.
Bardzo podziwiałaś Joy za zaangażowanie w wychowanie wnucząt.
Zawsze była przy nich gdy była taka możliwość.
- Znowu będzie was
rozpieszczać,skarby moje! Tylko pamiętajcie, żeby wszystko jeść,
aby nie obrazić babci!! - śmiałaś się, próbując udawać
poważną.
-Kochanie, gdyby one zjadały
wszystko co daje im moja mama, nasze dzieci ważyłyby po 100 kg a
zamiast chodzić z nami za rączkę musielibyśmy je toczyć! -Louis
podszedł do ciebie, przytulił i pocałował w usta
- Bleeeeeee – pierwsza oznakę
obrzydzenia okazała Laura.
Wszyscy wybuchneliście śmiechem.
Nawet najmłodszy członek rodziny nie wiedząc o co chodzi zaczął
się śmiać. Zawsze tak robił gdy widział kogoś smiejącego się.
Nagle usłyszeliście dzwonek do drzwi.
Ruszyłaś, aby otworzyć drzwi. Wiedziałaś, że to Joy. Ujrzawszy
ją mocno ją przytuliłaś. Bardzo się za nią stęskniłaś.
-Dzięń dobry kochanie! -
wykrztusiła uradowana Joy odwzajemniając uścisk
- Babciaa!! - do przedpokoju
wpadły dziewczynki i Thomas.
- Gotowe na wycieczkę do babci?-
zagadała Joy
- Taaaaaak, jeżdzmy już, jedźmy!
- dzieci były bardzo podekscytowane.
Przewidziawszy iż dzieci będą
chciały szybko ruszać o pakowaniu tego ranka nie było mowy.
Wiedziałaś, że musisz zrobić to wczoraj.
-Ubierajcie się, Louis kochanie
pomóż im, ja pójdę na górę po torby.
Louis od razu pojawił się w
przedpokoju. Ty tymczasem szłaś po schodach do pokoju dzieci.
Zajeło ci to koło 3 minut i już byłaś spwrotem na dole. Dzieci
juz ubrane czekały, aby się z tobą pożegnać.
-Kochamy cię mamusiu! - rzuciły
ci się na szyję dziewczynki.
- Eleanor, kochanie niczym się
nie przejmuj! Poradze sobie z nimi. - Joy najwidoczniej
zauważyła twoją zatroskaną miną
- Ufam Ci ! Laura, Hannah, proszę
nie sprzeczajcie się, opiekujcie się bratem i nie dajcie babci
powodu, aby więcej was nie zabierała nigdzie! - mówiąc to
podchodziłaś do każdego z nich i całowałaś na dowidzenia. Po
tobie zrobił tak samo Louis. Wszyscy wyszliście na dwór. Ty
z Lou staneliście na ganku waszego domu. Widząc jak Joy bierze
Thomasa na ręce, a obok nich skaczące ze szczęścia dziewczynki
czułaś się szczęśliwa i spełniona. Nagle jak to Louis miał w
zwyczaju, objął cię od tyłu, a jego ręce spoczęły na twoim dośc
okrągłym już brzuszku. Już niedługo do waszej rodziny dołączy
kolejny potomek. To był 6 miesiąc, wiedziałaś, że będzie to
chłopiec. Wybraliście już imię – Sebastian. To była wasza
wspólna decyzja. Staliście tak jeszcze parę minut. Louis
odezwał się pierwszy:
- Wracajmy do domu i wykorzystajmy
to, że dzieci nie ma.- ten jego bezczelny uśmieszek zagościł na
jego twarzy.
Przygryzłaś dolną wargę, zrobiłaś
zadziorną minę, a w odpowiedzi na słowa Louisa pociągnełaś go
za czerwone szelki, które miał na sobie. On jednak przejął
dowodzenie, wziął cię na ręcę i zaniósł do waszej
sypialni. Położył cię delikatnie na łózko. Zaczełaś się
rozbierać. Najpierw oswobodziłaś się z bluzki, nie było to
trudne, miała guziki. Louis z zaangażowaniem pomógł ci ją
rozpiąć. Twoją jedyną górną cześcią garderoby był
teraz stanik. Louis pochylił się nad twoim brzuchem, delikatnie go
pocałował w miejscu w którym było wasze dziecko. Podniół
swoje błękitne oczy, które powędrowały do twoich ust.
Wasze usta się złączyły. Byłaś szczęscliwa, że po tylu latach
związku jeszcze wam się to nie znudziło. Rozpiełaś jego szelki.
On natomiast pozbył się swojej bluzki. Wasze pocałunki były coraz
dłuższe. Teraz ty przejełaś dowodzenie. Zaczełaś rozpinać jego
pasek od spodni. Louis pomógł ci ściągnąć jego spodnie.
