niedziela, 27 stycznia 2013

Epilog

WSKAZÓWKA: Nie zaglądaj na koniec tego postu, nie warto psuć sobie, tak skracając drogę i psuć cały epilog! :P . To jest najdłuższy rozdział jaki napisałam. (Ma 13 stron!!) 
Chciałabym oznajmić, że pisanie tego opowiadania było dla mnie czystą przyjemnością i za każdym razem gdy tu wchodzę,  nie mogę uwierzyć jak wiele osób odwiedza go każdego dnia. 

Ten rozdział dedykuje Wam wszystkim. Za to, że wciąż tu jesteście. <3




Gotowi? 



Wiem przedłużam tą chwilę, nie wiem jak odbierzecie ten rozdział.

Dobra teraz już na poważnie. 
Miłego czytania xxx



*********


"Czas przemija nawet wtedy, kiedy wydaje się to niemożliwe. Nawet wtedy, kiedy rytmiczne drganie wskazówki sekundowej zegara wywołuje pulsujący ból. Czas przemija nierówno - raz rwie przed siebie, to znów niemiłosiernie się dłuży - ale mimo to przemija" 


Stałam w kuchni podtrzymując się prawą ręką blatu. Tępy wzrok utkwiłam w gotujący się czajnik. Czekałam cierpliwie, aż zobaczę, że czerwony guzik na jego rączce przeskakuje oznajmiając, że woda się zagotowała. Poczułam jak w klatce piersiowej po raz kolejny coś kłuje moje serce. Odchrząknęłam cicho starając przekonać samą siebie, że to wszystko po prostu jest już moją paranoją. Czajnik ponownie przekuł moją uwagę oznajmiając na swój sposób, że wreszcie doczekałam się chwili na którą czekałam od paru minut. Drobnymi, wolnymi kroczkami przeszłam dzielącą mnie od niego odległość, sięgając następnie po szklankę. Postawiłam ją tuż obok czajnika, aby zaraz napełnić wodą. Łyżeczkę zanurzyłam w cukrze, starając się nie wysypać jej zawartości na kuchenny blat. Taka prosta czynność, teraz wydawała się być zadziwiająco trudna. Podniosłam szklankę, a drugą rękę chwilami musiałam podkładać pod jej spód, aby nie rozlać herbaty. Widziałam jak dłoń dygocze mi na wszystkie strony, a z roku na rok wydawało się, że dzieje się z nią to coraz częściej.
Suwając stopy, niczym ślimak po nierównej powierzchni, wolnym krokiem przeszłam do salonu, z którego już z oddali słychać było stłumiony krzyk telewizora. Gdybyśmy pod nami mieli sąsiadów zapewne przychodziliby codziennie skarżąc się na zbyt głośne oglądanie telewizji.
-Harry, proszę przycisz to- powiedziałam patrząc jak siwa głowa odwraca się w moją stronę.
-Co mówiłaś?- zapytał niskim, chropowatym głosem. Wciąż miał te same głębokie zielone oczy co kiedyś i jedynie siwa głowa, z niewielką ilością kręconym włosów zdradzała jego prawdziwy wiek.
-Prosiłam, abyś przyciszył- powtórzyłam spokojnie, sadowiąc się obok niego na skórzanej kanapie. Westchnęłam z ulgą mogąc wreszcie dać odpocząć zmęczonym nogom. Gorąca herbata parzyła moje ręce, zmuszając, abym postawiła ją na niewielkim stoliku przed sobą. Spojrzałam na Harrego, który siedział sztywno na kanapie. Gdy tylko pochwycił moje spojrzenie uśmiechnął się ciepło jak to zawsze miał w zwyczaju. Minęło tyle lat, a ja wciąż mogłam dostrzec w jego oczach taką sama głęboką miłość, jaką darzył mnie kilkadziesiąt lat temu.
-Darcy przysłała nam kartkę- oznajmił, wolnym gestem głowy wskazując na stolik przed nami. Podążyłam za nim wzrokiem dopiero teraz zauważywszy pocztówkę. Nachyliłam się, sięgając po nią.
Krajobraz na jednej z jej stron przedstawiał plaże, wysokie, grube palmy, a w oddali zachód słońca. Kilka sekund później przekręciłam ją sprawdzając co napisała Darcy.

„Mamo, tato, tak jak mówiliście. To miejsce ma w sobie tyle magii, a do tego jest takie romantyczne!!  Jessica z Jonathanem nie chcą w ogóle wracać do hotelu, tylko ciągle pluskając się w wodzie. Nawet Francesca, która krzyczy mi przez ramię, abym Was pozdrowiła wcale nie chce wracać do domu, nie do wiary prawda?
 Pozdrawiamy Was gorąco, do zobaczenia wkrótce ”

Trzymana w moich rękach kartka lekko się zatrzęsła. Opuszkiem palca dotknęłam miejsca w którym Darcy się podpisała. Uśmiechnęłam się, łapiąc krótki oddech.
-A tak nie mogły przekonać się do Chorwacji- zaśmiałam się spoglądając na Harrego.
-Jak widać wystarczy tylko postawić stopę na nieznanym gruncie, aby przekonać się, że wcale nie jest taki niebezpieczny i straszny jakim go sobie wyobrażaliśmy- na jego policzkach pojawiły się od lat niezmienne dołeczki.
-Schowam ją do reszty- odparłam podnosząc się niezdarnie na rękach.
Przemierzając pokój poczułam ogarniającą mnie złość, że tak dużo czasu zajmuje mi ta czynność. W końcu dotarłam do szafy, w której od zawsze trzymaliśmy wyjątkowe dla nas rzeczy, do których mieliśmy wielki sentyment.
Otworzyłam dolną szufladę i po raz ostatni spojrzałam na krajobraz widniejący na pocztówce. Kilka sekund później umieściłam ją w średnich rozmiarów kartonie pełnym laurek, płyt i zdjęć. Z ciekawością zajrzałam do jednego z mniejszych albumów, zastanawiając się co może  w nim odkryć. Otworzyłam go ostrożnie.
Znalazłam zdjęcia przedstawiające mój stary dom, kiedy jeszcze nie znałam Harrego, a moje dzieciństwo było ciężkie ze względu na niedobrą sytuację finansową rodziców. Miałam już coś powiedzieć, jednak znów poczułam nieprzyjemny ból w okolicach serca. Przyłożyłam rękę do miejsca, w którym najbardziej bolało, wyczuwając jak szybko ono bije.
-Co robisz?- zapytał Harry przyglądając mi się z kanapy. Zerknęłam w jego stronę posyłając ciepły uśmiech.
-Znalazłam zdjęcia z czasów kiedy mieszkałam w Dover- oznajmiłam ponownie przenosząc wzrok na fotografie, które trzymałam w dłoni. -Masz ochotę obejrzeć ?- zapytałam po chwili. Harry potwierdził moje przypuszczenia. Objęłam karton i starając się nie rozsypać zdjęć, wróciłam do chłopaka. Styles pomarszczoną dłonią sięgnął po jeden z albumów.
Przysunęłam się do niego bliżej.
-Poznajesz ją? -zapytał odwracając głowę w moją stronę. Przyjrzałam się zdjęciu przedstawiającemu mnie z śliczną blondynką. To zdjęcie nie pochodziło z Dover. Na pewno zrobione było już po przeprowadzce do stolicy.
-Charlotte- wyszeptałam. To było wiele lat temu. Obie miałyśmy może po jakieś siedemnaście lat - O ile się nie mylę to chyba z waszego koncertu, po którym postanowiłeś za mną pobiec- w pamięci próbowałam przeszukiwać wszystkie zakamarki umysłu, szczegółowo przypominając sobie tamte czasy.
Harry przewrócił stronę i tym razem naszym oczom ukazało się nasze pierwsze wspólne zdjęcie.
-Tak to definitywnie po naszym koncercie- zaśmiał się
-Co cię tak śmieszy? -dałam mu kuksańca w bok, starając się nie sprawić ani sobie, ani jemu bólu.
-Byłaś taka uparta- przyznał obejmując mnie ramieniem.- I piękna- dodał szybko - Oczywiście wciąż jesteś dla mnie najpiękniejszą kobietą na ziemi- tłumaczył się zawzięcie
 Minęło tyle czasu, a na moich policzkach znów zagościły rumieńce. Niektóre rzeczy nawet czas nie zmieni.
-Flirtujesz ze mną staruszku?- drażniłam się z nim
-Wciąż jestem młody skarbie-  Styles próbował naśladować uwodzicielski ton głosu jednego z moich ulubionych amerykańskich aktorów. Szło mu całkiem nieźle.
-Twoja łysina i zmarszczki mówią co innego- przekomarzaliśmy się dalej
-Czepisz się szczegółów. Parę operacji plastycznych i nawet nie odróżnisz mnie od tego chłopaka na zdjęciu w tle- palcem wskazał siebie w wieku siedemnastu lat. To zdjęcie było raczej robione z zaskoczenia. Stałam wtedy w długiej kolejce czekając aż wreszcie przyjdzie moja kolej, aby chłopaki podpisali mi swoją płytę. Moja głupia mina i wielkie jak orzeszki oczy świadczyły, że byłam bardzo podekscytowana tym wszystkim.
-Nic nie musisz zmieniać. Dla mnie i taki jesteś idealny- zapewniłam go.
Harry nachylił się składając pocałunek na moim czole.
-Kocham Cię, wiesz?- powiedział.
W odpowiedzi wtuliłam się w niego mocno, przyciskając głowę do torsu.
-Ja ciebie też
W ciszy wróciliśmy do oglądania kolejnych fotografii. Praktycznie cały album wypełniony był zdjęciami z tamtego dnia. Oprócz wygranej taty w totka, Harry był kolejną niespodziankom  w moim życiu, która przewróciła moje życie do góry nogami.
-Patrz, to z tego wyjazdu z Camber- spojrzałam na fotografię.
Zdjęcie przedstawiało prawie cały band, Eda Sheerana, Daniele, mnie i Eleanor. Zayna z Perrie nie było na zdjęciu. Z tego co pamiętam wrócili wcześniej do Londynu.
Wciąż nie mogłam uwierzyć, że czas ucieka w tak błyskawicznym tempie.
Zamknęliśmy album zastanawiając się, za który by się teraz wziąć. W końcu podniosłam ten, w którym dobrze wiedziałam co się znajduje.
-O ile dobrze pamiętam to jeden z albumów One Direction.- zaśmiał się. Potrząsnęłam twierdząco głową.
Otworzyłam zielony album, poświęcony zdjęciom zespołu, w którym śpiewał Harry.
-Boże tyle wspomnień- mówił to głosem świadczącym, że zaraz się rozklei.
Na samym początku znajdowały się zdjęcia z pierwszych lat zespołu, wyjazdy do Afryki, aby pomóc biednym ludziom i zdjęcia z mnóstwem nagród stojących w studio, w którym chłopcy nagrywali kolejne utwory. Przewróciłam stronę;
-To z wyjazdu do Japonii- wskazał palcem charakterystyczne japońskie lampiony w tle. Przyjrzałam się dokładnie Harremu mającemu może z dwadzieścia lat. Był bardzo przystojny, szczupły i czarujący. Przez tyle lat niewiele się zmieniło - Gdyby Zayn zobaczył to zdjęcie chyba by wpadł w depresję.
Zastanawiałam się czy chodzi mu o to, że Zayn od zawsze dbał bardzo o swój wygląd, który teraz nie ukrywajmy bardzo się zmienił czy może o fakt, że od tamtego dnia minęło sporo czasu.
-Przywiozłeś mi wtedy kimono- przypomniałam sobie nagle- Gdzieś powinnam go jeszcze mieć- mój umysł pracował na najwyższych obrotach. Gdzie go mogłam wsadzić?, zastanawiałam się.
Na kolejnej karcie znajdowały się zdjęcia z różnych gal i ważnych koncertów. Brit Music Awards, Madison Square Garden, premiera filmu o powstawaniu zespołu. Zdjęć było mnóstwo bo ich band miał praktycznie z każdego wydarzenia choćby jedną fotografię. Niall, który uwieczniał każde spotkanie z fanami na fotografiach, pewnego dnia przyszedł do nas z ponad dwoma tysiącami zdjęć. Louis, Zayn i Liam dostali swoje kopie. Dawniej śmieliśmy się z jego potrzeby uwieczniania wszystkiego na zdjęciach. Co jak co, ale teraz wszyscy byliśmy za to blondasowi wdzięczni.
Ostatnie zdjęcie w albumie to portret całej piątki. Uśmiechnięci, zadowoleni, a przede wszystkim szczęśliwi z osiągnięcia swoich marzeń. To musiała być któraś z ich rocznic, bo każdy miał na sobie dość wakacyjny strój i wyglądał na ponad dwadzieścia pięć lat.
-Czasami patrząc na te zdjęcia nie mogę uwierzyć, że to wszystko naprawdę się mi przytrafiło- zerknęłam na niego, prosząc, aby rozwinął swoją myśl. Harry patrzył to na mnie to na album, który wciąż trzymałam na kolanach. Jednak on już nic więcej nie dodał.
-Zasłużyłeś na szczęście i wielu udowodniłeś, że marzenia się spełniają jeśli tylko uparcie dążymy do ich realizacji- zapewniłam głaszcząc po dłoni.
Zamilkliśmy na chwilę.
Zastanawiałam się o czym myśli, którą część życia wspomina tak intensywnie.
-Szkoda, że wszystko już było- westchnął pochylając głowę, by schować wzrok.
-Harry jeszcze nie umierasz, jeszcze dużo się może wydarzyć- rzadko bywało tak, żebym to ja musiała go pocieszać. Najczęściej to ja panikowałam i przejmowałam się niepotrzebnie, a on latał i w kółko powtarzał, że narzekanie nic nie pomoże. Że trzeba zmierzyć się z problemem i odnaleźć wyjście.
-Co osoba w moim wieku może jeszcze osiągnąć?-
Miałam wrażenie, że dopadła go nagła depresja. Westchnęłam.
-Jeśli tylko czegoś naprawdę byś pragnął, na pewno byś to miał.- Nie poddawałam się.
Harry wreszcie spojrzał w moje oczy.
Miałam wrażenie, że przez te lata stracił swoją pewność siebie.
-Już to osiągnąłem. Mam wspaniałą rodzinę- odparł patrząc głęboko w moje oczy. Uśmiechnęłam się czując motyle w brzuchu. Nigdy bym nie pomyślała, że po tylu latach wciąż tam będą. Wiedziałam, że jeśli uczucie jest prawdziwe to każdego dnia zakochujemy się w drugiej osobie coraz mocniej , a miłość może przetrwać wszystko.
Odłożyłam album, aby sięgnąć po plik nie schowanych do żadnego z albumów zdjęć.
Jedno z nich wypadło mi z rąk. Westchnęłam niepocieszona iż muszę się zginać. Nachyliłam się po nie. Poczułam lekkie zawroty głowy ostatnimi czasy pojawiające się coraz częściej. Ach ta starość. Harrego gładził moje plecy, jakby chciał wesprzeć w tej czynności.
-Mam cię- wyszeptałam podnosząc zdjęcie z podłogi.
Na początku nie wiedziałam co się na nim znajduje, gdyż fotografia przewrócona była na białą stronę. Kiedy tylko przekręciłam rękę tak, aby wreszcie dowiedzieć się z którego okresu mojego życia pochodzi, wspomnienia wróciły, jakby działo się to dopiero wczoraj.
Na niewielkich rozmiarów fotografii, znajdowała się liczna grupa ludzi. Wszyscy uśmiechnięci, w eleganckich strojach, zadowoleni, że mogą brać udział w  tej ważnej uroczystości. W centralnym punkcie, pierwszego rzędu stała młoda dziewczyna, aż promieniała ze szczęścia. Jej długa biała suknia podkreślała jak ważny to dla niej dzień. Tuż obok, po lewej stał wyższy o kilkanaście centymetrów brunet. Uśmiech chłopaka również wskazywał, że właśnie przeżywa najlepszy dzień  w swoim życiu. Gęsta czupryna loków wyjątkowo ujarzmiona przez fryzjera, dumnie prezentowała się na zdjęciu. Para ukradkiem, niczym dwoje zakochanych w sobie nastolatków chcących schować swoje uczucie przed niezadowolonymi rodzicami, trzymała mocno złączone dłonie.
-Co tam masz?- Harry zakrztusił się głośno, jednak po chwili zamilkł czekając na moją odpowiedzieć. Nawet nie poczułam gdy po moich policzkach zaczęły płynąć  słone łzy. Zamknęłam na moment powieki, hamując emocje. Ilekroć oglądałam te zdjęcia wciąż reagowałam tak samo. Łzy stały się nieodłączną częścią takiej chwili.
-To zdjęcie z naszego wesela- powiedziałam łapiąc krótkie oddechy. Harry położył swoją dłoń  na mojej. Pasowała wciąż tak samo idealnie. Zerknęłam ukradkiem na chłopaka widząc, że uśmiecha się szeroko. Kolonia zmarszczek pojawiła się na jego policzkach, nie widząc jak to się dzieje,  wciąż dodając mu nieskazitelnego uroku. – Pamiętasz tamten dzień? –zapytałam  doskonale znając odpowiedź. Harry zacisnął mocniej swoją dłoń.  Naciągnięta jasna skóra uwydatniała wszystkie plamki powstałe na skórek starości.
-A pamiętasz oświadczyny?- odpowiedzi pytaniem na pytanie.
Moja znacznie słabsza już pamięć cofnęła się do momentu, który miał miejsce ponad sześćdziesiąt lat temu. Chwila ta zapoczątkowała nasze wspólne życie.
–To był maj- przypomniałam z uśmiechem na twarzy. Łzy przestały spływać, pozostawiając po sobie jedynie nieprzyjemne uczucie na policzkach. –Tego samego dnia, w którym po raz pierwszy się spotkaliśmy- obdarowałam go uśmiechem, pokazując, ze wciąż pamiętam. – Tamtego dnia miałam nawal roboty  w pracy, a ty przyszedłeś do mojego biura szczęśliwy niczym mały szczeniak, który dostał nową zabawkę - Harry pomimo swoich lat nie stracił tego cwaniackiego wyrazu twarzy. Odwróciłam wzrok kierując go na wiśniowy dywan.
Tamten dzień chyba jak dla każdej dziewczyny nigdy przenigdy nie straci na wartości.

