czwartek, 29 sierpnia 2013

PREMIERA TIU W LONDYNIE

Nie chce, żeby ten blog stał pusty dlatego pomyślałam, że podzielę się z Wami moimi wrażeniami z 20 sierpnia. 

Tak, byłam na Leicester Square, na premierze This is us, ale po kolei:

Koło godziny 13 wraz z siódemką Wspaniałych dziewczyn (które gorąco pozdrawiam!) wbiegłyśmy na Leicester Square. Już wtedy masa fanów piszczała i podsycała ekscytację. Na niebie latały helikoptery, a w oddali słychać było jadące na sygnale samochody. Na początku byłyśmy kompletnie zdezorientowane( i miałyśmy cichą nadzieję, że chłopcy już tu są) dlatego puściłyśmy się biegiem miedzy masą zwykłych przechodniów. Wszystko było pogrodzone, przygotowane specjalnie na ich przyjście. Za szarej ściany zauważyłam wielki plakat promujący ich film. Zwolniłyśmy przechodząc wąskim przejściem tuż przy murach kina. Scena stała już gotowa, ochrona powoli krzątała się po terenie placu. Przeszłyśmy tuż przy wejściu do kina i znów usłyszałyśmy pisk fanów. Naszą uwagę przykuła czwórka chłopaków pozująca do zdjęć. Z początku myślałam, że jest to Union J, jednak gdy tylko bliżej podeszłyśmy okazało się, że jest to zespół Overload, wydawało mi się nawet, że widzę Simona Cowella, ale to już była po prostu paranoja(hahahaha). Po kilku minutach dobiłyśmy się do Overload i zrobiłyśmy pamiątkowe zdjęcia oraz dostałyśmy autografy :). Chłopcy ogólnie byli bardzo mili, pytali się skąd jesteśmy i co tu robimy. Atmosfera coraz bardziej robiła się nerwowa. Wiedziałyśmy, że długo stać tu nie będziemy mogły, bo ochrona powoli kazała nam się wszystkim usunąć z miejsca w którym miał leżeć czerwony dywan. Jednej z dziewczyn zapytałam się gdzie możemy dostać opaskę, która gwarantowała miejsce w którejś części placu. Ona akurat miała fioletową(albo granatową, nie pamiętam), czyli jedną z tych gdzie był najlepszy widok, tuz przy czerwonym dywanie. Odpowiedziała, że już ich nie ma. Że większość osób, które je ma koczowała już od paru dni.( To samo tyczyło się na przykład koloru pomarańczowego i białego) Niepewne gdzie powinnyśmy iść ruszyłyśmy przed siebie. Fani znów piszczeli. Okazało się, że to dlatego iż kamerzyści ich nagrywają, a oni robili tak jakby "falę", pokazując do kamer plakaty, które ze sobą przynieśli. Przeszłyśmy na drugą stronę placu. Jakiś pan udzielał wywiadu, gromadząc w okół siebie kilku zaciekawionych przechodniów.( Jak się później dowiedziałam był to John Sergeant) Wszystkie z nadzieją oglądałyśmy się, za kimś znanym. Nagle zauważyłyśmy długą kolejkę. Okazało się, że prowadzi ona do zamkniętej części placu. Ten pan, który wcześniej udzielał wywiadu, ustawił się tuż za nami. Kamerzyści znów podeszli do niego( stacja BBC konkretnie mówiąc), a on śpiewał "What makes you beautiful" i co jakiś czas pytał się nas czy dobrze to robi. Ku mojemu zdziwieniu, nagle pojawiła się Magda i Kasia(dwie dziewczyny z którymi tam przyszliśmy, a w między czasie gdzieś się rozdzieliłyśmy) i pokazały nam zdjęcia z Paulem! Dziewczyny zauważyły go, gdy wychodził z jednego z hotelów i wykorzystały okazję robiąc sobie z nim zdjęcia. Byłam mega zdziwiona i jednocześnie szczęśliwa, że jednak ktoś z ekipy 1D już tu jest. Niestety pozostałej szóstce nie udało się już go spotkać. Stojąc w kolejce poznałyśmy dwie Polski(bodajże z Krakowa).Odczekałyśmy jakieś 15 minut i wreszcie dostałyśmy się do środka, po uprzednim otrzymaniu bransoletki. W życiu nie byłam tak szczęśliwa! Okazało się, że nasz sektor był tuż przed sceną. Miałyśmy doskonały widok. Po jakiejś godzinie pojawił się jeden z Youtuberów(Joshua Fox), który także robił z nami zdjęcia i rozdawał autografy. Kilka minut po tym, pojawił się jeden z ochroniarzy 1D. Fani śpiewali, stacja RTL nagrywała przeciwne strony publiki, robiąc konkurs która część głośniej krzyczy, niektóre ekipy filmowe robiły wywiad z pojedynczymi fanami w naszym sektorze. Tuż nad sceną pojawiły się na wyciągniku kolejne kamery. Koło godziny szesnastej prowadzący zaczął rozgrzewać fanów, pytając nas na przykład czy czekamy na Harry'ego(pissk fanów), Liama(kolejny pisk), Louisa(pissssk),Nialla(pisssk) czy Liama(pissk). Zadawał nam jeszcze kilka pytań na przykład czy są tu ludzie z innych państw, jeśli tak to z jakich. Nie pamiętam już reszty teraz, za dużo emocji. 
Później wszyscy tańczyli do Live While We Are Young, One Way Or Another, Best Song Ever, Fireworks - Katy Pary, Blurred lines -Robina Thicke'a, So Good - B.o.B, jednej z piosenek Little Mix i tym podobnych. Ogólnie jak się później okazało nie mogłyśmy zostać dłużej niż do siedemnastej( musiałyśmy wracać na zbiórkę- bo byłyśmy na obozie w Londynie) Nie dało rady przedłużyć. Byłyśmy załamane. Pamiętam, że jeszcze zdążyłyśmy obejrzeć puszczany na bilbordzie trailer THIS IS US, wciąż miałyśmy nadzieję, że może zaraz jednak wyjdą... Niestety nie doczekałyśmy tej chwili i musiałyśmy wyjść. Z początku ochroniarz pytał się czy jesteśmy świadome, że już nie będziemy mogły wrócić. A wyjścia w zasadzie od szesnastej były pozamykane, bo musieli zacząć rozkładać dywan. Po prostu nie mogłyśmy tam zostać. Z płaczem wyszłyśmy za barierki i w pośpiechu minęliśmy inne zapory z fanami, którzy machali nam i naprawdę wydawali się przygnębieni naszą sytuacją. (To mi pokazało, że jako fandom jesteśmy rodziną. Doceniam to.)     
Mimo wszystko jestem cholernie szczęśliwa, że byłam chociaż po części tam. To co się tam działo, ta energia jaka płynęła od tych ludzi, emocje, łzy szczęścia.... Magia. Nie jestem w stanie tego opisać słowami. To był jednocześnie jedne z najlepszych jak i najgorszych dni w moim życiu. Ale nie żałuję. Wciąż mam nadzieję, że przyjadą do nas do Polski, a my pokażemy, naszą polską siłę i zjednoczenie :). 

Na koniec pokażę Wam kilka zdjęć z tego dnia. Przepraszam, ale zdjęć moich z Overload i Joshua Foxem nie wstawię ;) Jeśli komuś by zależało to ewentualnie na priv mogę pokazać, tak to wole być anonimowa. 



Wejście do kina


Scena *_* 


Tu później leżał czerwony dywan 




 
John Sergeant



opaski, które dostałyśmy :)

Nasz widok na scenę


Nasz sektor















 
Ochroniarz 1D :)


 Joshua Fox 


 Stacja RTL nagrywa fanów w przeciwnym sektorze


Widok gdy czerwony dywan został już położony 


sobota, 29 czerwca 2013

Tłumaczenie

Pewna wspaniała dziewczyna podjęła się tłumaczeniu YOLO :). Jestem jej bardzo za to wdzięczną. Dlatego, chciałabym Was zaprosić na jej bloga http://mybiglondondream.blogspot.com/. Z tego co się orientuję niedługo będzie publikować ponownie, dlatego chciałabym abyście ją wsparły. 

Nie wiem czy ktoś będzie zainteresowany ale tutaj jest adres tłumaczenia YOLO www.youonlyliveonce2609.blogspot.com 

sobota, 15 czerwca 2013

Od dawna myślę, żeby przetłumaczyć to opowiadanie na angielski, aby więcej osób mogło go przeczytać. Tylko jest jeden problem.... Nie jestem pewna czy poradziłabym sobie z tym w 100%.
Czy jest ktoś może wśród Was, kto chciałby się podjąć tego zadania? 
Bezinteresownie lub za jakąś "zapłatą" w postaci promocji bloga lub coś innego.
Oczywiście nie nalegam, może uda mi się popracować nad tym w wakacje, jednak zobaczymy jak to będzie.

Jeśli chodzi o imaginy na zamówienie to nie zapomniałam o nich, tylko czasu nie miałam, aby je publikować. Idą wakacje, więc po kolei będę je wypuszczać. 


P.S    59 obserwatorów plus prawie 65 tysięcy wejść?! MASSIVE THANK YOU. Dziękuję również za każdy komentarz pod epilogiem, czytam je wszystkie i jestem za nie Wam wdzięczna, tym bardziej że ciągle jakiś dochodzi. Ciesze się, że wciąż tu ktoś zagląda:) 

piątek, 10 maja 2013

Zwiastun Without Reason

Do wszystkich tych, którzy zastanawiają się czy zacząć czytać mojego drugiego bloga chciałabym zaprosić na zwiastun :).






+ Zastanawiam się, czy nie zrobić i do You Only Live Once jednego. Co wy na to ?

czwartek, 25 kwietnia 2013

Twitcam


W sobotę (27.04.13r) koło godziny 20  mam zamiar z koleżanką zrobić Twitcama na Twitterze. Jeśli chcecie wpaść to serdecznie Was tam zapraszamy :) 
Mój Twitter @Mary102666

*Jeśli ktoś chciałby ode mnie follow back to śmiało piszcie,
a jeśli chodzi o imaginy z poprzedniego postu, do dajcie mi trochę czasu, na część z nich mam już pomysł tylko muszę go trochę "podrasować" " :) xx

sobota, 20 kwietnia 2013

Imaginy imagny ?