Nastepnie sama zabrałaś się za swoje. Pare sekund pózniej
leżeliście już w samej bieliźnie. Szybko pozbyliście sie i tych
częsci garderoby. Cały pokój wyglądał jak podobowisko.
Louis całował cię po szyi, jadąc coraz to niżej. Zatrzymał się
na brzuchu. Znów całując go. Z dnia na dzień robił się
coraz większy. Kochaliście się przez ponad pól godziny. Już
pare minut pózniej leżeliście obok siebie. Popatrzyłaś
swojemu wybrankowi w oczy. Uśmiechnłą się do ciebie. Przesunełąs
się bliżej do jego ciepłego ciała. Leżeliście tak bez słowa
pare minut gdy do głowy zaczeły napływać ci wspomnienia. Jako
pierwsza pojawiła się wizja waszych zaręczyn. Pamiętasz to
doskonale.
Był ciepły jak na październik
dzień. Imieniny twojej mamy. Chodziłaś wtedy z Lou dobre 4 lata.
Twoja mama mieszkała wtedy 20 minut drogi od Londynu. To był
okrągłu jubileusz – 50 urodziny. Od rana czułaś, że ten dzień
będzie wyjątkowy. Louis wydawała się być nerwowy. „Może Simon
go czymś zaniepokoił? „ -zastanawiałaś się. Twoje rozmyślania
szybko zostały przerwane przez twoją mamę, która zwoływała
wszytskich do przytulnego salonu, w którym mieścił się stół
pokryty długim chaftowanym obrusem w kolorze soczystej czerwnie. Na
nim znajdowało się mnóstwo smacznych potraw. Zasiadłas koło
Louisa, który już zdązył zajać jegozdaniem najlepsze
miejsca dla was obojga. Pomimo tego, iż jesteś jedynaczką twoja
rodzina jest bardzo liczna. Po twojej lewej stronie usiadła twoja
mama, obok niej tata i cała reszta krewnych. Dawno się nie
widzieliście, dzięki czemu tematów do rozmów wam nie
brakowało. Półtorej godziny później Louis wstał,
podniósł kieliszek ogłaszajać toast i prosząć zebranych o
chwilę uwagi.
- Eheem. Eeeyyy.... Chciałbym
wykorzystać ten uroczysty moment i o cos zapytać waszą przepiękną
córke – w tym momencie Lousi spojrzał sie na twoich
rodziców, sięgnął do kieszeni swoich spodni od garnituru i
wyjął malutkie pudełeczko w kolorze czerwieni i ukląkł przed
tobą. Twoja rodzina widząc to powstała. Na części twarzy
malowało się zdziwienie, na innych usmiech. Twoje serce gwałtownie
przyspieszyło.
- Eleanor, jesteśmy juz razem tak
długo. Chciałbym ci powiedzieć jak wiele dla mnie znaczysz. Wtedy
gdy Harry przedstawił nam siebie wiedziałem, że to ty jesteś tą
jedyną. Eleanor, najdroższa, wyjdziesz za mnie?
Do twoich błękitych oczy napłyneły
łzy szczęscia, jeszcze niedowierzałaś co własnie usłyszałaś.
Wstałaś, swoje ręce położyłaś na policzkach Louisa. On sam nie
wiedział co zamierzasz zrobić zaczął się lekko denerwować.
-Tak, wyjdę za ciebie ! Kocham
cię!!
Wpadliście sobie w ramiona,
pocałowaliście się. Lousi włożył ci pierścionek na rękę i
pocałował ją. Pozostali goście zaczeli klaskać, powoli
podchodzili do was składając wam gratulacje.
Od tamtej chwili mineło sporo czasu.
Nagle twoje mysli popłyneły do momentu kiedy dowiedziałaś się,
że będziecie mieć dziecko. Pamiętasz doskonale uszczęśliwoną
twarz Louisa. Pożniej, gdy po raz pierwszy zoabczył Laure, jak
płakał, jak przecudnie razem wyglądali – on przystojny,
umięsniony, a zarazem taki delikatny, trzymający maleńką isttne w
różowym kocyku. Niezależenie czy to były narodziny Laury,
Hannah czy Thomasa twój mąż zawsze był oddanym, ciepłym
ojcem. Z twoich rozmyślań wyrwał cię cichy odgłos chrapania
Louisa. Cicho się zaśmiałaś. Swoje ręcę położyłas na
brzuchu, delikatnie głaszcząc go. Leżac tak w ramionach
najdroższej ci osob nagle poczułaś, że zasypiasz.
- Jestem najszczęsliwszą
osobą na świecie – powiedziałaś cicho, po czym odpłynełas do
krainy Morfeusza.
PRZEPRASZAM ZA EWENTUANE BŁĘDY !