To było czwartkowe późne popołudnie. Siedziałam akurat z trzecia kawą nad jakimiś papierami. Tego dnia po prostu nic nie potrafiłam zrobić, nie potrafiłam na niczym się skupić. Miałam właśnie zabrać się za jakiś raport, gdy do biura ulokowanego w centrum hałaśliwego Londynu wpadł Harry. Miał na sobie odświętną czarne spodnie, niebieską bluzką z dopasowaną marynarką. Jeśli dobrze pamiętam właśnie dochodziła szesnasta, a na dworze panowała wakacyjna pogoda.
-Co tutaj robisz skarbie?  Mieliśmy się spotkać dopiero po dziewiętnastej w domu.- zapytałam trochę zła, że przerwał mi pracę, ale i szczęśliwa mogąc go widzieć.
-Nie mogłem czekać- wytłumaczył uśmiechając się gorączkowo- Poza tym- dodał po chwili spuszczając głowę, wciąż się szczerząc- Nie wziąłem kluczy.
Przewróciłam oczami, powoli przyzwyczajając się do jego sklerozy. Wspólne mieszkanie kupiliśmy rok wcześniej ulokowane w spokojnej okolicy Londynu z dala od zgiełku miasta.
Sięgnęłam do torebki przegrzebując ją w poszukiwaniu kluczy. W końcu znalazłam zaginioną rzecz i już chciałam podać ją Stylesowi, gdy ten mnie zatrzymał
- Zaczekaj- odparł zamykając moją dłoń w jego wielkich, ciepłych.
Spojrzałam na Harrego kompletnie nic nie rozumiejąc.
-Harry boli mnie głowa, mam jeszcze raport do napisania- nie miałam ochoty na nic. Najchętniej położyłabym się i spała, a tu jeszcze praca czeka. Styles posmutniał przenosząc wzrok na Tracy, moją współwłaścicielkę i tym samym przyjaciółkę.
-Dasz radę napisać go za Lil?- zapytał błagalnym tonem.
Tracy, niska brunetka o niezwykle ciemnych oczach, patrzyła ze zdziwieniem to na Harrego to na mnie. Wzruszyłam ramionami nie wiedząc co jej powiedzieć. – Tracy proszę- chłopak nie chciał ustąpić. Dziewczyna na moment spuściła wzrok ogarniając nim zabałaganione biurko. W końcu westchnęła rozkładając ręce.
-No dobra. Wynagrodzisz mi to kiedyś –mrugnęła do mnie.
Harry podbiegł do dziewczyny całując w czoło.
-Jeszcze zobaczysz, że nie pożałujesz!!- zaświergotał. Przyznam szczerze, że ja też poczułam ulgę, a świadomość, że jeden obowiązek mi odpadł, poczułam się nawet lepiej.
-W takim razie gdzie chcesz mnie zabrać?- zapytałam uśmiechając się do niego.
-Zobaczysz- w jego głosie dało się rozpoznać nutkę zdenerwowania, ale i podniecenia. Chłopak wyciągnął do mnie swoją dłoń prosząc, abym ją chwyciła. Złapałam ją splatając nasze palce ze sobą.
Przed biurem przy wąskim chodniku stał samochód Stylesa. Chłopak otworzył mi drzwi, a następnie sam obszedł auto dookoła.
-To gdzie jedziemy?- spróbowałam jeszcze raz.
Harry odpalił silnik i puścił do mnie oko
- Wszystko w swoim czasie.

Jechaliśmy już od dobrych dziesięciu minut, zatrzymując się co jakiś czas na czerwonym świetle. Mój humor poprawił się znacznie, a gdy z głośników radia popłynęły moje ulubione piosenki, które parę dni temu nagrałam na płytę odzyskałam pogodę ducha.
-Kiedy powiesz mi coś więcej?- zapytałam kompletnie nieświadoma co planował.
-Najpierw pojedziemy do pewnego miejsca….- odpowiedział  z trudem próbując opanować szeroki uśmiech. Co on kombinował?!,  wciąż myślałam.
Światło zmieniło się na zielone, a my trochę w zbyt szybkim tempie ruszyliśmy z miejsca, co spowodowało, że wbiłam się w fotel. Spojrzałam na chłopaka, od razu zauważając, że jest jeszcze bardziej zdenerwowany.
-Przepraszam- odparł, lekko przygryzać dolną wargę.
Minęliśmy parę przecznic wjeżdżając na Oxford Street. Powoli zaczynałam rozumieć dokąd jedziemy.
-Wieziesz mnie do Regent’s Park, prawda?- zapytałam chcąc mieć świadomość miejsca, w które zmierzaliśmy.
-Tak- odpowiedział krótko, uśmiechając się szeroko.
Po kilku minutach samochód zatrzymał się na parkingu, a my wyszliśmy na zewnątrz.
Harry złapał mnie za rękę.
-Chodź.