Tak ostatnio myślałam, że może zacznę pisać imaginy na tak zwane zamówienie. Nie chcę, aby ten blog stał pusty, bo dużo dla mnie znaczy.
 Pewnie każda z Was ma jakieś wyobrażania, jakieś sceny w głowie, miejsca, postacie,  które chciałaby zobaczyć w postaci imaginu z którymś z 1D. Co o tym myślicie? 
Jeśli jesteście zainteresowane to piszcie z kim, i jakbyście to sobie wyobrażały w kilku słowach, a ja przy odrobinie wolnego czasu wykreowałabym to jako coś dłuższego.
Jestem do Waszej dyspozycji. ;) 

Plus oczywiście zachęcam do czytania mojego drugiego bloga WITHOUT REASON :) 

środa, 20 marca 2013

50 tysięcy

Właśnie wbiło 50 tysięcy odwiedzin bloga. 
Gdy zakładałam go pod koniec czerwca nie myślałam, że kiedykolwiek doczeka się on takiej liczby. 
Dziękuję Wam za to i za tych wciąż dochodzących obserwatorów :). Jeśli chcecie polecić mi swojego bloga, pod tym komentarzem możecie to zrobić. Chętnie go odwiedzę!
:)

środa, 6 marca 2013

Imagine #8

To był dla Ciebie ciężki dzień. Jak kostki domina wszystko od rana waliło się i robiło Ci na złość. Poranna kawa rozlała się na Twoją nową bluzkę, pociąg spóźnił się, sprawiając, że spóźniłaś się na pierwsze dwie lekcje. W szkole też nie było lepiej. Dwie pały z matematyki przywitały Cię od progu szkoły. To jednak dla losu było niedostatkiem. W powrotnej drodze ze szkoły wywróciłaś się na lodzie, w autobusie starsza pani ochrzaniła Cię, że nie ustąpiłaś jej miejsca. 
W końcu nadszedł ten upragniony moment, o którym marzyłaś przez cały dzień. Gdy tylko drzwi autobusu otworzyły się na przystanku, przy którym zawsze wysiadasz, bez odrywania głowy od ziemi ruszyłaś w kierunku domu. 
-Hej, poczekaj! - usłyszałaś czyjś głos z oddala, jednak nie podniosłaś głowy do góry. Gruba warstwa śniegu uginała się pod Twoimi stopami trzeszcząc jakbyś stała na środku jeziora i za chwilę miała wpaść do wody. Twój humor był na tyle zły, że pomyślałaś, że taka sytuacja nawet by Cię uszczęśliwiła. 
Nagle czyjaś ręka, leżąca teraz na Twoim ramieniu nakazuje Ci stanąć. Natychmiast się zatrzymałaś, w głębi duszy błagając, aby ten ktoś Cię zostawił. Już masz powiedzieć jakieś słowa, kiedy wreszcie Twoje zmęczone oczy spotykają się z zielonymi, radosnymi tęczówkami. Automatycznie łagodniejesz, a te oczy sprawiają, że dotychczasowe niepowodzenia odchodzą z Twojego umysłu. Para małych, figlarnych dołeczków ukazuje się w jego policzkach. 
-Cześć - wyszeptuje, wodząc wzrokiem po Twojej twarzy
-Cześć- odpowiadasz patrząc na niego ostrożnie spod zasłony gęstych rzęs. 
Harry było Twoim chłopakiem. Jedyną osobą, która działała na Ciebie jak gorąca woda na zmarzniętego wędrowca. Harry podnosi swoją dłoń, a szczupłym, długim palcem przejechał wzdłuż Twojego nosa. Zmarszczyłaś go, bo dobrze wiedziałaś, że zaraz jego palec spocznie na Twoich ustach. Uśmiechnęłaś się czekając na pocałunek. Bez odrywana od siebie wzroku spletliście Wasze dłonie, przybliżając się do siebie najbliżej jak tylko można. Harry nachylił się, zimnymi wargami dotykając Twoich ust. Był tak samo zmarznięty jak ty, co wskazywało, że od dłuższego czasu czekał na Twój powrót. Pomimo mroźnej pogody wyraźnie czułaś zapach jego perfum, tak delikatnych, tak dobrze Ci znanych. Zaśmiałaś się cicho, mimowolnie przerywając pocałunek. 
-Od razu lepiej widzieć jak się uśmiechasz- powiedział z tym charakterystycznym dla niego uśmiechem na twarzy - Zły dzień? - dodał po chwili zniżonym głosem.
Przygryzając dolną wargę przytaknęłaś mu głową nie mogąc zaprzeczyć. Jego pytanie od razu przypomniało Ci o wszystkich nieszczęsnych chwilach. Zesmutniałaś, przenosząc wzrok na jego czarny płaszcz pokrywający się małymi płatkami śniegu, które natychmiast topniały na ciemnym materiale. Harry podniósł Twój podbródek, zmuszając, abyś spojrzała mu w oczy.
-Kochanie, to już przeszłość. Klasówki da się poprawić, a pociąg o którym pisałaś mi rano zawsze możesz zastąpić moim samochodem. - przerwał na moment swoim uśmiechem przywracając Ci radość - Wiesz, że zrobię dla Ciebie wszystko. 
Zawsze zadziwiał Cię fakt, jak dobrze się rozumiecie. 
-A teraz choć- chwycił Twoją dłoń ciągnąc Twoją osobę w stronę parkingu, gdzie już z oddali widziałaś jego samochód. 
Styles szarmancko otwiera przed Tobą drzwi, a gdy tylko znalazłaś się w jego wnętrzu przez zmarzniętą szybę samochodu widziałaś jak chłopak składnia się, a z ruch jego warg wyczytujesz " Do usług kochanie!" Harry wsiada do środka uśmiechając się do Ciebie wesoło. Z głośników samochodu zaczyna płynąć Twoja ulubiona piosenka. Wiedziałaś, że Styles ustawił Twoją ulubioną płytę zanim jeszcze spotkaliście się dzisiaj. Nie mogąc oderwać od niego wzroku obserwujesz jak długie nogi poruszają się gdy chłopak naciska pedał gazu. 
Nim się obejrzałaś już byliście pod jego domem. Tak jak poprzednio, chłopak otworzył przed Tobą drzwi. Wchodzicie do domu a tam od razu czujesz jak ciepło pomieszczenia otula Twoje ciało. Harry puszczając do Ciebie oko idzie do kuchni. Zaciekawiona podążasz tuż za nim, zatrzymując się dopiero przy stole przy którym opierasz swoje ciało. Styles zaczyna coś gotować. Z miejsca w którym stałaś nie byłaś w stanie stwierdzić co Loczek przygotowuje. Nie chcąc mu przerywać, zaczynasz ogrzewać się o kaloryfer, rękę kładąc na gorącym urządzeniu.Niespodziewanie chłopak odwraca się w Twoją stronę i nie dając Ci chwili namysłu sadowi Cię na kuchennym stole. Jego zielone tęczówki wpatrują się w Ciebie jak w obrazek. Uśmiechasz się dając mu znać, że podoba Ci się jego reakcja. Po chwili jego usta całują Twoją szyję, a wciąż nieogrzane ręce wędrują pod Twoją bluzkę. Nie opierasz mu się, a   swoimi dłońmi przyciągasz go za szlufki. Chłopak cicho stęka, zaskoczony gwałtownością Twoich ruchów. Jego długie palce wędrują wzdłuż linii Twojego kręgosłupa powodując na Twoim cieple ciarki. Wyginasz się lekko do przodu, nabierając do płuc powietrza.
-Nie pozwolę, aby ten dzień był dla Ciebie stracony- wyszeptuje do Twojego ucha przerywając na moment serię pocałunków przy okazji ściągając przez głowę koszulkę. Zanurzasz ręce w jego gęstych lokach, czując jakie są miękkie. Jego język pieści Twoją skórę, a wargi wędrują po całej szyi. Zamykasz oczy oddając się rozkoszy. 
Nagle zaczynasz czuć intensywny, a nawet już przesadny zapach czekolady. Harry również to czuje i teraz odskakuje od Ciebie jak oparzony, po chwili biegnąc w stronę kuchenki. Ze śmiechem obserwujesz każdy jego krok, każdy ruch mięśnia na wysportowanej górnej części ciała. Po chwili równie roześmiany jak Ty odwraca się w Twoją stronę opierając ręce o kuchenny blat. Jego widok zaczęłaś porównywać do boga seksu. 
-No to na czym skończyliśmy?- zapytał ponownie ruszając w Twoją stronę. 


Imagin pisałam na szybko. Wpadł mi dzisiaj ten pomysł i od razu chciałam się z Wami nim podzielić, pomimo nawału szkolnych obowiązków. Tak jak obiecałam będę publikować tutaj imaginy. Mam nadzieję, że Wam się podoba. 
P.S Dziękuję za 53 obserwatorów.
P.S 2 - Nie wiem dlaczego, ale pisząc go miałam wrażenie że opisywaną dziewczyną jest Liliana. Jakiś sentyment do YOLO zostanie ze mną na zawsze chyba. ; ) 

piątek, 15 lutego 2013

WOW, nie umiem opisać jak bardzo jestem zdziwiona, że tak dużo osób udzieliło się pod epilogiem. Jestem Wam ogromnie wdzięczna, za żadne słowo, każdą opinię i obecność. Nie raz siedziałam i czytając to po prostu płakałam bo tak dobrze odebraliście zakończenie YOLO. 
Zapomniałam pod ostatnim postem dodać jeszcze iż dziękuję za osiem nominacji do Liebster Award :) . To niby tylko zabawa, ale i tak jestem zadowolona. Jak na razie widzicie nie mam weny do imaginów, bo bardziej skoncentrowałam się na drugim blogu, a konkretniej pisząc na pomysłach, które chciałabym tam wprowadzić. 
Kolejną rzeczą, która mnie bardzo ucieszyła jest to, że pomimo końca opowiadania wciąż dochodzą nowi obserwatorzy. DZIĘKUJĘ! Obiecuję, że prędzej czy później i tak ukaże się tu jakiś imagin :). 
Śmiało mogę napisać, że jestem dumna z tego bloga i faktu, że tak dużo osób go polubiło. Niby to tylko opowiadanie, ale za każdym razem gdy o nim pomyślę to się uśmiecham. Gdybym mogła ożywić ową Lilianę chyba do końca swojego życia byłabym jej wdzięczna za ludzi, których dzięki niej poznałam. 
I jeśli pomimo jakiegoś odległego terminu, postanowicie przeczytać to opowiadanie(jeszcze raz lub po raz pierwszy) mam nadzieję, że przypomnicie mi o swojej obecności w komentarzu ;) + wciąż mile widziana opinia od osób, które pomimo przeczytania go, nie dały o sobie znać :-) .Każda opinia ma dla mnie znaczenie. 
Wydaje mi się, że każdej osobie, która podała swojego TT dałam follow. Jeśli nie to pod tym postem możecie "się poskarżyć " : P .
Jeszcze raz dziękuję za wszystko, obiecuję że jeszcze nie raz tu wrócę i teraz postaram się napisać równie dobre opowiadanie z Louisem


niedziela, 27 stycznia 2013

Epilog

WSKAZÓWKA: Nie zaglądaj na koniec tego postu, nie warto psuć sobie, tak skracając drogę i psuć cały epilog! :P . To jest najdłuższy rozdział jaki napisałam. (Ma 13 stron!!) 
Chciałabym oznajmić, że pisanie tego opowiadania było dla mnie czystą przyjemnością i za każdym razem gdy tu wchodzę,  nie mogę uwierzyć jak wiele osób odwiedza go każdego dnia. 