Weszliśmy przez główne wejście. Wolnym krokiem, jakby nigdy nic ruszyliśmy w niewiadomą mi stronę. Jakaś starsza pan z wózkiem, w którym siedział uśmiechnięty mały chłopiec, zmierzyła nas wzrokiem. Zignorowałam ją, co po tak długim czasie bycia z Harrym wydawało się być codziennością.
-Dlaczego nie chciałeś powiedzieć mi, że jedziemy do parku? Przynajmniej przebrałabym się w coś mniej biurowego- dociekałam z dezaprobatą patrząc na czarną spódnice i biała bluzkę z czarnym kołnierzykiem.
-Liliana, jesteś idealnie ubrana- zaśmiał się, unosząc głowę. Popatrzyłam na niego wzrokiem mówiącym, że albo ja zwariowałam albo on. Może to przez ten ból głowy?
Kilka minut później, przedarliśmy się przez szkolną wycieczkę zwiedzającą park i najprawdopodobniej ZOO w końcu, wychodząc wprost na wzgórze.
-Primrose Hill, mogłam się domyśleć.- Harry na moment puścił moją dłoń, po czym schylił głowę chowając spojrzenie. Nie wiedziałam dlaczego tak dziwnie się zachowywał. Spróbowałam tego nie zauważać.
-Usiądziemy?- zapytał niepewnie
Pokiwałam głową.
Już miałam usiąść, jednak na moment zastygłam, zastanawiając się tępo czy nie zniszczę stroju. Jednak gdy Harry, który już siedział wygonie na trawie, spojrzał na mnie z dołu, oczami tak bardzo pragnącymi, abym to zrobiła, nie mogłam mu się sprzeciwić.
-Poczekaj dam ci marynarkę -chłopak natychmiast zdjął z siebie odzienie i szybko złożył w niewielki prostokąt - Siadaj- powiedział kładąc marynarkę na trawie.
Przez chwile siedzieliśmy w ciszy wsłuchując się w odgłosy miasta, kompletnie zapominając o pracy i obowiązkach. Zastanawiałam się dlaczego mnie tutaj dzisiaj zabrał.
Postanowiłam więc o to zapytać;
-Czy coś się złego stało? - Pamiętałam doskonale, że to właśnie tutaj Harry zawsze wracał gdy miał jakiś problem.
-Nie, na szczęście nie- powiedział, bawiąc się źdźbłem trawy.
-To dlaczego tutaj przyszliśmy?- nie dawałam za wygraną. Loczek podniósł głowę na moment przenosząc wzrok w stronę miejsca, skąd z gęstwiny drzew wyłaniała się wąska dróżka. To miejsce trochę zmieniło się przez te siedem lat.
- Pamiętasz naszą pierwszą poważna kłótnię?- zapytał patrząc prosto w moje oczy. W jego dostrzegłam ból, który pomimo tylu lat wciąż nie dawał mu spokoju za to, że pocałował Carę. Przełknęłam ślinę spuszczając wzrok, jednak szybko powróciłam do oczu chłopaka.
-Tak pamiętam, ale Harry- na moment zastopowałam skupiając całą jego uwagę na sobie- To przeszłość. Było dawno, zniknęło i nie powinniśmy już więcej o tym rozmawiać.
-Do końca życia będę dziękował ci i Bogu- uniósł oczy do góry, pokazując prawdziwość jego słów- za to, że mi wybaczyłaś. – Uśmiechnęłam się w duchu po raz enty mając dowód na to, że Harremu naprawdę na mnie zależało. – To tutaj również po raz pierwszy przyszliśmy, gdy świat dowiedział się, że jesteśmy parą - Nie byłam do końca tego pewna, bo czas robi z pamięciom swoje, ale słuchałam uważnie. Harry wciąż nie odrywał ode mnie oczu. Niewielki wietrzyk zawiał delikatnie dotykając koniuszków jego włosów- To tutaj również otworzyłaś się przede mną, a ja przed tobą.
Nie musiał nic więcej dodawać, doskonale wiedziałam, że chodzi o moje blizny. Odruchowo spojrzałam na rękę. Wciąż tam były. Przez tyle lat straciły na swojej intensywności, lecz można było je dostrzec jeśli ktoś bardzo by tego chciał.
Milczeliśmy jakiś czas, prawdopodobnie obydwoje cofając się pamięciom do przeszłości
-Tak to miejsce ma swoja magię- westchnęłam cicho. Pamiętam, jak Harry opowiadał o swoim ojcu, rozwodzie rodziców i innych ważnych dla niego sprawach. Obraz jego mokrych od płaczu oczu do końca życia zapadnie w mojej pamięci.
Nagle Harry energicznie podniósł się z ziemi.
-Dobra, zbierajmy się
-Już??!?- zapytałam zdziwiona
-Tak, mamy jeszcze coś do zrobienia- odparł, na jego twarzy znów zagościł cwaniacki uśmieszek.

Wróciliśmy do auta.
-To dokąd teraz? -moja ciekawość sięgała zenitu
-Wszystko w swoim czasie
-Kolejne tajemnicze miejsce niespodzianka?- uparcie ciągnęłam. Składając ręce na piersiach.
-Zobaczysz- odparł krótko, wciąż nie mógł przestać się śmiać.
-Jesteś dzisiaj bardzo tajemniczy-  stwierdziłam, gdy kierowaliśmy się w stronę pałacu Westministerstwa.
-Za to mnie kochasz- puścił do mnie oczko.
Nie miałam pojęcia co w niego dzisiaj wstąpiło, jednak postanowiłam czekać wiedząc, że i tak wkrótce się dowiem. Harry przyhamował, jadąc teraz w zbyt wolnym tempie jak na niego samego.
-Co się stało?- zapytałam nie widząc kompletnie żywej duszy na naszej drodze. Oczywiście, martwej też nie.
Nic mi nie odpowiedział. Na początku nie wiedziałam gdzie jesteśmy, jednak po chwili po mojej prawej stronie, zauważyłam znajome miejsce. Miejsce, w którym po raz pierwszy spotkałam się z Harrym sam na sam. Doskonale pamiętałam drogę, po której szłam, wychodząc wściekła z  koncertu. Rzuciłam mu pytające spojrzenie lecz ten po raz kolejny udawał, że to nic takiego. Kiedy oddaliliśmy się na tyle, żeby śmiało można powiedzieć, że nawet gdy bardzo się wysilę nie zobaczę już pamiętnych miejsc, Styles przyspieszył. Opadłam na fotelu powoli zaczynając się denerwować. Mój wzrok padł małą figurkę ludzika z brytyjską flagą z logo biurka, w którym podpisaliśmy akt kupna mieszkania. Co ona tu robiła? Przecież doskonale pamiętałam jak zanosiłam ją do mieszkania i stawiałam na półce obok telewizora, a nie tutaj na kokpicie auta.
- Moja mama chciałaby wpaść w odwiedziny z Gemma w przyszłą sobotę- poinformował mnie parę minut później.
-O to świetnie!! Może zaprosimy i moich rodziców i zrobimy kolację?- zaproponowałam doskonale wiedząc, że moja rodzicielka byłaby niepocieszona gdyby Annie przyjechała do Londynu nawet jej nie odwiedzając. Harry posłała mi swój czarujący uśmiech.
Zanim się zorientowałam już wyjechaliśmy z  Londynu i teraz mknęliśmy w nieznanym mi kierunku.
-Tylko nie mów  ze jedziemy do Camber…- zaśmiałam się nerwowo.
-Znacznie bliżej- odpowiedziała zadowolony, że nie wiem wciąż gdzie mnie zabiera.
To stawało się już naprawdę wkurzające. Nie jestem cierpliwą osoba, nigdy nie byłam i trudno się dziwić, że tak reagowałam. Westchnęłam opierając głowę o zagłówek fotela.

Podróż zakończyła się po ponad dwudziestu minutach. Niepewnie wyjrzałam przed okno próbując rozpoznać okolice. W oddali znajdowało się duże jezioro, a tuż obok knajpa., która nie pozostawiła wątpliwości gdzie się znajdowaliśmy.
-British Hawaii? -zapytałam retorycznie, przenosząc wzrok na Loczka.
-Poznajesz?- uśmiech nie schodził mu z twarzy
-Oczywiście, że tak!! Minęło kupę lat!- jak mogłabym zapomnieć o tym miejscu? 
To właśnie tutaj Harry zabrał mnie na pierwszą randkę.
-Mam nadzieję, że jesteś głodna

Harry nie czekając na odpowiedź wysiadł z samochodu, po czym obchodząc go, otworzył przede mną drzwi. Chwyciłam jego dłoń pozwalając się powieść. 