Ten rozdział dedykuje Wam wszystkim. Za to, że wciąż tu jesteście. <3




Gotowi? 



Wiem przedłużam tą chwilę, nie wiem jak odbierzecie ten rozdział.

Dobra teraz już na poważnie. 
Miłego czytania xxx



*********


"Czas przemija nawet wtedy, kiedy wydaje się to niemożliwe. Nawet wtedy, kiedy rytmiczne drganie wskazówki sekundowej zegara wywołuje pulsujący ból. Czas przemija nierówno - raz rwie przed siebie, to znów niemiłosiernie się dłuży - ale mimo to przemija" 


Stałam w kuchni podtrzymując się prawą ręką blatu. Tępy wzrok utkwiłam w gotujący się czajnik. Czekałam cierpliwie, aż zobaczę, że czerwony guzik na jego rączce przeskakuje oznajmiając, że woda się zagotowała. Poczułam jak w klatce piersiowej po raz kolejny coś kłuje moje serce. Odchrząknęłam cicho starając przekonać samą siebie, że to wszystko po prostu jest już moją paranoją. Czajnik ponownie przekuł moją uwagę oznajmiając na swój sposób, że wreszcie doczekałam się chwili na którą czekałam od paru minut. Drobnymi, wolnymi kroczkami przeszłam dzielącą mnie od niego odległość, sięgając następnie po szklankę. Postawiłam ją tuż obok czajnika, aby zaraz napełnić wodą. Łyżeczkę zanurzyłam w cukrze, starając się nie wysypać jej zawartości na kuchenny blat. Taka prosta czynność, teraz wydawała się być zadziwiająco trudna. Podniosłam szklankę, a drugą rękę chwilami musiałam podkładać pod jej spód, aby nie rozlać herbaty. Widziałam jak dłoń dygocze mi na wszystkie strony, a z roku na rok wydawało się, że dzieje się z nią to coraz częściej.
Suwając stopy, niczym ślimak po nierównej powierzchni, wolnym krokiem przeszłam do salonu, z którego już z oddali słychać było stłumiony krzyk telewizora. Gdybyśmy pod nami mieli sąsiadów zapewne przychodziliby codziennie skarżąc się na zbyt głośne oglądanie telewizji.
-Harry, proszę przycisz to- powiedziałam patrząc jak siwa głowa odwraca się w moją stronę.
-Co mówiłaś?- zapytał niskim, chropowatym głosem. Wciąż miał te same głębokie zielone oczy co kiedyś i jedynie siwa głowa, z niewielką ilością kręconym włosów zdradzała jego prawdziwy wiek.
-Prosiłam, abyś przyciszył- powtórzyłam spokojnie, sadowiąc się obok niego na skórzanej kanapie. Westchnęłam z ulgą mogąc wreszcie dać odpocząć zmęczonym nogom. Gorąca herbata parzyła moje ręce, zmuszając, abym postawiła ją na niewielkim stoliku przed sobą. Spojrzałam na Harrego, który siedział sztywno na kanapie. Gdy tylko pochwycił moje spojrzenie uśmiechnął się ciepło jak to zawsze miał w zwyczaju. Minęło tyle lat, a ja wciąż mogłam dostrzec w jego oczach taką sama głęboką miłość, jaką darzył mnie kilkadziesiąt lat temu.
-Darcy przysłała nam kartkę- oznajmił, wolnym gestem głowy wskazując na stolik przed nami. Podążyłam za nim wzrokiem dopiero teraz zauważywszy pocztówkę. Nachyliłam się, sięgając po nią.
Krajobraz na jednej z jej stron przedstawiał plaże, wysokie, grube palmy, a w oddali zachód słońca. Kilka sekund później przekręciłam ją sprawdzając co napisała Darcy.

„Mamo, tato, tak jak mówiliście. To miejsce ma w sobie tyle magii, a do tego jest takie romantyczne!!  Jessica z Jonathanem nie chcą w ogóle wracać do hotelu, tylko ciągle pluskając się w wodzie. Nawet Francesca, która krzyczy mi przez ramię, abym Was pozdrowiła wcale nie chce wracać do domu, nie do wiary prawda?
 Pozdrawiamy Was gorąco, do zobaczenia wkrótce ”