Idąc po drewnianych schodach, prowadzących do restauracji mogłam doskonale zaobserwować jak niewiele od tamtej pory się zmieniło. Restauracja stała się jedynie bardziej klimatyczna niż dawniej, jednak nie straciła tamtejszej magii. 
Harry gestem głowy wskazał stolik nad brzegiem jeziora. Powracając pamięcią do przeszłości zastanawiałam się czy to przypadkiem  nie ten sam, na którym siedzieliśmy tamtego wieczoru.
-Dlaczego  wcześniej tutaj nie przyjeżdżaliśmy? -zastanawiałam się głośno, gdy już zamówiliśmy jedzenie
-Właściwie to nie wiem. Może to kwestia naszej sklerozy albo braku czasu- odparł rozglądając się dookoła.
-To co takiego sprawiło, że akurat dzisiaj się tutaj znaleźliśmy?- powoli sama sobie zaczynałam się dziwić, że tak go podchodzę. Z drugiej jednak strony dzisiaj wcale nie mieliśmy dużo czasu.
-Pomyślałem, że trzeba zrobić coś na spontana, oderwać się od rzeczywistości i trochę zaszaleć- Styles zaczął bawić się srebrnym widelcem, obracając go w okół własnej osi.
-Tylko to szaleństwo może odbić się na moich zarobkach- stwierdziłam ponuro szybko, jednak dodając- Ale doceniam gest, skarbie- wyciągnęłam do niego swoją dłoń. Chłopak natychmiast przykrył ją swoją.
-Dobrze wiesz, że nie musisz pracować. Moje zarobki są na tyle duże, aby utrzymać nas oboje i zapewne jeszcze czwórkę dzieci.
Dlaczego wspomniał o dzieciach?,pomyślałam . 
Nie chciałam się z nim kłócić, nie dzisiaj, nie było sensu. 
Nie byliśmy nawet narzeczeństwem i Harry nie musiał mnie utrzymywać. Z resztą nie dałabym rady siedzieć w domu i nic nie robić. To nie dla mnie. Chciałam rozwijać się zawodowo. Lecz nigdy w życiu nie chciałabym go stracić.
-Stek dla pani, prawda?- dopiero teraz zorientowałam się, że nad nami stoi wysoki kelner z dwoma talerzami. Rozdzieliliśmy nasze dłonie, prostując się na krześle.
-Tak dla mnie- potwierdziłam
Chwilkę później Harry dostał swoje owoce morza
-Tak wiele się zmieniło przez te siedem lat.-powiedział.Zastanawiałam się czy mówi o życiu czy o tej restauracji. Nie przerwałam mu jednak pozwalając dalej mówić.- Dorośliśmy, zamieszkaliśmy razem- w tej chwili chłopak podniósł głowę z nad talerza patrząc na mnie tym cudownym spojrzeniem. - Spotkaliśmy tylu nowych ludzi- loczek powrócił do grzebania widelcem w talerzu.
-Ale my się nie zmieliliśmy. Wciąż mamy siebie- zapewniłam.
-I to jest najważniejsze- przyznał. 
Gdzieś w oddali usłyszałam dobrze mi znaną melodię. 
-Słyszysz?- zapytał uśmiechając się czule. Wsłuchałam się w piosenkę próbując przypomnieć sobie jej tytuł. Nagle mnie olśniło.
-Kiss Me?- miałam wrażenie, że to wszystko jest zaplanowane, że Harry odtwarzał wydarzenia sprzed kilku lat.
-Zatańczymy?- zapytał wstając z krzesła.
-Jasne- odłożyłam sztućce na talerz, po czym dołączyłam do niego.
Poszliśmy na parkiet wtulając się w siebie nawzajem. Tak długo z nim jestem, a moja miłość nie przygasła, ani trochę. Wręcz przeciwnie, poznałam go lepiej i dzięki temu mogę kochać go mocniej. 
Tkwiliśmy tak przez całą piosenkę, uspokojeni, pochłonięci myślami i wspomnieniami. 
Gdy melodia ucichła, Harry szepnął mi do ucha.
-Poczekaj tutaj na mnie- jego głos był prawie niesłyszalny, jednak wyczułam ze się czymś denerwował. Znałam go na tyle dobrze, żeby zauważyć że dzisiaj coś się z nim działo, był inny, poddenerwowany i tajemniczy. 
Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, chłopak pocałował mnie w czoło i po chwili szybkim krokiem oddalił się w stronę wyjścia z restauracji. Stanęłam z bok opierając się o drewniany słup. Może jest chory i po prostu stąd wynikało to całe zdenerwowanie ? Głowiłam się zaczynając się naprawdę martwić. Wiele par stojących na parkiecie zaczęło tańczyć do kolejnych utworów. Powoli zrobiło się ciemno przez co restauracja oświetlana była głownie przez małe, rozproszone światła w bocznych częściach restauracji, na zewnątrz zaś przez świece stojące przy każdym ze stolików. 
Nagle muzyka ucichła, zwracając uwagę gości na niewielką scenę. Podniosłam głowę sprawdzając co się dzieje. Moje oczy padły prosto na stojącego tam Harrego. W ręku trzymał mikrofon. Nie wiedziałam co planował, jednak moje serce podskoczyło w klatce piersiowej.
-Przepraszam wszystkich za przerwanie tańca, ale chciałbym coś powiedzieć- chłopak przeleciał wzrokiem gości, szukając pośród nich mojej osoby. 
W końcu mnie odnalazł. Przesłałam mu nerwowy uśmiech. Skupił na mnie całą swoją uwagę.
- You're the one that God had made for me
  You're the one who's always in my dreams. 
  The one who keeps me goin'
  When I can't go on
  The one that I've been waiting for
  For so long....  -  tak wiem, śpiewałem a miałem mówić- niektórzy z zebranych zaśmiali się głośno. -Dobra ale teraz już konkrety. Wśród was jest moja dziewczyna- zamilkł na moment gestem głowy prosząc, abym podeszła bliżej- Liliano, kochanie podejdź bliżej. - Zrobiłam to o co mnie prosił, nogi miałam jak z waty, a serce chciało wyrwać się z klatki. Słyszałam wśród gości szepty, jednak byłam zbyt zdenerwowana, aby zareagować. Harry podszedł do krawędzi sceny. -Choć tutaj do mnie- wyciągnął wolną dłoń prosząc, abym dotrzymała mu towarzystwa na scenie. Przełknęłam ślinę, łapiąc następnie chłopaka za rękę. Gdy już stałam obok niego, na moment spojrzałam na zebraną publikę, tym samym stresując się jeszcze bardziej. Harry odchrząknął po czym stanął na wprost mnie. Jego oczy wpatrzone były w moje.- Liliano, pewnie zastanawiasz się przez cały dzień co mi odbija- zaśmiałam się cicho- Jeśli można by odpowiedzieć na to pytanie odpowiedź byłaby prosta; miłość- nie wiem czy moje serce mogło bić jeszcze mocniej. Harry oblizał usta przygryzając na koniec dolną wargę- Dzisiejsza podróż nie była przypadkowa, Primrose Hill, miejsce w którym po raz pierwszy się spotkaliśmy, ta restauracja. To wszystko to mała część naszej wspólnej historii. Uwierz mi, miałem pomysł zabrać cię do Camber lub Chorwacji, jednak mogłabyś uznać, że chcę cię uprowadzić- zrobił głupią minę. Zaśmiałam się powoli nie mogłam przestać hamować łez- Przy tobie stają się sobą, nie muszę przed niczego udawać ani uśmiechać się sztucznie do aparatu. To ty dajesz mi największe szczęście i cholera, żałuję ze nie spotkałem cię jeszcze wcześniej. - pokręcił głową jakby chciał tym samym obwinić los - Gdyby dano mi drugie życie znalazłbym cię wcześniej by móc kochać się w tobie dłużej- cała się trzęsłam, a łzy płynęły po policzkach w szybkim tempie. Teraz wszystko stawało się jasne. Już wiedziałam dlaczego byliśmy w tych wszystkich miejscach. W pewnej chwili Harry wyjął z kieszeni marynarki małe czerwone pudełeczko w kształcie serca i ukląkł przede mną. Serce walnęło mi mocno wiedząc co za chwilę się stanie. Styles otworzył je. W środku znajdował się prześliczny pierścionek z małymi brylancikami. Harry wyjął go, podnosząc głowę, aby móc patrzeć mi prosto w oczy.
- Liliano, wyjdziesz za mnie?- powiedział zdenerwowanym głosem.
Na moment wstrzymała się od odpowiedzi bo płacz nie dawał za wygraną. Emocje wzięły górę. Nie mogłam sobie wyobrazić lepszych zaręczyn. To wszystko wydawało się być snem, jednak nim nie było. Byłam tu na prawdę, to wszystko działo się w rzeczywistości. Widząc, że Harry robi się blady, a uśmiech powoli znika postanowiłam odpowiedzieć. Nie mogłam trzymać go dłużej w nie pewności. Wzięłam głęboki oddech, dłonie kładąc na jego policzkach.
-Tak, wyjdę za ciebie- wychlipałam. 
Styles wstał energicznie łapiąc mnie w objęcia.
-Już myślałem ze się nie zgodzisz- powiedział szeptem
-Nie mogłabym się nie zgodzić. Kocham cię. -Harry pocałował mnie w usta. Z oddali słyszałam jak zebrani przy scenie ludzie klaszczą. Styles na moment odsunął mnie od siebie, aby włożyć na mój palec pierścionek. Spojrzałam w jego teraz szkliste oczy. 
To był jedne z najpiękniejszych dni w moim życiu.


-Liliana? -głos Harrego przywrócił mnie do rzeczywistości. Spojrzałam na niego- Chyba odpłynęłaś na moment- zaśmiał się
Obdarowałam go uśmiechem. Postanowiłam wykorzystać ta okazję, aby o coś go spytać.
-Harry powiesz mi wreszcie kto położył na masce twojego auta bukiet czerwonych róż w dniu, w którym mi się oświadczyłeś? Nie mówiąc już o płatkach różnych kwiatów w całym samochodzie?
Loczek zaśmiał się jeszcze głośniej, krztusząc na koniec.
-Nie wiem kto to zrobił- odpowiedział po chwili. Popatrzyłam na niego dobrze wiedząc, że kłamie
-Nie powiesz mi?- próbowałam dalej
-Niektóre rzeczy powinny zostać tajemnicą- mrugnął do mnie. W odpowiedzi fuknęłam na niego niezadowolona. Podejrzewałam, że nigdy nie dowiem się tego.

-Pamiętasz naszą przysięgę małżeńską? – w odpowiedzi zaświeciły mu się oczy. Odchrząknęłam oblizując usta, aby po chwili zacytować- I przyrzekam ci miłość wierność i uczciwość małżeńską oraz, że cię nie opuszczę aż do śmierci.- zaśmiałam się wspominając zdenerwowanie chwili, gdy cały kościół patrzy na ciebie- Co było dalej? –zapytałam niewinnie. Harry uśmiechnął się odsłaniając rząd zębów.
-Mogę ci przypomnieć.
Nachyliliśmy się w swoja stronę, aby po chwili cieszyć się pocałunkiem. Był  krótki, ale intensywny i wciąż taki sam jak dawniej –szczery. 
Po chwili powróciliśmy do poprzedniej pozy. Czując, że znów zaraz zacznę płakać, postanowiłam zmienić temat, przyglądając kolejne fotografie.
Tym razem natrafiłam na zdjęcia przedstawiające naszą dwójkę, moich rodziców oraz Annie. Fotografia musiała pochodzić z naszego wesela.
-Pamiętasz radość naszych mam na wieść, że będą rodziną?- zapytałam w głębi duszy czując ból na wspomnienie mamy.
-Pamiętam- westchnął, kładąc siwa głowę na moim ramieniu.
Słyszałam jego cichu świszczący oddech- Ach ci nasi kochani rodzice.
W moich oczach znów zaczęły zbierać się łzy. Kochana mamusia, powiedziałam sobie w duchu, próbując opanować emocje.



 -Wszystko zmienia się przez lata prawie codziennie...-Harry powiedział to tak cicho, że niemal można było usłyszeć każde uderzenie wskazówki zegara. 
Odłożyłam plik zdjęć, nie chcąc wracać do wspomnień o rodzicach. Schowałam fotografie do kartonu i sięgnęłam po kolejny, mając nadzieję, że trafię na coś co nie wydoła u mnie łez. 
Na samym wierzchu kupki leżało jedno zrobione kilka lat po naszym ślubie.
-O rany, to mała Francesca?- Harry nawet po tylu latach oglądając zdjęcia nie umiał rozpoznać, która to Darcy, a która Francesca. 
-Nie, to Darcy głuptasie- wyprowadziłam go szybko z błędu. Jedno musiałam przyznać. Nasze córki będąc kilkudniowymi istotkami były identyczne. Jedyne co ich  różniło to wiek.  
Francesca, starsza z dziewczynek była żeńską kopią Harrego. Kręcone ciemne włosy, o które zawsze toczyliśmy spór po kim je odziedziczyła, duże zielone oczy i rumiane policzki, w których przy każdym z uśmiechów pojawiały się malutkie dołeczki. Była nasza małą laleczką, idealna pod każdym względem. 
Darcy to zupełnie jej przeciwieństwo. Proste znacznie jaśniejsze pasma, niebieskie figlarne oczy i pulchne policzki. Z czasem ich wygląd nabierał bardziej indywidualnych cech, przeradzając z małych dziewczynek  w dorosłe kobiety, z których zawsze byliśmy dumni.
-Zawsze je mylę na zdjęciach- przyznał niechętnie. Zdjęcie przedstawiało mnie na łóżku szpitalnym, małą Darcy, którą Harry tulił do siebie. To było zaledwie kilka dni po porodzie. Nie zapomnę jak Loczek wariował, kiedy zaczynałam mieć pierwsze skurcze. Chłopak wychodził z siebie, aby tylko mi pomóc.
-Przepraszam, że tak bardzo krzyczałam na ciebie gdy rodziłam- zaśmiałam się powracając myślami do chwili, kiedy doznawałam najbardziej bolesnych skurczów.
-To normalne skarbie- zapewnił całując w policzek. 
Gdy mała wreszcie przyszła na świat Harry z początku bał się wziąć dzieciątko na ręce, ale gdy wreszcie się przełamał, nie mogłam jej od niego zabrać. Spojrzałam na kolejne zdjęcie.
-To moje ulubione- stwierdziłam patrząc na fotografię przedstawiającą Harrego w bujanym fotelu w naszym domu. Na rękach miał Darcy. Oboje spali. To jedno z najcudowniejszych zdjęć ze wszystkich albumów.
-To były czasy- przyznał. Styles to jeden z najlepszych ojców jakiego można było sobie wyobrazić. Zawsze chciał wyręczać mnie we wszystkim i nawet w nocy, gdy któreś z naszych córek nie miało pory karmienia, latał z pokoju do pokoju i usypiał dziewczynki piosenkami. 
Kiedyś mieliśmy zdjęcie, na których cała nasza czwórka spała wtulona w siebie, jednak z czasem zdjęcie gdzieś zaginęło. Bardzo tego żałowałam.
-No dobra to znajdźmy jeszcze jedne i chodźmy spać. Dochodzi dwudziesta trzecia- Harry poklepał mnie po kolanie, po czym losowo wyciągnął album. Chwilę przyglądał się fotografii. Po jego minie mogłam stwierdzić, że na pewno jest to coś zabawnego- Twoje ostatnie urodziny- odwrócił zdjęcie w drżących dłoniach. Przypatrzyłam się mu uważnie. Zdjęcie przedstawiało mnie, Danielle i Kristin, siostrę Charlotte. Wygłupiałyśmy się robiąc śmieszne miny. Ktoś oglądający te zdjęcia mógłby stwierdzić, że to jakieś trzy wariatki, które uciekły z domu starców. Zaśmiałam się szczerze, wspominając tamte urodziny. 
W pewnym momencie znów poczułam ból w klatce piersiowej. Spoważniałam natychmiast, jednak wciąż uśmiechnęłam się, nie chcąc martwić Loczka.
-Schowasz zdjęcia? Pójdę do łazienki- powiedziałam wstając ciężko z kanapy. 
Przedarłam się przez pokój w niektórych miejscach zabałaganiony przez zabawki Jonathana. Suwając się powoli po salonie zatrzymałam się jeszcze na moment w progu drzwi, aby spojrzeć na Harrego, który wkładał właśnie zdjęcia do kartonu. Wydawało mi się, że wciąż o czyś myślał, że coś go przytłacza i pochłania cały umysł. Westchnęłam ponownie ruszając. 