Trzymana w moich rękach kartka lekko się zatrzęsła. Opuszkiem palca dotknęłam miejsca w którym Darcy się podpisała. Uśmiechnęłam się, łapiąc krótki oddech.
-A tak nie mogły przekonać się do Chorwacji- zaśmiałam się spoglądając na Harrego.
-Jak widać wystarczy tylko postawić stopę na nieznanym gruncie, aby przekonać się, że wcale nie jest taki niebezpieczny i straszny jakim go sobie wyobrażaliśmy- na jego policzkach pojawiły się od lat niezmienne dołeczki.
-Schowam ją do reszty- odparłam podnosząc się niezdarnie na rękach.
Przemierzając pokój poczułam ogarniającą mnie złość, że tak dużo czasu zajmuje mi ta czynność. W końcu dotarłam do szafy, w której od zawsze trzymaliśmy wyjątkowe dla nas rzeczy, do których mieliśmy wielki sentyment.
Otworzyłam dolną szufladę i po raz ostatni spojrzałam na krajobraz widniejący na pocztówce. Kilka sekund później umieściłam ją w średnich rozmiarów kartonie pełnym laurek, płyt i zdjęć. Z ciekawością zajrzałam do jednego z mniejszych albumów, zastanawiając się co może  w nim odkryć. Otworzyłam go ostrożnie.
Znalazłam zdjęcia przedstawiające mój stary dom, kiedy jeszcze nie znałam Harrego, a moje dzieciństwo było ciężkie ze względu na niedobrą sytuację finansową rodziców. Miałam już coś powiedzieć, jednak znów poczułam nieprzyjemny ból w okolicach serca. Przyłożyłam rękę do miejsca, w którym najbardziej bolało, wyczuwając jak szybko ono bije.
-Co robisz?- zapytał Harry przyglądając mi się z kanapy. Zerknęłam w jego stronę posyłając ciepły uśmiech.
-Znalazłam zdjęcia z czasów kiedy mieszkałam w Dover- oznajmiłam ponownie przenosząc wzrok na fotografie, które trzymałam w dłoni. -Masz ochotę obejrzeć ?- zapytałam po chwili. Harry potwierdził moje przypuszczenia. Objęłam karton i starając się nie rozsypać zdjęć, wróciłam do chłopaka. Styles pomarszczoną dłonią sięgnął po jeden z albumów.
Przysunęłam się do niego bliżej.
-Poznajesz ją? -zapytał odwracając głowę w moją stronę. Przyjrzałam się zdjęciu przedstawiającemu mnie z śliczną blondynką. To zdjęcie nie pochodziło z Dover. Na pewno zrobione było już po przeprowadzce do stolicy.
-Charlotte- wyszeptałam. To było wiele lat temu. Obie miałyśmy może po jakieś siedemnaście lat - O ile się nie mylę to chyba z waszego koncertu, po którym postanowiłeś za mną pobiec- w pamięci próbowałam przeszukiwać wszystkie zakamarki umysłu, szczegółowo przypominając sobie tamte czasy.
Harry przewrócił stronę i tym razem naszym oczom ukazało się nasze pierwsze wspólne zdjęcie.
-Tak to definitywnie po naszym koncercie- zaśmiał się
-Co cię tak śmieszy? -dałam mu kuksańca w bok, starając się nie sprawić ani sobie, ani jemu bólu.
-Byłaś taka uparta- przyznał obejmując mnie ramieniem.- I piękna- dodał szybko - Oczywiście wciąż jesteś dla mnie najpiękniejszą kobietą na ziemi- tłumaczył się zawzięcie
 Minęło tyle czasu, a na moich policzkach znów zagościły rumieńce. Niektóre rzeczy nawet czas nie zmieni.
-Flirtujesz ze mną staruszku?- drażniłam się z nim
-Wciąż jestem młody skarbie-  Styles próbował naśladować uwodzicielski ton głosu jednego z moich ulubionych amerykańskich aktorów. Szło mu całkiem nieźle.
-Twoja łysina i zmarszczki mówią co innego- przekomarzaliśmy się dalej
-Czepisz się szczegółów. Parę operacji plastycznych i nawet nie odróżnisz mnie od tego chłopaka na zdjęciu w tle- palcem wskazał siebie w wieku siedemnastu lat. To zdjęcie było raczej robione z zaskoczenia. Stałam wtedy w długiej kolejce czekając aż wreszcie przyjdzie moja kolej, aby chłopaki podpisali mi swoją płytę. Moja głupia mina i wielkie jak orzeszki oczy świadczyły, że byłam bardzo podekscytowana tym wszystkim.
-Nic nie musisz zmieniać. Dla mnie i taki jesteś idealny- zapewniłam go.
Harry nachylił się składając pocałunek na moim czole.
-Kocham Cię, wiesz?- powiedział.
W odpowiedzi wtuliłam się w niego mocno, przyciskając głowę do torsu.
-Ja ciebie też
W ciszy wróciliśmy do oglądania kolejnych fotografii. Praktycznie cały album wypełniony był zdjęciami z tamtego dnia. Oprócz wygranej taty w totka, Harry był kolejną niespodziankom  w moim życiu, która przewróciła moje życie do góry nogami.
-Patrz, to z tego wyjazdu z Camber- spojrzałam na fotografię.
Zdjęcie przedstawiało prawie cały band, Eda Sheerana, Daniele, mnie i Eleanor. Zayna z Perrie nie było na zdjęciu. Z tego co pamiętam wrócili wcześniej do Londynu.
Wciąż nie mogłam uwierzyć, że czas ucieka w tak błyskawicznym tempie.
Zamknęliśmy album zastanawiając się, za który by się teraz wziąć. W końcu podniosłam ten, w którym dobrze wiedziałam co się znajduje.
-O ile dobrze pamiętam to jeden z albumów One Direction.- zaśmiał się. Potrząsnęłam twierdząco głową.
Otworzyłam zielony album, poświęcony zdjęciom zespołu, w którym śpiewał Harry.
-Boże tyle wspomnień- mówił to głosem świadczącym, że zaraz się rozklei.
Na samym początku znajdowały się zdjęcia z pierwszych lat zespołu, wyjazdy do Afryki, aby pomóc biednym ludziom i zdjęcia z mnóstwem nagród stojących w studio, w którym chłopcy nagrywali kolejne utwory. Przewróciłam stronę;
-To z wyjazdu do Japonii- wskazał palcem charakterystyczne japońskie lampiony w tle. Przyjrzałam się dokładnie Harremu mającemu może z dwadzieścia lat. Był bardzo przystojny, szczupły i czarujący. Przez tyle lat niewiele się zmieniło - Gdyby Zayn zobaczył to zdjęcie chyba by wpadł w depresję.
Zastanawiałam się czy chodzi mu o to, że Zayn od zawsze dbał bardzo o swój wygląd, który teraz nie ukrywajmy bardzo się zmienił czy może o fakt, że od tamtego dnia minęło sporo czasu.
-Przywiozłeś mi wtedy kimono- przypomniałam sobie nagle- Gdzieś powinnam go jeszcze mieć- mój umysł pracował na najwyższych obrotach. Gdzie go mogłam wsadzić?, zastanawiałam się.
Na kolejnej karcie znajdowały się zdjęcia z różnych gal i ważnych koncertów. Brit Music Awards, Madison Square Garden, premiera filmu o powstawaniu zespołu. Zdjęć było mnóstwo bo ich band miał praktycznie z każdego wydarzenia choćby jedną fotografię. Niall, który uwieczniał każde spotkanie z fanami na fotografiach, pewnego dnia przyszedł do nas z ponad dwoma tysiącami zdjęć. Louis, Zayn i Liam dostali swoje kopie. Dawniej śmieliśmy się z jego potrzeby uwieczniania wszystkiego na zdjęciach. Co jak co, ale teraz wszyscy byliśmy za to blondasowi wdzięczni.
Ostatnie zdjęcie w albumie to portret całej piątki. Uśmiechnięci, zadowoleni, a przede wszystkim szczęśliwi z osiągnięcia swoich marzeń. To musiała być któraś z ich rocznic, bo każdy miał na sobie dość wakacyjny strój i wyglądał na ponad dwadzieścia pięć lat.
-Czasami patrząc na te zdjęcia nie mogę uwierzyć, że to wszystko naprawdę się mi przytrafiło- zerknęłam na niego, prosząc, aby rozwinął swoją myśl. Harry patrzył to na mnie to na album, który wciąż trzymałam na kolanach. Jednak on już nic więcej nie dodał.
-Zasłużyłeś na szczęście i wielu udowodniłeś, że marzenia się spełniają jeśli tylko uparcie dążymy do ich realizacji- zapewniłam głaszcząc po dłoni.
Zamilkliśmy na chwilę.
Zastanawiałam się o czym myśli, którą część życia wspomina tak intensywnie.
-Szkoda, że wszystko już było- westchnął pochylając głowę, by schować wzrok.
-Harry jeszcze nie umierasz, jeszcze dużo się może wydarzyć- rzadko bywało tak, żebym to ja musiała go pocieszać. Najczęściej to ja panikowałam i przejmowałam się niepotrzebnie, a on latał i w kółko powtarzał, że narzekanie nic nie pomoże. Że trzeba zmierzyć się z problemem i odnaleźć wyjście.
-Co osoba w moim wieku może jeszcze osiągnąć?-
Miałam wrażenie, że dopadła go nagła depresja. Westchnęłam.
-Jeśli tylko czegoś naprawdę byś pragnął, na pewno byś to miał.- Nie poddawałam się.
Harry wreszcie spojrzał w moje oczy.
Miałam wrażenie, że przez te lata stracił swoją pewność siebie.
-Już to osiągnąłem. Mam wspaniałą rodzinę- odparł patrząc głęboko w moje oczy. Uśmiechnęłam się czując motyle w brzuchu. Nigdy bym nie pomyślała, że po tylu latach wciąż tam będą. Wiedziałam, że jeśli uczucie jest prawdziwe to każdego dnia zakochujemy się w drugiej osobie coraz mocniej , a miłość może przetrwać wszystko.
Odłożyłam album, aby sięgnąć po plik nie schowanych do żadnego z albumów zdjęć.
Jedno z nich wypadło mi z rąk. Westchnęłam niepocieszona iż muszę się zginać. Nachyliłam się po nie. Poczułam lekkie zawroty głowy ostatnimi czasy pojawiające się coraz częściej. Ach ta starość. Harrego gładził moje plecy, jakby chciał wesprzeć w tej czynności.
-Mam cię- wyszeptałam podnosząc zdjęcie z podłogi.
Na początku nie wiedziałam co się na nim znajduje, gdyż fotografia przewrócona była na białą stronę. Kiedy tylko przekręciłam rękę tak, aby wreszcie dowiedzieć się z którego okresu mojego życia pochodzi, wspomnienia wróciły, jakby działo się to dopiero wczoraj.
Na niewielkich rozmiarów fotografii, znajdowała się liczna grupa ludzi. Wszyscy uśmiechnięci, w eleganckich strojach, zadowoleni, że mogą brać udział w  tej ważnej uroczystości. W centralnym punkcie, pierwszego rzędu stała młoda dziewczyna, aż promieniała ze szczęścia. Jej długa biała suknia podkreślała jak ważny to dla niej dzień. Tuż obok, po lewej stał wyższy o kilkanaście centymetrów brunet. Uśmiech chłopaka również wskazywał, że właśnie przeżywa najlepszy dzień  w swoim życiu. Gęsta czupryna loków wyjątkowo ujarzmiona przez fryzjera, dumnie prezentowała się na zdjęciu. Para ukradkiem, niczym dwoje zakochanych w sobie nastolatków chcących schować swoje uczucie przed niezadowolonymi rodzicami, trzymała mocno złączone dłonie.
-Co tam masz?- Harry zakrztusił się głośno, jednak po chwili zamilkł czekając na moją odpowiedzieć. Nawet nie poczułam gdy po moich policzkach zaczęły płynąć  słone łzy. Zamknęłam na moment powieki, hamując emocje. Ilekroć oglądałam te zdjęcia wciąż reagowałam tak samo. Łzy stały się nieodłączną częścią takiej chwili.
-To zdjęcie z naszego wesela- powiedziałam łapiąc krótkie oddechy. Harry położył swoją dłoń  na mojej. Pasowała wciąż tak samo idealnie. Zerknęłam ukradkiem na chłopaka widząc, że uśmiecha się szeroko. Kolonia zmarszczek pojawiła się na jego policzkach, nie widząc jak to się dzieje,  wciąż dodając mu nieskazitelnego uroku. – Pamiętasz tamten dzień? –zapytałam  doskonale znając odpowiedź. Harry zacisnął mocniej swoją dłoń.  Naciągnięta jasna skóra uwydatniała wszystkie plamki powstałe na skórek starości.
-A pamiętasz oświadczyny?- odpowiedzi pytaniem na pytanie.
Moja znacznie słabsza już pamięć cofnęła się do momentu, który miał miejsce ponad sześćdziesiąt lat temu. Chwila ta zapoczątkowała nasze wspólne życie.
–To był maj- przypomniałam z uśmiechem na twarzy. Łzy przestały spływać, pozostawiając po sobie jedynie nieprzyjemne uczucie na policzkach. –Tego samego dnia, w którym po raz pierwszy się spotkaliśmy- obdarowałam go uśmiechem, pokazując, ze wciąż pamiętam. – Tamtego dnia miałam nawal roboty  w pracy, a ty przyszedłeś do mojego biura szczęśliwy niczym mały szczeniak, który dostał nową zabawkę - Harry pomimo swoich lat nie stracił tego cwaniackiego wyrazu twarzy. Odwróciłam wzrok kierując go na wiśniowy dywan.
Tamten dzień chyba jak dla każdej dziewczyny nigdy przenigdy nie straci na wartości.

To było czwartkowe późne popołudnie. Siedziałam akurat z trzecia kawą nad jakimiś papierami. Tego dnia po prostu nic nie potrafiłam zrobić, nie potrafiłam na niczym się skupić. Miałam właśnie zabrać się za jakiś raport, gdy do biura ulokowanego w centrum hałaśliwego Londynu wpadł Harry. Miał na sobie odświętną czarne spodnie, niebieską bluzką z dopasowaną marynarką. Jeśli dobrze pamiętam właśnie dochodziła szesnasta, a na dworze panowała wakacyjna pogoda.
-Co tutaj robisz skarbie?  Mieliśmy się spotkać dopiero po dziewiętnastej w domu.- zapytałam trochę zła, że przerwał mi pracę, ale i szczęśliwa mogąc go widzieć.
-Nie mogłem czekać- wytłumaczył uśmiechając się gorączkowo- Poza tym- dodał po chwili spuszczając głowę, wciąż się szczerząc- Nie wziąłem kluczy.
Przewróciłam oczami, powoli przyzwyczajając się do jego sklerozy. Wspólne mieszkanie kupiliśmy rok wcześniej ulokowane w spokojnej okolicy Londynu z dala od zgiełku miasta.
Sięgnęłam do torebki przegrzebując ją w poszukiwaniu kluczy. W końcu znalazłam zaginioną rzecz i już chciałam podać ją Stylesowi, gdy ten mnie zatrzymał
- Zaczekaj- odparł zamykając moją dłoń w jego wielkich, ciepłych.
Spojrzałam na Harrego kompletnie nic nie rozumiejąc.
-Harry boli mnie głowa, mam jeszcze raport do napisania- nie miałam ochoty na nic. Najchętniej położyłabym się i spała, a tu jeszcze praca czeka. Styles posmutniał przenosząc wzrok na Tracy, moją współwłaścicielkę i tym samym przyjaciółkę.
-Dasz radę napisać go za Lil?- zapytał błagalnym tonem.
Tracy, niska brunetka o niezwykle ciemnych oczach, patrzyła ze zdziwieniem to na Harrego to na mnie. Wzruszyłam ramionami nie wiedząc co jej powiedzieć. – Tracy proszę- chłopak nie chciał ustąpić. Dziewczyna na moment spuściła wzrok ogarniając nim zabałaganione biurko. W końcu westchnęła rozkładając ręce.
-No dobra. Wynagrodzisz mi to kiedyś –mrugnęła do mnie.
Harry podbiegł do dziewczyny całując w czoło.
-Jeszcze zobaczysz, że nie pożałujesz!!- zaświergotał. Przyznam szczerze, że ja też poczułam ulgę, a świadomość, że jeden obowiązek mi odpadł, poczułam się nawet lepiej.
-W takim razie gdzie chcesz mnie zabrać?- zapytałam uśmiechając się do niego.
-Zobaczysz- w jego głosie dało się rozpoznać nutkę zdenerwowania, ale i podniecenia. Chłopak wyciągnął do mnie swoją dłoń prosząc, abym ją chwyciła. Złapałam ją splatając nasze palce ze sobą.
Przed biurem przy wąskim chodniku stał samochód Stylesa. Chłopak otworzył mi drzwi, a następnie sam obszedł auto dookoła.
-To gdzie jedziemy?- spróbowałam jeszcze raz.
Harry odpalił silnik i puścił do mnie oko
- Wszystko w swoim czasie.