"Jeden krok do przodu przybliża Cię do przyszłości, lecz jeden krok w tył nie cofa tego co już było"

Łazienka znajdowała się obok kuchni czyli na drugim końcu korytarza. Dotykając ręką ściany, wolnym krokiem zmierzałam ku niej. Gdy wreszcie znalazłam się w jej wnętrzu porównywałam swoje osiągnięcie do zdobycia szczytu Mont Blanc. W życiu człowieka nadchodzi taki czas, gdy nawet najprostsze codzienne czynności są nie lada wyzwaniem. 
Zapaliłam światło tuż nad lustrem. W jego odbiciu ukazała się niska siwa kobieta, z masa zmarszczek na całej twarzy. Niebieski oczy już nie tak intensywne jak dawniej patrzyły na dziewczynę po drugiej stronie lustra. 
Nagle poczułam przeszywający ból w klatce piersiowej. Dotknęłam prawą dłonią miejsca, w którym znajdowało się serce. Takiego bólu nie czułam jeszcze nigdy. Lewą ręką podtrzymywałam się jeszcze  kilka sekund zlewu, jednak chwilę później poczułam jak osuwam się na ziemie.
Ułamki sekund później lewa skroń pulsowała mi w szalonym tempie.
Później nie było już nic.


***PERSPEKTYWA HARREGO***               
                                         

Odłożyłem zdjęcia na miejsce, po czym powróciłem do kanapy. W telewizji leciały po raz enty te same odcinki seriali i kompletnie nie wydawało się być to ciekawe. Coś podświadomie nakazało mi sprawdzić czy wszystko z Lil w porządku. Wydawała się być trochę zmęczona. Może to przez te wszystkie wspomnienia, które postanowiła dzisiaj przywołać? Podniosłem swoje stare ciało i dość szybkim krokiem skierowałem się do łazienki.
-Lili czy wszystko w porządku? -zapytałem próbując mówić na tyle głośno, aby mogła mnie usłyszeć. Nikt nie odpowiedział. Przyspieszyłem kroku i gdy tylko dotarłem pod same drzwi zapytałem ponownie - Lili, wszystko w porządku?- w domu zapanowała grobowa cisza. Nie czekając już ani chwili dłużej otworzyłem drzwi łazienki. Na początku nic nie wydawało się być niepokojące, wydawało mi się ze Lil chyba po prostu nie ma w ubikacji. 
I wtedy spojrzałem na podłogę. Mój oddech na moment zamarł, a ja rzuciłem się padając przy niej na kolanach.
-Liliana!- krzyknąłem cucąc ją po policzkach. Była zimna, z lewej skroni ciekła stróżka krwi - Liliana!- powtarzałem łamiącym się głosem. Przyłożyłem ucho do jej ust nie słysząc ani jednego oddechu. Gdy na moment odzyskałem panowanie nad sobą sięgnąłem po telefon wybierając alarmowy numer.
-Chciałbym wezwać kartkę, moja żona nie oddycha - płakałem głośno nie kryjąc rozpaczy.
-Proszę się uspokoić i podać nam swój adres- powiedział głos w słuchawce. 
-Rider Fox 32/45
-Już wysyłamy karetkę
Rozłączyłem się rzucając telefon na podłogę.
-Liliana- schyliłem się kładąc głowę na jej klatce piersiowej. Czułem że to koniec, że już nic nie da się zrobić. Zostałem sam
- Kocham cię, nie rób mi tego- krzyczałem połykając łzy- Wróć! Mieliśmy jeszcze tyle planów. Mieliśmy jechać na twoje upragnione Filipiny- błagałem. Twarz Liliany była poważna, blada bez tych rumieńców na twarzy i żadnych emocji.  Krew brudziła jej czoło spływając poziomo po czole. Wytarłem w rękaw czerwone plamy chcąc oczyścić twarz ukochanej. Krew natychmiast wsiąkła w sweter pozostawiając czerwone kleksy. Zapłakałem żałośnie. Modliłem się gorączkowo o jej powrót do życia.
-Proszę obudź się, proszę, powiem ci kto położył te kwiaty na samochodzie tylko błagam obudź się! - następnie skierowałem głowę wysoko w gorę- Boże nie zabieraj mi jej!!
Moje prośby i modlitwy z góry skazane były na przegraną. Wiedziałem o tym i tym bardziej nie mogłem uwierzyć w to co się stało. 
Moje życie legło w gruzach.


***
               
           "Póki nosisz kogoś w sercu nigdy go nie stracisz" 


Nie wiem jak długo tu już jestem. Czas w tym miejscu nie gra żadnej roli. Nagle strumień rozproszonego, jasnego światła  przedarł się przez gęstą zasłonę ciemności. Coś mimowolnie popchnęło mnie do przodu, cichym głosem nawołując moje imię Liliana, Liliana…. Dźwięk był łagodny, cichy i taki ujmujący. Jak małe dziecko, nie mogące oprzeć się pokusie spróbowania świeżo upieczonego ciasta, mknęłam w nienaturalnym, płynnym tempie. Światłość stawała się coraz jaśniejsza, oślepiając moje stare oczy. Zmrużyłam je, pragnąc niczego nie przegapić. Sunęłam się kolejne metry, w oddali słysząc śmiechy dzieci. Gdzie jestem?, pomyślałam. W pewnej chwili światło straciło na swojej intensywności pozwalając rozeznać się w terenie. W oddali widziałam mnóstwo ludzi, wszyscy na twarzach mieli uśmiech. Niektórzy z nich rozpoznałam na miejscu.
-Mama?- zapytałam  Starsza kobieta łudząco przypominała moją rodzicielkę. Kobieta stała wciąż w tym samym miejscu. Obok niej mężczyzna, wysoki i podstarzały.
-Tato?- wyglądał na szczęśliwego, jednak nic nie mówił. Ojciec przeniósł wzrok na kogoś stojącego nieopodal. Powiodłam spojrzeniem w tym samym kierunku. Mała, zgrabna kobiecina machała do mnie ciepło. Chciało mi się płakać, jednak nie potrafiłam uronić ani jednej łzy. To miejsce nie pozwalało na takie rzeczy. Właściwie skąd to wiedziałam? Czułam  jakby ktoś wpoił mi zasady panujące w tym miejscu. Porównując wygląd babci ze swoim nie różniłyśmy się bardzo. Teraz byłyśmy w tym samy wieku. Tak bardzo się za nimi stęskniła. Tak bardzo pragnęłam, aby ktoś przytulił mnie do siebie i powiedział, że wszystko będzie dobrze. Miałam Harrego, jednak to nawet nie zastąpi matczynego rękawa, gdy on jest jeszcze na ziemi. Ruszyłam do przodu wciąż nie przyzwyczajona do płynności ruchów. Po chwili zarówno babcia jak i rodzice nakazali mi stanąć. Czułam między nami jakąś niewidzialną barierę oddzielając nas od siebie. Zatrzymałam się zmartwiona, że nawet w raju nie mogę zrobić rzeczy tak banalnej, jak uścisk bliskiej osoby. Moja rodzina była w tym momencie nieosiągalna. Co takiego to powodowało? 
Nagle ktoś, ten sam głos co poprzednio, nakazał mi odwrócić się. Nie mając innego wyboru zrobiłam to o co mnie prosił. Ile ja tu jestem już dni? Może lat? Niespodziewanie drzwi do raju otworzyły się. Znów oślepił mnie ten sam blask co wcześniej, jednak teraz o dziwo oczy wcale mnie nie bolały i bez problemu mogłam patrzeć nawet w najjaśniejszy punkt. Jakaś sylwetka stawała się coraz bardziej wyraźna. Była to postać wysoka, lekko przygarbiona i na bank był to mężczyzna. Gdy przeszedł barierę światła wreszcie ujrzałam go w całości.
-Harry- wyszeptałam bardziej do siebie niż do kogoś innego. Chłopak był zdenerwowany, jednak słysząc mój głos zaczął rozglądać się w poszukiwaniu źródła dźwięku. – Tutaj- dodałam nakierowując go. W końcu mnie ujrzał.  
Ruszyłam w jego stronę, tym razem nie zostałam zatrzymana przez żadna barierę. Harry rozszył ramiona łapiąc mnie w mocny uścisk. Nie czułam jego zapachu, ani dotyku, ale wiedziałam, że mimo to coś podświadomie pozwala nam cieszyć się obecnością drugiego.
-Tęskniłem za tobą- powiedział bez tego ochrypłego już głosu. Był zdrowy i nic go nie bolało. Tak samo jak mnie. Wciąż byliśmy starymi, poczciwymi staruszkami, którzy odnaleźli się w niebie by móc spędzić ze sobą wieczność. Chwyciłam Harrego za rękę prowadząc go w głąb raju. To nie było już to samo trzymanie za rękę jak za czasów, kiedy byliśmy razem na ziemi, ale wciąż było to wyjątkowe uczucie, mimo naszej niematerialności.
-Mamy całą wieczność- powiedział uśmiechając się uśmiechem, w którym po raz pierwszy od bardzo dawna widziałam cechy typowe dla Harrego w wieku siedemnastu lat.

***

Liliana splotła mocno dłoń z Harrym śmiejąc się przy tym jak mała dziewczynka. Razem oddalali się od wejścia do raju, aby móc poznawać razem każdy zakamarek tego nowego świata. Ich sylwetki stawały się coraz mniej wyraźne, jednak z oddali promieniowała od nich miłość. Miłość która jeśli tylko jest prawdziwa przetrwa wszystko, aby po życiu na ziemi rozpocząć kolejną wspólną wędrówkę po nieznanym. Gdzieś w głębi dusz wciąż byli zakochanymi po uszy nastolatkami, których los połączył niezwykłym uczuciem. Ich miłość była na tyle silna i prawdziwa, aby mogli odnaleźć się nawet po śmierci. Teraz mogą mieć pewność ze niezależnie od wszystkie wygrali życiową grę, pełną pułapek i trudności losowych, aby cieszyć się bezkresnością i brakiem trosk. 