Jechaliśmy już od dobrych dziesięciu minut, zatrzymując się co jakiś czas na czerwonym świetle. Mój humor poprawił się znacznie, a gdy z głośników radia popłynęły moje ulubione piosenki, które parę dni temu nagrałam na płytę odzyskałam pogodę ducha.
-Kiedy powiesz mi coś więcej?- zapytałam kompletnie nieświadoma co planował.
-Najpierw pojedziemy do pewnego miejsca….- odpowiedział  z trudem próbując opanować szeroki uśmiech. Co on kombinował?!,  wciąż myślałam.
Światło zmieniło się na zielone, a my trochę w zbyt szybkim tempie ruszyliśmy z miejsca, co spowodowało, że wbiłam się w fotel. Spojrzałam na chłopaka, od razu zauważając, że jest jeszcze bardziej zdenerwowany.
-Przepraszam- odparł, lekko przygryzać dolną wargę.
Minęliśmy parę przecznic wjeżdżając na Oxford Street. Powoli zaczynałam rozumieć dokąd jedziemy.
-Wieziesz mnie do Regent’s Park, prawda?- zapytałam chcąc mieć świadomość miejsca, w które zmierzaliśmy.
-Tak- odpowiedział krótko, uśmiechając się szeroko.
Po kilku minutach samochód zatrzymał się na parkingu, a my wyszliśmy na zewnątrz.
Harry złapał mnie za rękę.
-Chodź.

Weszliśmy przez główne wejście. Wolnym krokiem, jakby nigdy nic ruszyliśmy w niewiadomą mi stronę. Jakaś starsza pan z wózkiem, w którym siedział uśmiechnięty mały chłopiec, zmierzyła nas wzrokiem. Zignorowałam ją, co po tak długim czasie bycia z Harrym wydawało się być codziennością.
-Dlaczego nie chciałeś powiedzieć mi, że jedziemy do parku? Przynajmniej przebrałabym się w coś mniej biurowego- dociekałam z dezaprobatą patrząc na czarną spódnice i biała bluzkę z czarnym kołnierzykiem.
-Liliana, jesteś idealnie ubrana- zaśmiał się, unosząc głowę. Popatrzyłam na niego wzrokiem mówiącym, że albo ja zwariowałam albo on. Może to przez ten ból głowy?
Kilka minut później, przedarliśmy się przez szkolną wycieczkę zwiedzającą park i najprawdopodobniej ZOO w końcu, wychodząc wprost na wzgórze.
-Primrose Hill, mogłam się domyśleć.- Harry na moment puścił moją dłoń, po czym schylił głowę chowając spojrzenie. Nie wiedziałam dlaczego tak dziwnie się zachowywał. Spróbowałam tego nie zauważać.
-Usiądziemy?- zapytał niepewnie
Pokiwałam głową.
Już miałam usiąść, jednak na moment zastygłam, zastanawiając się tępo czy nie zniszczę stroju. Jednak gdy Harry, który już siedział wygonie na trawie, spojrzał na mnie z dołu, oczami tak bardzo pragnącymi, abym to zrobiła, nie mogłam mu się sprzeciwić.
-Poczekaj dam ci marynarkę -chłopak natychmiast zdjął z siebie odzienie i szybko złożył w niewielki prostokąt - Siadaj- powiedział kładąc marynarkę na trawie.
Przez chwile siedzieliśmy w ciszy wsłuchując się w odgłosy miasta, kompletnie zapominając o pracy i obowiązkach. Zastanawiałam się dlaczego mnie tutaj dzisiaj zabrał.
Postanowiłam więc o to zapytać;
-Czy coś się złego stało? - Pamiętałam doskonale, że to właśnie tutaj Harry zawsze wracał gdy miał jakiś problem.
-Nie, na szczęście nie- powiedział, bawiąc się źdźbłem trawy.
-To dlaczego tutaj przyszliśmy?- nie dawałam za wygraną. Loczek podniósł głowę na moment przenosząc wzrok w stronę miejsca, skąd z gęstwiny drzew wyłaniała się wąska dróżka. To miejsce trochę zmieniło się przez te siedem lat.
- Pamiętasz naszą pierwszą poważna kłótnię?- zapytał patrząc prosto w moje oczy. W jego dostrzegłam ból, który pomimo tylu lat wciąż nie dawał mu spokoju za to, że pocałował Carę. Przełknęłam ślinę spuszczając wzrok, jednak szybko powróciłam do oczu chłopaka.
-Tak pamiętam, ale Harry- na moment zastopowałam skupiając całą jego uwagę na sobie- To przeszłość. Było dawno, zniknęło i nie powinniśmy już więcej o tym rozmawiać.
-Do końca życia będę dziękował ci i Bogu- uniósł oczy do góry, pokazując prawdziwość jego słów- za to, że mi wybaczyłaś. – Uśmiechnęłam się w duchu po raz enty mając dowód na to, że Harremu naprawdę na mnie zależało. – To tutaj również po raz pierwszy przyszliśmy, gdy świat dowiedział się, że jesteśmy parą - Nie byłam do końca tego pewna, bo czas robi z pamięciom swoje, ale słuchałam uważnie. Harry wciąż nie odrywał ode mnie oczu. Niewielki wietrzyk zawiał delikatnie dotykając koniuszków jego włosów- To tutaj również otworzyłaś się przede mną, a ja przed tobą.
Nie musiał nic więcej dodawać, doskonale wiedziałam, że chodzi o moje blizny. Odruchowo spojrzałam na rękę. Wciąż tam były. Przez tyle lat straciły na swojej intensywności, lecz można było je dostrzec jeśli ktoś bardzo by tego chciał.
Milczeliśmy jakiś czas, prawdopodobnie obydwoje cofając się pamięciom do przeszłości
-Tak to miejsce ma swoja magię- westchnęłam cicho. Pamiętam, jak Harry opowiadał o swoim ojcu, rozwodzie rodziców i innych ważnych dla niego sprawach. Obraz jego mokrych od płaczu oczu do końca życia zapadnie w mojej pamięci.
Nagle Harry energicznie podniósł się z ziemi.
-Dobra, zbierajmy się
-Już??!?- zapytałam zdziwiona
-Tak, mamy jeszcze coś do zrobienia- odparł, na jego twarzy znów zagościł cwaniacki uśmieszek.

Wróciliśmy do auta.
-To dokąd teraz? -moja ciekawość sięgała zenitu
-Wszystko w swoim czasie
-Kolejne tajemnicze miejsce niespodzianka?- uparcie ciągnęłam. Składając ręce na piersiach.
-Zobaczysz- odparł krótko, wciąż nie mógł przestać się śmiać.
-Jesteś dzisiaj bardzo tajemniczy-  stwierdziłam, gdy kierowaliśmy się w stronę pałacu Westministerstwa.
-Za to mnie kochasz- puścił do mnie oczko.
Nie miałam pojęcia co w niego dzisiaj wstąpiło, jednak postanowiłam czekać wiedząc, że i tak wkrótce się dowiem. Harry przyhamował, jadąc teraz w zbyt wolnym tempie jak na niego samego.
-Co się stało?- zapytałam nie widząc kompletnie żywej duszy na naszej drodze. Oczywiście, martwej też nie.
Nic mi nie odpowiedział. Na początku nie wiedziałam gdzie jesteśmy, jednak po chwili po mojej prawej stronie, zauważyłam znajome miejsce. Miejsce, w którym po raz pierwszy spotkałam się z Harrym sam na sam. Doskonale pamiętałam drogę, po której szłam, wychodząc wściekła z  koncertu. Rzuciłam mu pytające spojrzenie lecz ten po raz kolejny udawał, że to nic takiego. Kiedy oddaliliśmy się na tyle, żeby śmiało można powiedzieć, że nawet gdy bardzo się wysilę nie zobaczę już pamiętnych miejsc, Styles przyspieszył. Opadłam na fotelu powoli zaczynając się denerwować. Mój wzrok padł małą figurkę ludzika z brytyjską flagą z logo biurka, w którym podpisaliśmy akt kupna mieszkania. Co ona tu robiła? Przecież doskonale pamiętałam jak zanosiłam ją do mieszkania i stawiałam na półce obok telewizora, a nie tutaj na kokpicie auta.
- Moja mama chciałaby wpaść w odwiedziny z Gemma w przyszłą sobotę- poinformował mnie parę minut później.
-O to świetnie!! Może zaprosimy i moich rodziców i zrobimy kolację?- zaproponowałam doskonale wiedząc, że moja rodzicielka byłaby niepocieszona gdyby Annie przyjechała do Londynu nawet jej nie odwiedzając. Harry posłała mi swój czarujący uśmiech.
Zanim się zorientowałam już wyjechaliśmy z  Londynu i teraz mknęliśmy w nieznanym mi kierunku.
-Tylko nie mów  ze jedziemy do Camber…- zaśmiałam się nerwowo.
-Znacznie bliżej- odpowiedziała zadowolony, że nie wiem wciąż gdzie mnie zabiera.
To stawało się już naprawdę wkurzające. Nie jestem cierpliwą osoba, nigdy nie byłam i trudno się dziwić, że tak reagowałam. Westchnęłam opierając głowę o zagłówek fotela.

Podróż zakończyła się po ponad dwudziestu minutach. Niepewnie wyjrzałam przed okno próbując rozpoznać okolice. W oddali znajdowało się duże jezioro, a tuż obok knajpa., która nie pozostawiła wątpliwości gdzie się znajdowaliśmy.
-British Hawaii? -zapytałam retorycznie, przenosząc wzrok na Loczka.
-Poznajesz?- uśmiech nie schodził mu z twarzy
-Oczywiście, że tak!! Minęło kupę lat!- jak mogłabym zapomnieć o tym miejscu? 
To właśnie tutaj Harry zabrał mnie na pierwszą randkę.
-Mam nadzieję, że jesteś głodna

Harry nie czekając na odpowiedź wysiadł z samochodu, po czym obchodząc go, otworzył przede mną drzwi. Chwyciłam jego dłoń pozwalając się powieść. 

Idąc po drewnianych schodach, prowadzących do restauracji mogłam doskonale zaobserwować jak niewiele od tamtej pory się zmieniło. Restauracja stała się jedynie bardziej klimatyczna niż dawniej, jednak nie straciła tamtejszej magii. 
Harry gestem głowy wskazał stolik nad brzegiem jeziora. Powracając pamięcią do przeszłości zastanawiałam się czy to przypadkiem  nie ten sam, na którym siedzieliśmy tamtego wieczoru.
-Dlaczego  wcześniej tutaj nie przyjeżdżaliśmy? -zastanawiałam się głośno, gdy już zamówiliśmy jedzenie
-Właściwie to nie wiem. Może to kwestia naszej sklerozy albo braku czasu- odparł rozglądając się dookoła.
-To co takiego sprawiło, że akurat dzisiaj się tutaj znaleźliśmy?- powoli sama sobie zaczynałam się dziwić, że tak go podchodzę. Z drugiej jednak strony dzisiaj wcale nie mieliśmy dużo czasu.
-Pomyślałem, że trzeba zrobić coś na spontana, oderwać się od rzeczywistości i trochę zaszaleć- Styles zaczął bawić się srebrnym widelcem, obracając go w okół własnej osi.
-Tylko to szaleństwo może odbić się na moich zarobkach- stwierdziłam ponuro szybko, jednak dodając- Ale doceniam gest, skarbie- wyciągnęłam do niego swoją dłoń. Chłopak natychmiast przykrył ją swoją.
-Dobrze wiesz, że nie musisz pracować. Moje zarobki są na tyle duże, aby utrzymać nas oboje i zapewne jeszcze czwórkę dzieci.
Dlaczego wspomniał o dzieciach?,pomyślałam . 
Nie chciałam się z nim kłócić, nie dzisiaj, nie było sensu. 
Nie byliśmy nawet narzeczeństwem i Harry nie musiał mnie utrzymywać. Z resztą nie dałabym rady siedzieć w domu i nic nie robić. To nie dla mnie. Chciałam rozwijać się zawodowo. Lecz nigdy w życiu nie chciałabym go stracić.
-Stek dla pani, prawda?- dopiero teraz zorientowałam się, że nad nami stoi wysoki kelner z dwoma talerzami. Rozdzieliliśmy nasze dłonie, prostując się na krześle.
-Tak dla mnie- potwierdziłam
Chwilkę później Harry dostał swoje owoce morza
-Tak wiele się zmieniło przez te siedem lat.-powiedział.Zastanawiałam się czy mówi o życiu czy o tej restauracji. Nie przerwałam mu jednak pozwalając dalej mówić.- Dorośliśmy, zamieszkaliśmy razem- w tej chwili chłopak podniósł głowę z nad talerza patrząc na mnie tym cudownym spojrzeniem. - Spotkaliśmy tylu nowych ludzi- loczek powrócił do grzebania widelcem w talerzu.
-Ale my się nie zmieliliśmy. Wciąż mamy siebie- zapewniłam.
-I to jest najważniejsze- przyznał. 
Gdzieś w oddali usłyszałam dobrze mi znaną melodię. 
-Słyszysz?- zapytał uśmiechając się czule. Wsłuchałam się w piosenkę próbując przypomnieć sobie jej tytuł. Nagle mnie olśniło.
-Kiss Me?- miałam wrażenie, że to wszystko jest zaplanowane, że Harry odtwarzał wydarzenia sprzed kilku lat.
-Zatańczymy?- zapytał wstając z krzesła.
-Jasne- odłożyłam sztućce na talerz, po czym dołączyłam do niego.
Poszliśmy na parkiet wtulając się w siebie nawzajem. Tak długo z nim jestem, a moja miłość nie przygasła, ani trochę. Wręcz przeciwnie, poznałam go lepiej i dzięki temu mogę kochać go mocniej. 
Tkwiliśmy tak przez całą piosenkę, uspokojeni, pochłonięci myślami i wspomnieniami. 
Gdy melodia ucichła, Harry szepnął mi do ucha.
-Poczekaj tutaj na mnie- jego głos był prawie niesłyszalny, jednak wyczułam ze się czymś denerwował. Znałam go na tyle dobrze, żeby zauważyć że dzisiaj coś się z nim działo, był inny, poddenerwowany i tajemniczy. 
Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, chłopak pocałował mnie w czoło i po chwili szybkim krokiem oddalił się w stronę wyjścia z restauracji. Stanęłam z bok opierając się o drewniany słup. Może jest chory i po prostu stąd wynikało to całe zdenerwowanie ? Głowiłam się zaczynając się naprawdę martwić. Wiele par stojących na parkiecie zaczęło tańczyć do kolejnych utworów. Powoli zrobiło się ciemno przez co restauracja oświetlana była głownie przez małe, rozproszone światła w bocznych częściach restauracji, na zewnątrz zaś przez świece stojące przy każdym ze stolików. 
Nagle muzyka ucichła, zwracając uwagę gości na niewielką scenę. Podniosłam głowę sprawdzając co się dzieje. Moje oczy padły prosto na stojącego tam Harrego. W ręku trzymał mikrofon. Nie wiedziałam co planował, jednak moje serce podskoczyło w klatce piersiowej.
-Przepraszam wszystkich za przerwanie tańca, ale chciałbym coś powiedzieć- chłopak przeleciał wzrokiem gości, szukając pośród nich mojej osoby. 
W końcu mnie odnalazł. Przesłałam mu nerwowy uśmiech. Skupił na mnie całą swoją uwagę.
- You're the one that God had made for me
  You're the one who's always in my dreams. 
  The one who keeps me goin'
  When I can't go on
  The one that I've been waiting for
  For so long....  -  tak wiem, śpiewałem a miałem mówić- niektórzy z zebranych zaśmiali się głośno. -Dobra ale teraz już konkrety. Wśród was jest moja dziewczyna- zamilkł na moment gestem głowy prosząc, abym podeszła bliżej- Liliano, kochanie podejdź bliżej. - Zrobiłam to o co mnie prosił, nogi miałam jak z waty, a serce chciało wyrwać się z klatki. Słyszałam wśród gości szepty, jednak byłam zbyt zdenerwowana, aby zareagować. Harry podszedł do krawędzi sceny. -Choć tutaj do mnie- wyciągnął wolną dłoń prosząc, abym dotrzymała mu towarzystwa na scenie. Przełknęłam ślinę, łapiąc następnie chłopaka za rękę. Gdy już stałam obok niego, na moment spojrzałam na zebraną publikę, tym samym stresując się jeszcze bardziej. Harry odchrząknął po czym stanął na wprost mnie. Jego oczy wpatrzone były w moje.- Liliano, pewnie zastanawiasz się przez cały dzień co mi odbija- zaśmiałam się cicho- Jeśli można by odpowiedzieć na to pytanie odpowiedź byłaby prosta; miłość- nie wiem czy moje serce mogło bić jeszcze mocniej. Harry oblizał usta przygryzając na koniec dolną wargę- Dzisiejsza podróż nie była przypadkowa, Primrose Hill, miejsce w którym po raz pierwszy się spotkaliśmy, ta restauracja. To wszystko to mała część naszej wspólnej historii. Uwierz mi, miałem pomysł zabrać cię do Camber lub Chorwacji, jednak mogłabyś uznać, że chcę cię uprowadzić- zrobił głupią minę. Zaśmiałam się powoli nie mogłam przestać hamować łez- Przy tobie stają się sobą, nie muszę przed niczego udawać ani uśmiechać się sztucznie do aparatu. To ty dajesz mi największe szczęście i cholera, żałuję ze nie spotkałem cię jeszcze wcześniej. - pokręcił głową jakby chciał tym samym obwinić los - Gdyby dano mi drugie życie znalazłbym cię wcześniej by móc kochać się w tobie dłużej- cała się trzęsłam, a łzy płynęły po policzkach w szybkim tempie. Teraz wszystko stawało się jasne. Już wiedziałam dlaczego byliśmy w tych wszystkich miejscach. W pewnej chwili Harry wyjął z kieszeni marynarki małe czerwone pudełeczko w kształcie serca i ukląkł przede mną. Serce walnęło mi mocno wiedząc co za chwilę się stanie. Styles otworzył je. W środku znajdował się prześliczny pierścionek z małymi brylancikami. Harry wyjął go, podnosząc głowę, aby móc patrzeć mi prosto w oczy.
- Liliano, wyjdziesz za mnie?- powiedział zdenerwowanym głosem.
Na moment wstrzymała się od odpowiedzi bo płacz nie dawał za wygraną. Emocje wzięły górę. Nie mogłam sobie wyobrazić lepszych zaręczyn. To wszystko wydawało się być snem, jednak nim nie było. Byłam tu na prawdę, to wszystko działo się w rzeczywistości. Widząc, że Harry robi się blady, a uśmiech powoli znika postanowiłam odpowiedzieć. Nie mogłam trzymać go dłużej w nie pewności. Wzięłam głęboki oddech, dłonie kładąc na jego policzkach.
-Tak, wyjdę za ciebie- wychlipałam. 
Styles wstał energicznie łapiąc mnie w objęcia.
-Już myślałem ze się nie zgodzisz- powiedział szeptem
-Nie mogłabym się nie zgodzić. Kocham cię. -Harry pocałował mnie w usta. Z oddali słyszałam jak zebrani przy scenie ludzie klaszczą. Styles na moment odsunął mnie od siebie, aby włożyć na mój palec pierścionek. Spojrzałam w jego teraz szkliste oczy. 
To był jedne z najpiękniejszych dni w moim życiu.