Razem. 

Na zawsze. 



KONIEC




PODZIĘKOWANIA

Na początek chciałabym powiedzieć, że pisząc ten rozdział płakałam. Płakałam bo strasznie przywiązałam się do Liliany i Harrego i nie raz miałam wrażenie, że Lil na prawdę jest z Hazzą. Ani razu nie podałam wieku w jakim zmarła Lil, ani kiedy się zaręczyli, ale dosyć łatwo jest do tego dojść :). Pisząc go zadawałam sobie co chwilę pytanie; wybaczycie mi taki koniec? Mimo wszystko mam nadzieję, że wciąż mnie lubicie!! Chciałabym zauważyć, że ta historia mimo wszystko zakończyła się szczęśliwie. Lil i Harry mieli dobre życie i przede wszystkim byli szczęśliwi( jeśli komuś nie odpowiada epilog zawsze może uznać, że go nie ma i skończyć czytać YOLO na 34 rozdziale) 
Chciałabym, aby każda czytająca ten blog osoba "wzięła" cząstkę Lili dla siebie. Aby pokazała Wam, że prawdziwa miłość istnieje i wystarczy tylko poczekać na odpowiednią osobę. Może to głupio zabrzmi, ale mam nadzieję, że będziecie czuć jej obecność. Dokładnie 6 miesięcy temu zaczęłam pisać to opowiadanie i na samym początku myślałam, że nie podołam bo to moje pierwsze opowiadanie, że  mało kto go będzie czytać. 
DZIĘKUJĘ, DZIĘKUJĘ DZIĘKUJĘ za ponad 40 tysięcy wejść, 46 obserwatorów i niezliczoną ilość osób czytających tego bloga( ostatnio czytałam wszystkie wasze komentarze i naliczyłam się Was ponad 60). Mam nadzieję, że żadne z Was nie zawaliło przeze mnie żadnych egzaminów! xD Dlaczego skończyłam go po 34 rozdziałach? Bo stwierdziłam, że za bardzo przesłodzę to opowiadanie i straci swoją magię. Pomysł na epilog wpadł mi do głowy ponad dwa miesiące temu +  ściśle wiąże się z prologiem. Wciąż to czytasz? Wow, dziękuję! Już zaraz kończę. Jestem Wam wdzięczna za każdy choćby najkrótszy komentarz. Gdyby nie on prawdopodobnie nie byłoby tego bloga. Nie żałuję, że go założyłam i jestem wdzięczna mu za to, że poznałam tak wiele wspaniałych Directionerek ! Kocham Was wszystkie całym sercem.  Pisząc to opowiadanie brałam pod uwagę fakt jak mógłby w rzeczywistości zachować się Harry w danej sytuacji. Mam nadzieję, że dobrze to odzwierciedliłam. Dlaczego tak skończyłam YOLO? Nie chciałam go kończyć jakoś banalnie(choć pewnie i tak jest banalny), bo chciałam, aby zapadł Wam głęboko w pamięć. Jeśli chodzi o blog, on nie zniknie. Wciąż będę publikować tu imaginy ( Without Reason jest tylko pobocznym blogiem). Jeśli chcecie o coś zapytać, pogadać, follow back lub coś innego piszcie do mnie. Jestem otwarta na nowe znajomości i chętnie Was poznam ;)Jeśli będzie sporo pytań wkrótce opublikuje z nimi wszystkimi post. A teraz ostatnia poważna prośba. Czy mogłabym liczyć na Was, abyście pod tym postem w komentarzu(lub TT lub jeszcze gdzieś indziej) każda osoba która czytała to opowiadanie napisała mi szczerze co o nim myśli? W przynajmniej pięciu zdaniach? Pomimo tego, że stresuję się bardzo co napiszecie jest to dla mnie ważne, bo zależy od tego mój kolejny blog + chciałabym zobaczyć ile w rzeczywistości Was czytało go. PROSZĘ, poświęćcie swoje pięć minut na to. 
Teraz odrywam się od Liliany, która stała się dla mnie jak siostra, każdej z Was daje cząstkę jej i jeszcze raz dziękuję bardzo za to, że tu byliście i chcieliście to czytać.

Marysia xxxx



wtorek, 22 stycznia 2013

Wkrótce epilog

Pewnie dużo osób zastanawia się kiedy wreszcie pojawi się epilog. Otóż mam zamiar go opublikować w najbliższy weekend (26.01-27.01) ewentualnie na samym początku przyszłego tygodnia. 

Tymczasem zapraszam na prolog na moim drugim blogu : www.without-reason69.blogspot.com   :)  


Mam nadzieję, że długo będziecie pamiętać o You only live once ( oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu)

Uwielbiam Was xxxxx

sobota, 12 stycznia 2013

Rozdział XXXIV (ostatni)

Jeszcze ukaże się epilog, a ja już stresuję się na to co pomyślicie o ostatnim rozdziale. 


Z dedykacją dla Niny'96 :)

Od razu wchodzimy TU

Czas to tylko pojęcie względne, pędzące szybko jakby gnało za zającem uciekającym w głąb lasu. Dni to tylko ułamki sekund w naszym życiu, w późniejszym czasie wymywane z pamięci przez inne, godniejsze zapamiętania chwile. Czas gna nieubłaganie i zanim się obejrzymy już mija kilka godzin, dni, miesięcy... 
Całe życie na coś czekamy, na koniec semestru, na urodziny, wakacje... Czas uczy nas cierpliwości, która wiele kosztuje, ale i bardzo popłaca. Gdy Harry wyjechał na miesiąc do Australii czułam, że los wystawił nasze uczucie na wielką próbę. 
Próbę wierności i wytrwałości. Nie raz siadałam wieczorami odtwarzając płytę, którą dał mi tuż przed wylotem. Najczęściej kończyłam zapłakana,a moje serce błagało, aby zadzwonił telefon, a w nim odezwał się głoś Harrego mówiący, że już wracają do domu. Każdy przetrwały dzień przybliżał nad do spotkania. W kalendarzu dni ubywało, a gdy wreszcie nastąpił ten moment mało nie przewróciłam chłopaka na lotnisku, rzucając mu się na szyję. Emocje wzięły górę zarówno u mnie jak i u niego. Pamiętam tamtą chwilę jak mało którą. Nieco za brązowiona twarz, wciąż te same rozczochrane loki i wodzące w podenerwowaniu zielone oczy, szukające mojej osoby. Wydawałoby się, że to było wczoraj. Nie do wiary, że minęły już cztery miesiące, choć i w nich czasami ciężko było nam obojgu. Ja zaczęłam pierwszy rok na uniwersytecie, który przyniósł ze sobą masę nauki i małą możliwość wyrwania się gdziekolwiek na dłużej. Harremu natomiast, promocja pochłonęła większość czasu. Chłopcy jeździli po świecie, promując w Ameryce i Europie. Czasu na spotkania było mało, jednak nigdy nie do takiego stopnia, abyśmy musieli przeżywać kolejną długą rozłąkę. Uśmiechnęłam się do siebie wspominając walkę z zbyt małą liczbą godzin, w których zamiast się uczyć przesiadywałam godzinami u Loczka. 
Oparłam głowę o zimną szybę okna spoglądając na przykryty białym puchem ogródek. Cały Londyn pokryty był śniegiem od dobrego tygodnia. Dni zrobiły się krótsze i niezwykle mroźne. Dzięki temu święta stały się magiczne. 
Srebrna bransoletka na moim lewym nadgarstku przypomniała mi wydarzenia z Wigilii. Bałam się, że w święta każde z nas pojedzie do swojej rodziny i nawet, gdy Harry będzie miał wolne, nie będzie okazji do spotkania. 
Na szczęście chłopak pogodził te problemy ze sobą. Styles przyjechał z Holmes Chapel do Londynu rano w drugi dzień świąt, aby i ze mną spędzić choćby cząstkę świąt. Dzięki temu miał okazję poznać kawałek mojej rodziny, która tradycyjnie na święta przyjechała  w odwiedziny. Tata czasami zadziwiał mnie na tyle, że nie potrafiłam do dziś wytłumaczyć sobie dlaczego to robi.  Pewnego razu wracając zmęczona ze szkoły, zauważyłam iż siedzi w internecie i czyta wywiadu z Harrym. Pamiętam, że pewnego razu spojrzałam na niego z przerażeniem, jednak on spokojnie i trochę zawstydzony iż przyłapałam go na takiej rzeczy, powiedział że chce wiedzieć coś o nim więcej, bo jak to ujął "nie wszystko zapewne mu mówiłam" .
Jeśli chodzi o Carę to i ona narobiła nam kłopotów. Udzieliła kilku wywiadów, opowiadając o swoim "gorącym" romansie z Loczkiem, wymyślając przy okazji historię iż One Direction tak naprawdę jest ustawione i gdyby nie pieniądze, które rzekomo zapłacili komu trzeba, żaden z chłopaków nawet nie dostałby się do domu jurorów. Management wytoczył jej sprawę, sprawa powoli cichła i wszystko  wracało do normy, odwracając wszystko przeciwko blondynce. Choć to całe zamieszanie narobiło nam szkody i kosztowało sporo nerwów, w pewien sposób umocniło nasz związek. 
Ze wspomnień wyrwał mnie odgłos zamykanych drzwi  samochodu. Wyjrzawszy za okno spostrzegłam Harrego idącego po zaspach, świeżo nasypanego śniegu. Zeskoczyłam z parapetu szukając wzrokiem torby.
-Liliana!! Harry przyjechał!- głos mamy dobiegł z parteru domu. Chwyciłam torbę zasuwając ostatni suwak przegrody. Loczek opowiadał  coś mamie, która w odpowiadała mu śmiechem. Gdy stanęłam na kafelkowej podłodze korytarza, mój wzrok automatycznie pobiegł w stronę Stylesa. Chłopak miał czerwony z zimna nos i nieliczne kosmyki wychodzące spod czarnej czapki. Gdy pochwycił moje spojrzenie, natychmiast się uśmiechnął ukazując rząd białych zębów.
-Cześć- przywitałam się, podchodząc do niego i całując w usta. Miał strasznie zimne policzki.
-Ile będziecie tam jechać?- mama opierając się o framugę prowadzącą do kuchni spojrzała na srebrny zegarek, który miała na ręce. Wzruszyłam ramionami nie wiedząc dokładnej odpowiedzi.
-Jakieś dwie godziny, nie więcej- odpowiedział Harry biorąc ode mnie trochę ciężką torbę, którą wciąż trzymałam w ręku.- Co ty tam wsadziłaś? Kamienie? Jedziemy na jeden dzień!- Harry wytrzeszczył oczy próbując zrozumieć logikę kobiet. W torbie miałam szpilki, sukienkę i kosmetyki, nic poza tym.
-To w takim razie jedźcie ostrożne- mama popatrzyła z niemałą powagą na Harrego. 
Styles od miesiąca posiada prawo jazdy i teraz stara się jeździć najbezpieczniej jak tylko potrafi. 
Założyłam brązową kurtkę i beżowy komin, po czym podeszłam do rodzicielki, obejmując ją mocno.
-Nie martw się. Zadzwonię do ciebie jak dojedziemy- powiedziałam całując ją w policzek.
Mama pokiwała głową przenosząc wzrok na Harrego
-Opiekuj się nią.
Spojrzałam z powrotem zdziwionym wzrokiem na mamę, widząc w jej oczach, że wciąż uważa mnie za swoją małą córeczkę. Harry z dumą przytaknął jej w odpowiedzi. Zabraliśmy swoje rzeczy i razem wyszliśmy na dwór. 
Śnieg sypał w szaleńczym tempie, nakrywając poprzednią warstwę puchu nową. Zadygotałam czując jak robi mi się zimno. Czym prędzej wgramoliłam się do samochodu, wsuwając dłonie do rękawów kurtki.
-Mama z ojczymem byli tam dzisiaj rano, więc dom będzie wysprzątany, a lodówka pełna- Harry odpalił silniki samochodu, po czym zapiął pasy.
-To trochę roboty mamy mniej, choć zapewne jutro wszystko się zmieni- zaśmiałam się wyobrażając bałagan jaki będzie panował w domku ojczyma Harrego. 
W tym roku  chłopaki postanowili spędzić sylwestra całym zespołem, a z racji iż tamto miejsce ma dla 1D szczególne znaczenie, Harry poprosił ojczyma, aby przez dobę pozwolił nam tam pobyć.
-Tak, to pewne, no ale jakoś się zorganizujemy.- Harry posłał mi swój uwodzicielski uśmiech. Zielone oczy od zimna jakie panowało na zewnątrz wydawały się być niezwykle błyszczące.