-Liliana? -głos Harrego przywrócił mnie do rzeczywistości. Spojrzałam na niego- Chyba odpłynęłaś na moment- zaśmiał się
Obdarowałam go uśmiechem. Postanowiłam wykorzystać ta okazję, aby o coś go spytać.
-Harry powiesz mi wreszcie kto położył na masce twojego auta bukiet czerwonych róż w dniu, w którym mi się oświadczyłeś? Nie mówiąc już o płatkach różnych kwiatów w całym samochodzie?
Loczek zaśmiał się jeszcze głośniej, krztusząc na koniec.
-Nie wiem kto to zrobił- odpowiedział po chwili. Popatrzyłam na niego dobrze wiedząc, że kłamie
-Nie powiesz mi?- próbowałam dalej
-Niektóre rzeczy powinny zostać tajemnicą- mrugnął do mnie. W odpowiedzi fuknęłam na niego niezadowolona. Podejrzewałam, że nigdy nie dowiem się tego.

-Pamiętasz naszą przysięgę małżeńską? – w odpowiedzi zaświeciły mu się oczy. Odchrząknęłam oblizując usta, aby po chwili zacytować- I przyrzekam ci miłość wierność i uczciwość małżeńską oraz, że cię nie opuszczę aż do śmierci.- zaśmiałam się wspominając zdenerwowanie chwili, gdy cały kościół patrzy na ciebie- Co było dalej? –zapytałam niewinnie. Harry uśmiechnął się odsłaniając rząd zębów.
-Mogę ci przypomnieć.
Nachyliliśmy się w swoja stronę, aby po chwili cieszyć się pocałunkiem. Był  krótki, ale intensywny i wciąż taki sam jak dawniej –szczery. 
Po chwili powróciliśmy do poprzedniej pozy. Czując, że znów zaraz zacznę płakać, postanowiłam zmienić temat, przyglądając kolejne fotografie.
Tym razem natrafiłam na zdjęcia przedstawiające naszą dwójkę, moich rodziców oraz Annie. Fotografia musiała pochodzić z naszego wesela.
-Pamiętasz radość naszych mam na wieść, że będą rodziną?- zapytałam w głębi duszy czując ból na wspomnienie mamy.
-Pamiętam- westchnął, kładąc siwa głowę na moim ramieniu.
Słyszałam jego cichu świszczący oddech- Ach ci nasi kochani rodzice.
W moich oczach znów zaczęły zbierać się łzy. Kochana mamusia, powiedziałam sobie w duchu, próbując opanować emocje.



 -Wszystko zmienia się przez lata prawie codziennie...-Harry powiedział to tak cicho, że niemal można było usłyszeć każde uderzenie wskazówki zegara. 
Odłożyłam plik zdjęć, nie chcąc wracać do wspomnień o rodzicach. Schowałam fotografie do kartonu i sięgnęłam po kolejny, mając nadzieję, że trafię na coś co nie wydoła u mnie łez. 
Na samym wierzchu kupki leżało jedno zrobione kilka lat po naszym ślubie.
-O rany, to mała Francesca?- Harry nawet po tylu latach oglądając zdjęcia nie umiał rozpoznać, która to Darcy, a która Francesca. 
-Nie, to Darcy głuptasie- wyprowadziłam go szybko z błędu. Jedno musiałam przyznać. Nasze córki będąc kilkudniowymi istotkami były identyczne. Jedyne co ich  różniło to wiek.  
Francesca, starsza z dziewczynek była żeńską kopią Harrego. Kręcone ciemne włosy, o które zawsze toczyliśmy spór po kim je odziedziczyła, duże zielone oczy i rumiane policzki, w których przy każdym z uśmiechów pojawiały się malutkie dołeczki. Była nasza małą laleczką, idealna pod każdym względem. 
Darcy to zupełnie jej przeciwieństwo. Proste znacznie jaśniejsze pasma, niebieskie figlarne oczy i pulchne policzki. Z czasem ich wygląd nabierał bardziej indywidualnych cech, przeradzając z małych dziewczynek  w dorosłe kobiety, z których zawsze byliśmy dumni.
-Zawsze je mylę na zdjęciach- przyznał niechętnie. Zdjęcie przedstawiało mnie na łóżku szpitalnym, małą Darcy, którą Harry tulił do siebie. To było zaledwie kilka dni po porodzie. Nie zapomnę jak Loczek wariował, kiedy zaczynałam mieć pierwsze skurcze. Chłopak wychodził z siebie, aby tylko mi pomóc.
-Przepraszam, że tak bardzo krzyczałam na ciebie gdy rodziłam- zaśmiałam się powracając myślami do chwili, kiedy doznawałam najbardziej bolesnych skurczów.
-To normalne skarbie- zapewnił całując w policzek. 
Gdy mała wreszcie przyszła na świat Harry z początku bał się wziąć dzieciątko na ręce, ale gdy wreszcie się przełamał, nie mogłam jej od niego zabrać. Spojrzałam na kolejne zdjęcie.
-To moje ulubione- stwierdziłam patrząc na fotografię przedstawiającą Harrego w bujanym fotelu w naszym domu. Na rękach miał Darcy. Oboje spali. To jedno z najcudowniejszych zdjęć ze wszystkich albumów.
-To były czasy- przyznał. Styles to jeden z najlepszych ojców jakiego można było sobie wyobrazić. Zawsze chciał wyręczać mnie we wszystkim i nawet w nocy, gdy któreś z naszych córek nie miało pory karmienia, latał z pokoju do pokoju i usypiał dziewczynki piosenkami. 
Kiedyś mieliśmy zdjęcie, na których cała nasza czwórka spała wtulona w siebie, jednak z czasem zdjęcie gdzieś zaginęło. Bardzo tego żałowałam.
-No dobra to znajdźmy jeszcze jedne i chodźmy spać. Dochodzi dwudziesta trzecia- Harry poklepał mnie po kolanie, po czym losowo wyciągnął album. Chwilę przyglądał się fotografii. Po jego minie mogłam stwierdzić, że na pewno jest to coś zabawnego- Twoje ostatnie urodziny- odwrócił zdjęcie w drżących dłoniach. Przypatrzyłam się mu uważnie. Zdjęcie przedstawiało mnie, Danielle i Kristin, siostrę Charlotte. Wygłupiałyśmy się robiąc śmieszne miny. Ktoś oglądający te zdjęcia mógłby stwierdzić, że to jakieś trzy wariatki, które uciekły z domu starców. Zaśmiałam się szczerze, wspominając tamte urodziny. 
W pewnym momencie znów poczułam ból w klatce piersiowej. Spoważniałam natychmiast, jednak wciąż uśmiechnęłam się, nie chcąc martwić Loczka.
-Schowasz zdjęcia? Pójdę do łazienki- powiedziałam wstając ciężko z kanapy. 
Przedarłam się przez pokój w niektórych miejscach zabałaganiony przez zabawki Jonathana. Suwając się powoli po salonie zatrzymałam się jeszcze na moment w progu drzwi, aby spojrzeć na Harrego, który wkładał właśnie zdjęcia do kartonu. Wydawało mi się, że wciąż o czyś myślał, że coś go przytłacza i pochłania cały umysł. Westchnęłam ponownie ruszając. 


"Jeden krok do przodu przybliża Cię do przyszłości, lecz jeden krok w tył nie cofa tego co już było"

Łazienka znajdowała się obok kuchni czyli na drugim końcu korytarza. Dotykając ręką ściany, wolnym krokiem zmierzałam ku niej. Gdy wreszcie znalazłam się w jej wnętrzu porównywałam swoje osiągnięcie do zdobycia szczytu Mont Blanc. W życiu człowieka nadchodzi taki czas, gdy nawet najprostsze codzienne czynności są nie lada wyzwaniem. 
Zapaliłam światło tuż nad lustrem. W jego odbiciu ukazała się niska siwa kobieta, z masa zmarszczek na całej twarzy. Niebieski oczy już nie tak intensywne jak dawniej patrzyły na dziewczynę po drugiej stronie lustra. 
Nagle poczułam przeszywający ból w klatce piersiowej. Dotknęłam prawą dłonią miejsca, w którym znajdowało się serce. Takiego bólu nie czułam jeszcze nigdy. Lewą ręką podtrzymywałam się jeszcze  kilka sekund zlewu, jednak chwilę później poczułam jak osuwam się na ziemie.
Ułamki sekund później lewa skroń pulsowała mi w szalonym tempie.
Później nie było już nic.


***PERSPEKTYWA HARREGO***               
                                         

Odłożyłem zdjęcia na miejsce, po czym powróciłem do kanapy. W telewizji leciały po raz enty te same odcinki seriali i kompletnie nie wydawało się być to ciekawe. Coś podświadomie nakazało mi sprawdzić czy wszystko z Lil w porządku. Wydawała się być trochę zmęczona. Może to przez te wszystkie wspomnienia, które postanowiła dzisiaj przywołać? Podniosłem swoje stare ciało i dość szybkim krokiem skierowałem się do łazienki.
-Lili czy wszystko w porządku? -zapytałem próbując mówić na tyle głośno, aby mogła mnie usłyszeć. Nikt nie odpowiedział. Przyspieszyłem kroku i gdy tylko dotarłem pod same drzwi zapytałem ponownie - Lili, wszystko w porządku?- w domu zapanowała grobowa cisza. Nie czekając już ani chwili dłużej otworzyłem drzwi łazienki. Na początku nic nie wydawało się być niepokojące, wydawało mi się ze Lil chyba po prostu nie ma w ubikacji. 
I wtedy spojrzałem na podłogę. Mój oddech na moment zamarł, a ja rzuciłem się padając przy niej na kolanach.
-Liliana!- krzyknąłem cucąc ją po policzkach. Była zimna, z lewej skroni ciekła stróżka krwi - Liliana!- powtarzałem łamiącym się głosem. Przyłożyłem ucho do jej ust nie słysząc ani jednego oddechu. Gdy na moment odzyskałem panowanie nad sobą sięgnąłem po telefon wybierając alarmowy numer.
-Chciałbym wezwać kartkę, moja żona nie oddycha - płakałem głośno nie kryjąc rozpaczy.
-Proszę się uspokoić i podać nam swój adres- powiedział głos w słuchawce. 
-Rider Fox 32/45
-Już wysyłamy karetkę
Rozłączyłem się rzucając telefon na podłogę.
-Liliana- schyliłem się kładąc głowę na jej klatce piersiowej. Czułem że to koniec, że już nic nie da się zrobić. Zostałem sam
- Kocham cię, nie rób mi tego- krzyczałem połykając łzy- Wróć! Mieliśmy jeszcze tyle planów. Mieliśmy jechać na twoje upragnione Filipiny- błagałem. Twarz Liliany była poważna, blada bez tych rumieńców na twarzy i żadnych emocji.  Krew brudziła jej czoło spływając poziomo po czole. Wytarłem w rękaw czerwone plamy chcąc oczyścić twarz ukochanej. Krew natychmiast wsiąkła w sweter pozostawiając czerwone kleksy. Zapłakałem żałośnie. Modliłem się gorączkowo o jej powrót do życia.
-Proszę obudź się, proszę, powiem ci kto położył te kwiaty na samochodzie tylko błagam obudź się! - następnie skierowałem głowę wysoko w gorę- Boże nie zabieraj mi jej!!
Moje prośby i modlitwy z góry skazane były na przegraną. Wiedziałem o tym i tym bardziej nie mogłem uwierzyć w to co się stało. 
Moje życie legło w gruzach.