Na miejsce dojechaliśmy tak jak Harry obliczył, dwie godziny później. Nigdy nie byłam w tym miejscu i na prawdę nie mogłam się doczekać tej chwili. Wysiadałam z samochodu stając przed niskim płotem, za którego w oddali widać było drewniany domek. Całe podwórko pokryte puchową kołdrą  śniegu dawało wrażenie iż jest to bita śmietana, nieskazitelnie biała i nienaruszona.
-Podoba mi się tu- powiedziałam spoglądając na niosącego nasze torby Loczka. Chłopak wyglądał niezwykle uroczo, gdy jego włosy pokryły się małymi płatkami śniegu.
-Poczekaj jeszcze nie byłaś w środku- z zaciekawieniem podniosłam brew do góry zastanawiając się jak mógłby wyglądać od środka. Harry popchnął furtkę, która ku mojemu zdziwieniu była nie zamknięta na klucz, po czym stawiając stopy w wysoki śnieg przedarliśmy się do werandy domu.Chłopak otworzył drzwi gestem głowy zapraszając mnie do środka.  Gdy moim oczom ukazał się niewielkich rozmiarów salon, z dużym  kominkiem i drewnianymi ścianami trudno było powstrzymać się do choćby cichego "wow". W kominku wciąż żarzył się ogień, przez co pomieszczenie było przyjemnie ciepłe.
-Tu jest uroczo- zdołałam powiedzieć tylko tyle.
Harry postawił nasze torby koło kanapy, po czym odsłonił zasłonę w jednym z okien wpuszczając więcej światła do środka.
Obejrzałam cały domek wciąż nie mogąc uwierzyć, że tak długo musiałam czekać, aby wreszcie tu przyjechać. 
Usiadłam na kanapie z Harrym i przez parę minut po prostu siedzieliśmy i gadaliśmy o byle czym. W pewnej chwili spojrzałam na zegar wiszący na bocznej ścianie. Dochodziła szesnasta.
-Matkoo Boska!- wyszeptałam. Harry zdziwionym wzrokiem popatrzył się na mnie.-Mamy cztery godziny na przygotowanie wszystkiego!- krzyknęłam spanikowana wstając z kanapy. Trochę pożałowałam, że zgodziliśmy się przygotować wszystko samemu, ale miałam cichą nadzieję, że pozostali też coś przyniosą. Loczek z opartymi o oparcie rękoma patrzył na mnie z rozbawieniem.
-No co?- zapytałam zastanawiając się szybko od czego zacząć.
-Uwielbiam jak się denerwujesz. Wyglądasz wtedy uroczo- zaśmiał się, patrząc na mnie zalotnie. Przewróciłam oczami, kładąc ręce na biodrach.
-Co ty na to, aby pomimo, iż już jest po gwiazdce ubrać tutaj choinkę?- zapytał uśmiechając się ciepło- To byłaby nasza choinka- powiedział z naciskiem na przedostanie słowo. 
Bardzo spodobał mi się ten pomysł, więc w ciągu kilkunastu sekund podzieliliśmy między sobą obowiązki. Ja miałam iść robić ciasteczka, mając nadzieję, że wszystkie potrzebne składniki znajdę w kuchni, a Harry miał pójść szukać drzewka.

***
Teraz wchodzimy TU ;) 
***

Kończyłam właśnie zagniatanie ciasta, kiedy do domu wszedł Harry z średniej wielkości choinką.
-Taka wystarczy, no nie? -zapytał strzepując z głowy śnieg. Zaśmiałam się widząc jak wiele radości sprawiło mu, że sam mógł ściąć drzewko.
-Jasne, jest idealna- powiedziałam trzymając zgięte ręce, upaćkane mąką i resztkami nieupieczonego ciasta. - Gdzie ją postawimy?- zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniu w poszukiwaniu odpowiedniego miejsca.
- Tam? -Harry wskazał kąt nieopodal miejsca, w którym stała kanapa. Dałam mu znać, że to miejsce jest świetne. Loczek spojrzał z zaciekawieniem na moje dłonie. - Co pieczesz? - zapytał opierając choinkę o ścianę, upewniając się iż się nie wywróci, po czym rozebrał się z kurtki i butów i podszedł do mnie.
-Tajemnica- mrugnęłam do niego okiem, przekomarzając.
-I nie zdradzisz mi jej? -zapytał z oczami nieszczęśliwego szczeniaka.
-Wszystko w swoim czasie
Harry objął mnie w tali przyciągając do siebie. Zaśmiałam się głośno, starając go nie ubrudzić.
-Przestań, mam brudne ręce- chłopak zaczął całować moją szyję, zmuszając, abym odchyliła głowę na bok, udostępniając mu do niej miejsce.
-Trudno, będę najwyżej upaćkany- odparł stłumionym głosem wciąż wodząc ustami po mojej szyi. Nie mogąc oprzeć się pieszczotą, zamknęłam oczy opierając głowę o jedno z jego ramion.
-Czas ucieka- wyszeptałam próbując zachować trzeźwość umysłu.
-Sugerujesz, że powinienem przerwać grę wstępną i już przejść do sedna sprawy?- odparł mrucząc tuż przy moim uchu. Zachichotałam odsuwając go od siebie na tyle, aby móc spojrzeć mu w oczy. Harry zawiedziony, zerknął na mnie wciąż tymi cudownymi oczami.
-Obiecuję, że gdy wszystko się skończy, a my spokojnie wrócimy do sypialni powrócimy do tego tematu.- Przejechałam wzrokiem po jego torsie po czym  z powrotem powróciłam do oczu. Harry uśmiechnął się znacząco.
-Nawet się od tego nie wymigasz. Te ściany to słyszały- rozejrzał się na boki dodając swoim słowom prawdziwości.
Wybuchłam śmiechem.
-No dobra, a teraz na poważnie, to trzeba ubrać choinkę- powiedział patrząc na drzewko, które jak dla mnie było niezwykle piękne.
-Poczekaj moment to wsadzę ciastka do piekarnika i zaraz do ciebie wracam- odparłam. Ruszyłam w stronę kuchni, jednak po chwili zatrzymałam się w półkroku. - Harry? - odwróciłam się patrząc to na niego to na choinkę- Czy w ogóle mamy jakieś ozdoby?
Loczek na moment zniknął z twarzy uśmiech.
-Dobre pytanie
Znów nie mogłam powstrzymać się, aby nie wybuchnąć śmiechem.
-Idź poszukaj czegoś, może twoi rodzice kiedyś ubierali tutaj drzewko.