***
               
           "Póki nosisz kogoś w sercu nigdy go nie stracisz" 


Nie wiem jak długo tu już jestem. Czas w tym miejscu nie gra żadnej roli. Nagle strumień rozproszonego, jasnego światła  przedarł się przez gęstą zasłonę ciemności. Coś mimowolnie popchnęło mnie do przodu, cichym głosem nawołując moje imię Liliana, Liliana…. Dźwięk był łagodny, cichy i taki ujmujący. Jak małe dziecko, nie mogące oprzeć się pokusie spróbowania świeżo upieczonego ciasta, mknęłam w nienaturalnym, płynnym tempie. Światłość stawała się coraz jaśniejsza, oślepiając moje stare oczy. Zmrużyłam je, pragnąc niczego nie przegapić. Sunęłam się kolejne metry, w oddali słysząc śmiechy dzieci. Gdzie jestem?, pomyślałam. W pewnej chwili światło straciło na swojej intensywności pozwalając rozeznać się w terenie. W oddali widziałam mnóstwo ludzi, wszyscy na twarzach mieli uśmiech. Niektórzy z nich rozpoznałam na miejscu.
-Mama?- zapytałam  Starsza kobieta łudząco przypominała moją rodzicielkę. Kobieta stała wciąż w tym samym miejscu. Obok niej mężczyzna, wysoki i podstarzały.
-Tato?- wyglądał na szczęśliwego, jednak nic nie mówił. Ojciec przeniósł wzrok na kogoś stojącego nieopodal. Powiodłam spojrzeniem w tym samym kierunku. Mała, zgrabna kobiecina machała do mnie ciepło. Chciało mi się płakać, jednak nie potrafiłam uronić ani jednej łzy. To miejsce nie pozwalało na takie rzeczy. Właściwie skąd to wiedziałam? Czułam  jakby ktoś wpoił mi zasady panujące w tym miejscu. Porównując wygląd babci ze swoim nie różniłyśmy się bardzo. Teraz byłyśmy w tym samy wieku. Tak bardzo się za nimi stęskniła. Tak bardzo pragnęłam, aby ktoś przytulił mnie do siebie i powiedział, że wszystko będzie dobrze. Miałam Harrego, jednak to nawet nie zastąpi matczynego rękawa, gdy on jest jeszcze na ziemi. Ruszyłam do przodu wciąż nie przyzwyczajona do płynności ruchów. Po chwili zarówno babcia jak i rodzice nakazali mi stanąć. Czułam między nami jakąś niewidzialną barierę oddzielając nas od siebie. Zatrzymałam się zmartwiona, że nawet w raju nie mogę zrobić rzeczy tak banalnej, jak uścisk bliskiej osoby. Moja rodzina była w tym momencie nieosiągalna. Co takiego to powodowało? 
Nagle ktoś, ten sam głos co poprzednio, nakazał mi odwrócić się. Nie mając innego wyboru zrobiłam to o co mnie prosił. Ile ja tu jestem już dni? Może lat? Niespodziewanie drzwi do raju otworzyły się. Znów oślepił mnie ten sam blask co wcześniej, jednak teraz o dziwo oczy wcale mnie nie bolały i bez problemu mogłam patrzeć nawet w najjaśniejszy punkt. Jakaś sylwetka stawała się coraz bardziej wyraźna. Była to postać wysoka, lekko przygarbiona i na bank był to mężczyzna. Gdy przeszedł barierę światła wreszcie ujrzałam go w całości.
-Harry- wyszeptałam bardziej do siebie niż do kogoś innego. Chłopak był zdenerwowany, jednak słysząc mój głos zaczął rozglądać się w poszukiwaniu źródła dźwięku. – Tutaj- dodałam nakierowując go. W końcu mnie ujrzał.  
Ruszyłam w jego stronę, tym razem nie zostałam zatrzymana przez żadna barierę. Harry rozszył ramiona łapiąc mnie w mocny uścisk. Nie czułam jego zapachu, ani dotyku, ale wiedziałam, że mimo to coś podświadomie pozwala nam cieszyć się obecnością drugiego.
-Tęskniłem za tobą- powiedział bez tego ochrypłego już głosu. Był zdrowy i nic go nie bolało. Tak samo jak mnie. Wciąż byliśmy starymi, poczciwymi staruszkami, którzy odnaleźli się w niebie by móc spędzić ze sobą wieczność. Chwyciłam Harrego za rękę prowadząc go w głąb raju. To nie było już to samo trzymanie za rękę jak za czasów, kiedy byliśmy razem na ziemi, ale wciąż było to wyjątkowe uczucie, mimo naszej niematerialności.
-Mamy całą wieczność- powiedział uśmiechając się uśmiechem, w którym po raz pierwszy od bardzo dawna widziałam cechy typowe dla Harrego w wieku siedemnastu lat.

***

Liliana splotła mocno dłoń z Harrym śmiejąc się przy tym jak mała dziewczynka. Razem oddalali się od wejścia do raju, aby móc poznawać razem każdy zakamarek tego nowego świata. Ich sylwetki stawały się coraz mniej wyraźne, jednak z oddali promieniowała od nich miłość. Miłość która jeśli tylko jest prawdziwa przetrwa wszystko, aby po życiu na ziemi rozpocząć kolejną wspólną wędrówkę po nieznanym. Gdzieś w głębi dusz wciąż byli zakochanymi po uszy nastolatkami, których los połączył niezwykłym uczuciem. Ich miłość była na tyle silna i prawdziwa, aby mogli odnaleźć się nawet po śmierci. Teraz mogą mieć pewność ze niezależnie od wszystkie wygrali życiową grę, pełną pułapek i trudności losowych, aby cieszyć się bezkresnością i brakiem trosk. 

Razem. 

Na zawsze. 



KONIEC




PODZIĘKOWANIA

Na początek chciałabym powiedzieć, że pisząc ten rozdział płakałam. Płakałam bo strasznie przywiązałam się do Liliany i Harrego i nie raz miałam wrażenie, że Lil na prawdę jest z Hazzą. Ani razu nie podałam wieku w jakim zmarła Lil, ani kiedy się zaręczyli, ale dosyć łatwo jest do tego dojść :). Pisząc go zadawałam sobie co chwilę pytanie; wybaczycie mi taki koniec? Mimo wszystko mam nadzieję, że wciąż mnie lubicie!! Chciałabym zauważyć, że ta historia mimo wszystko zakończyła się szczęśliwie. Lil i Harry mieli dobre życie i przede wszystkim byli szczęśliwi( jeśli komuś nie odpowiada epilog zawsze może uznać, że go nie ma i skończyć czytać YOLO na 34 rozdziale) 
Chciałabym, aby każda czytająca ten blog osoba "wzięła" cząstkę Lili dla siebie. Aby pokazała Wam, że prawdziwa miłość istnieje i wystarczy tylko poczekać na odpowiednią osobę. Może to głupio zabrzmi, ale mam nadzieję, że będziecie czuć jej obecność. Dokładnie 6 miesięcy temu zaczęłam pisać to opowiadanie i na samym początku myślałam, że nie podołam bo to moje pierwsze opowiadanie, że  mało kto go będzie czytać. 
DZIĘKUJĘ, DZIĘKUJĘ DZIĘKUJĘ za ponad 40 tysięcy wejść, 46 obserwatorów i niezliczoną ilość osób czytających tego bloga( ostatnio czytałam wszystkie wasze komentarze i naliczyłam się Was ponad 60). Mam nadzieję, że żadne z Was nie zawaliło przeze mnie żadnych egzaminów! xD Dlaczego skończyłam go po 34 rozdziałach? Bo stwierdziłam, że za bardzo przesłodzę to opowiadanie i straci swoją magię. Pomysł na epilog wpadł mi do głowy ponad dwa miesiące temu +  ściśle wiąże się z prologiem. Wciąż to czytasz? Wow, dziękuję! Już zaraz kończę. Jestem Wam wdzięczna za każdy choćby najkrótszy komentarz. Gdyby nie on prawdopodobnie nie byłoby tego bloga. Nie żałuję, że go założyłam i jestem wdzięczna mu za to, że poznałam tak wiele wspaniałych Directionerek ! Kocham Was wszystkie całym sercem.  Pisząc to opowiadanie brałam pod uwagę fakt jak mógłby w rzeczywistości zachować się Harry w danej sytuacji. Mam nadzieję, że dobrze to odzwierciedliłam. Dlaczego tak skończyłam YOLO? Nie chciałam go kończyć jakoś banalnie(choć pewnie i tak jest banalny), bo chciałam, aby zapadł Wam głęboko w pamięć. Jeśli chodzi o blog, on nie zniknie. Wciąż będę publikować tu imaginy ( Without Reason jest tylko pobocznym blogiem). Jeśli chcecie o coś zapytać, pogadać, follow back lub coś innego piszcie do mnie. Jestem otwarta na nowe znajomości i chętnie Was poznam ;)Jeśli będzie sporo pytań wkrótce opublikuje z nimi wszystkimi post. A teraz ostatnia poważna prośba. Czy mogłabym liczyć na Was, abyście pod tym postem w komentarzu(lub TT lub jeszcze gdzieś indziej) każda osoba która czytała to opowiadanie napisała mi szczerze co o nim myśli? W przynajmniej pięciu zdaniach? Pomimo tego, że stresuję się bardzo co napiszecie jest to dla mnie ważne, bo zależy od tego mój kolejny blog + chciałabym zobaczyć ile w rzeczywistości Was czytało go. PROSZĘ, poświęćcie swoje pięć minut na to. 
Teraz odrywam się od Liliany, która stała się dla mnie jak siostra, każdej z Was daje cząstkę jej i jeszcze raz dziękuję bardzo za to, że tu byliście i chcieliście to czytać.

Marysia xxxx