Godzinę później choinka ozdobiona białymi, czerwonymi i niebieskimi bombkami, mieniącymi się wśród kolorowych światełek ozdabiała salon dodając mu rodzinnego i świątecznego nastroju. Objęłam Harrego przytulając go mocno do siebie.
-Jest piękne- wyszeptałam wtulając się w jego tors.
-Mhhmmmmm- odparł głaszcząc moje włosy.
Staliśmy  w ciszy przyglądając się choince. Światełka zamigotały niczym dyskotekowa kula. Od drzewka unosił się zapach lasu.
-O czym myślisz?- zapytałam w pewnej chwili.
Harry z początku nie odpowiadał jednak w końcu westchnął głęboko, przytulając mnie jeszcze mocniej do siebie.
-O tym jak bardzo ten rok zmienił moje życie- czułam, że gdy to mówił uśmiechał się. Ja również uśmiechnęłam się przypominając dzień w którym po raz pierwszy się spotkaliśmy.
-A wszystko zaczęło się tak niewinnie- zachichotaliśmy obydwoje.
-To był najlepszy rok w moim życiu- poczułam jak w brzuchu rodzi się przyjemne zamieszanie. Zawsze coś takiego czułam gdy przypominałam sobie naszą pierwszą randkę.
-Myślisz, że nie będzie już lepszych?-zapytałam spoglądając ponad siebie, aby patrzeć w jego oczy z udawaną podejrzliwością. Harry nie zdążył odpowiedzieć bo jego telefon za wibrował w kieszeni spodni. Chłopak wyciągnął komórkę i nie wypuszczając mnie z objęć odebrał telefon.
-Halo?- z zbyt głośno ustawionego głośnika wydarł się głos Louisa. - Okej już po was wychodzę - Harry rozłączył się, wsadzając z powrotem urządzenie do kieszeni - Louis już tu jest.
Loczek wypuścił mnie z objęć, po czym nakładając kurtę poszedł otworzyć furtkę, którą my dla bezpieczeństwa tym razem zamknęliśmy na klucz. Ja w tym czasie przez uchylone drzwi, nie zważając iż chłód dostawał się do środka domu stanęłam w progu drzwi i z oddali obserwowałam jak Lou rzuca w Liama śnieżką. Danielle widząc to odwróciła się w stronę Tomma oddając mu tym samym. Wszyscy zachowywali się jak małe dzieci po raz pierwszy widzące śnieg. 
Jako pierwsza przywitała się ze mną Eleanor.
-Hej, bo nam tu zamarzniesz! - powiedziała przytulając mnie mocno do siebie, po czym obydwie weszłyśmy do środka.
-Jak tu fajnie- pochwaliła dom Ell. Obdarzyłam ją uśmiechem, tłumacząc, że tak samo zareagowałam. 
Paręnaście minut później przywitałam się z resztą i razem zaczęliśmy dekorować wnętrze balonami i innymi sylwestrowymi ozdobami. Harry nadmuchał balon po czym spojrzał cwaniacko na Louisa, złapał ustnik balonu dwoma palcami i wypuścił powietrze  prosto w twarz przyjaciela. Lou w ramach rewanżu opryskał Loczka konfetti w spreju.
-Nie wierze, że oni dziesiąte urodziny mają dawno za sobą...- skomentowała Danielle, siedząc obok mnie z kubkiem gorącej czekolady.
-Taaa, ciekawe ile dali za dowody osobiste z fałszywymi danymi- Eleanor zaśmiała się patrząc prosto na swojego chłopaka.
Kilka minut po dwudziestej do naszej szóstki dołączył Zayn, Niall i Perrie. Bawiliśmy się świetnie, wspominaliśmy odchodzący rok  najśmieszniejsze wydarzenia jakie nam się przytrafiły. Chłopaki opowiadali wciąż z nie schodzącym uśmiechem na twarzy o koncertach, fankach i misiach koala. Wciąż nie mogłam uwierzyć, że jeszcze rok temu w ogóle o nich nie słyszałam i gdyby nie ten  raz gdy jedna z ich piosenek wyskoczyła mi na stronie internetowej w ogóle inaczej wyglądałaby moja teraźniejszość. Koło dziesiątej połowa z naszego towarzystwa była już nietrzeźwa i teraz wszyscy niezależnie czy umieją tańczyć czy nie szaleli na parkiecie. Gdy Zayn kursujący między konsolą a parkietem włączył wolną piosenkę, wtuliłam się w Harrego delikatnie kołysząc nas w okół. W jego ramionach zawsze czułam się bezpieczna i kochana. Zapach jego perfum przesiąkł moje ubrania, jakby chciał powiedzieć, że serce Harrego należy do mnie. Jedną rękę zatopiłam w lokach chłopaka, przyciągając moją twarz bliżej jego. Niewielki zarost lekko ocierał o mój policzek. Świat znikł pozostawiając nas samym sobie. Mięśnie jego ręki poruszały się za każdym razem gdy chłopak przesuwał dłoń po moich plecach.
-Uwielbiam Cię- wyszeptałam mu do ucha. Loczek nachylił głowę całując moje ramię.
Uśmiechnęłam się, spoglądając na resztę towarzystwa. Danielle z Liamem podobnie jak my tańczyli na parkiecie, którym teraz stał się salon, Louis z Eleanor siedzieli na kanapie namiętnie się całując. Zayn z Perrie trzymając się za dłonie i rozmawiali wtuleni w drugim końcu pokoju, a Niall myśląc, że nikt go nie widzi, robił zdjęcia, aby mieć wszystko zadokumentowane na pamiątkę. Nie chciałam żegnać się ze starym rokiem, bojąc się o to co może przynieść nowy. Co złego się stanie? Jak potoczy się nasz los? Takich pytań w mojej głowie było mnóstwo, a na żadne nie potrafiłam odpowiedzieć. 
Gdy dochodziła dwunasta wszyscy wyszliśmy na tylni taras domku. Niall przez cały wieczór gorączkowo błagał Liama, żeby ten pozwolił mu na odpalenie fajerwerków. Daddy Liam długo się wahał, przypominając blondasowi jak w tamtym roku mało nie pozbawił życia kota sąsiada, jednak w końcu uległ.
-Ktoś ma zegarek?!!-Zayn zauważył najprawdopodobniej iż nie ma swojego na ręce.
-Spokojnie ja mam, jest za pięć dwunasta - Eleanor zapewniła przyjaciela.
Słysząc iż za parę minut nadejdzie nowy rok, poczułam jak serce uderza mi w klatce piersiowej. Zawsze dziwiło mnie jak bardzo stresuję się początkiem nowego roku. Czy wynikało to z obawy, że już minutę po dwunastej mogę coś schrzanić i jak  tsunami pociągnie to za sobą falę niepowodzeń? Tego nie potrafiłam stwierdzić.
-Ile jeszcze?- Nial przykucnął na zaśnieżonym trawniku trzymając w ręku paczkę zapałek.
-Trzy minuty- Eleanor podekscytowana spojrzała na swojego chłopaka, który natychmiast ją objął i pocałował w policzek.
-Gotowa na nowy rok? - Harry nachylił się nade mną łącząc nasze palce ze sobą.
-Myślę, że tak- odparłam zaciskając nasz uścisk.
-Dwadzieścia sekund!!
Przełknęłam ślinę podekscytowana i szczęśliwa, że mogę być tu z nimi.
-Piętnaście!! - El zdawała relację na bieżąco.
W pewnym momencie Harry obrócił moją twarz ku swojej łącząc nasze usta w pocałunku. Wiedziałam o co mu chodzi, dlatego odpowiedziałam na pocałunek. Nasze języki tańczyły ze sobą tylko im znany układ.
-Pięć- usłyszałam wciąż zajęta całowaniem Loczka.
-Dwie!! - czyjś głos gdzieś w oddali stawał się niewyraźny. Zwolniliśmy tempo pocałunków rozkoszując się każdą sekundą. W tle zaczęły strzelać fajerwerki, ktoś otwierał szampana przy okazji stukając nim o inne szkło.
Kilka sekund po nowym roku otworzyłam oczy, odsuwając  na niewielką odległość twarz. Harry zaśmiał się wciąż trzymając dłonie na moich policzkach. Oddałam mu uśmiech.
-To najlepszy koniec i początek roku- powiedziałam patrząc teraz w jego oczy co róż oświetlane przez światło pochodzące z wybuchających zimnych ogni.

I żeby nic nie zepsuło naszego szczęścia, wypowiedziałam w myślach życzenie, patrząc ponad siebie jakby za pośrednictwem wybuchających fajerwerków przekazując życzenie wysoko do gwiazd, pozostawiając je sile wyższej.


To był ostatni rozdział. Jak go pisałam i zdałam sobie z tego sprawę chciało mi się płakać. Mam nadzieję, że wybaczycie mi, że tak przeskoczyłam w czasie. Ale na serio uznałam, że nie ma sensu rozdrabniać sprawę Cary itd na drobniejsze części. Jeśli chodzi o prawo jazdy Harrego i Nialla naciągnęłam trochę to na potrzeby opowiadania. Mam nadzieję, że nikt z Was po przeczytaniu tego rozdziału nie pomyślał " WTF? Tak chce skończyć to opowiadanie? Ale głupio..." Lub coś w tym stylu. Od razu mówię, lepiej poczekajcie na epilog i dopiero ewentualnie krytykujcie. No właśnie, jeśli chodzi o epilog.... Miał się jeszcze przed nim ukazać "dodatek" jednak stwierdziłam iż lepiej będzie jak opisze wszystko już w epilogu. Więc, w ciągu najbliższych dwóch tygodni powinien pojawić się on. I prawdopodobnie "Zapoznanie z bohaterami" i prolog na moim drugim blogu

Na koniec chciałabym prosić Klaudię Lelek o kontakt poprzez maila lub TT, wiesz w jakiej sprawie ;) ( marialilianna@tlen.pl

sobota, 5 stycznia 2013

Rozdział XXXIII


W pośpiechu zbierałem swoje rzeczy. Dochodziła jedenasta, a my mieliśmy niewiele czasu do wylotu. Nerwowo rozglądałem się po swoim dość zabałaganionym łóżku szukając pod kilkoma warstwami ciuchów paszportu. Odgarnąłem wszystko na bok, nie zważając na to czy coś się pogniecie czy nie. Zdenerwowany kląłem cicho pod nosem, palcami dotykając kolejnego materiału. Całe łóżko przewróciłem do góry nogami, a paszportu wciąż nie było.
-Cholera- wysyczałem pod nosem przenosząc swoje przeszukiwania do walizki. Tym razem ostrożnie zanurzyłem dłonie w jej wnętrzu. Za zamkniętych drzwi pokoju słyszałem głos Louisa i Eleonor. Jedno z nich ciągnęło walizkę po kafelkowej podłodze korytarza. Było niewiele czasu, a paszportu wciąż jak nie było tak nie ma. Pięścią uderzyłem mocno o pokrywę walizki, wywołując stłumiony dźwięk. Odsunąłem suwaki wszystkich przegród szukając jednej małej książeczki bez której nie dam razy wylecieć z kraju. Z jednej kieszeni wypadła paczka drażetek. Z powrotem wcisnąłem ją na poprzednie miejsce wciąż czując że robię się coraz bardziej zdenerwowany. Przeszukałem całą walizkę wciąż bez oczekiwanego rezultatu. W końcu usiadłem na krawędzi zagraconego łóżka, uspokajając nerwy i próbując przypomnieć sobie gdzie go po raz ostatni widziałem. Kilka minut intensywnego myślenia nic nie dało, a czas leciał. Opadłem na materac, kładąc się na wciąż nie spakowanych rzeczach. Coś twardego uwierało mnie w tylnej kieszeni spodni. Przez moment leżałem nieruchomo, jednak po chwili lewą ręką powędrowałem w stronę danego miejsca. Podniosłem lekko biodra ułatwiając do niej dostęp. Po chwili z tylnej kieszeni wyciągnąłem mój zagubiony paszport.
-Styles, ty ciapo- skarciłem się , potrząsając ze śmiechem głową. Niedługo zacznę zapisywać sobie gdzie co kładę bo sam zginę.
Chwilę później drzwi do mojego pokoju otworzyły się,a osoba stojąca za nimi nie czekała nawet na zgodę wstępu.
-Harry co ty do cholery robisz?! Przecież zaraz musimy jechać!!- pomimo, że nie widziałem Louisa wyczuwałem w jego głosie złość- Poleżysz sobie w samolocie. Pokój się, za prę minut powinni tu być Zayn, Liam, Niall i Liliana. – Chłopak bez dania mi możliwość odpowiedzi zamknął za sobą drzwi, pozostawiając mnie sobie samemu. Przez miesiąc nie będę widział Liliany. To było ciężkie nawet do pomyślenia. Mam zamiar dać jej mały prezent, gdy będziemy już na lotnisku, albo przynajmniej będzie jakaś sytuacja gdy będziemy sami. To tylko miesiąc rozłąki. Dla mnie to miesiąc. Tak jakby ktoś znikał z mojego życia na zawsze. Boże, Styles ogarnij się, powtarzałem sobie. Nikt nie umiera, za miesiąc wszystko będzie dobrze. Mamy do siebie zaufanie, dlaczego skazujesz się na najgorszą z możliwych wizji? Cara milczy, przez ostatnie dwa tygodnie ani słowem się nie odezwała. Może wreszcie dała sobie spokój. Odgoniłem myśli wstając z łóżka i ponownie pakując resztę rzeczy do walizki. Niecałe piętnaście minut później byłem gotowy fizycznie zostawić UK i jechać na promowanie płyty. Psychicznie najbardziej pragnąłem zostać tu przy Lili i nigdzie więcej nie wyjeżdżać. Jednak to moja praca, marzenia. Wszystko ma swoją cenę... 
Nachyliłem się nad walizką próbując uspokoić myśli, godząc się z rzeczywistością. Zaciśnięte wargi bolały, przygryzione od wewnętrznej strony. Robiłem to nieświadomie, choćby przez chwile pragnąc poczuć się lepiej.

Wchodzimy TU i wracamy czytać xD 


-Harry?- cichy, delikatny głos, który poznałbym na końcu świata dobiegł moich uszu. Podniosłem głowę patrząc na stojącą przy drzwiach Lilianę. Dziewczyna równie smutna jak ja patrzyła na mnie przygnębionym wzrokiem. Wyprostowałem się szeroko otwierając ramiona. Lil podbiegła do mnie wpadając w objęcia. Przyciągnąłem ją mocno do siebie słysząc, że zaczyna płakać. Zanurzyłem dłonie w jej włosach choć jeszcze przez chwile spróbować zapamiętać tak dobrze już mi znany dotyk. Zamknąłem na chwile oczy chcą tym samym opanować łzy zbierające się nachalnie w moich oczach. 
-Ciiiii, wszystko szybko wróci do normy- gładziłem jej plecy próbując uspokoić nas obydwoje.
-Louis kazał ci przekazać, że masz już z chodzić na dół- Lil połykała łzy, mówiła zdławionymi oddechami.
-Nie wypuszczałbym cię najchętniej nigdy, przenigdy- powiedziałem lekko nami kołysząc otulając nas, jak małe dziecko gdy śpi w wózeczku. 

***PERSPEKTYWA LILIANY***

Stałam wtulona w Harrego, otoczona jego zapachem i ciepłem.
-Lil, muszę ci coś dać- Harry odsunął się na chwilę ode mnie, sięgając dłońmi do kieszeni kurtki. Moment później wyciągnął  stamtąd płytę zapakowaną w plastikową oprawę. Spojrzałam w jego oczy nie rozumiejąc o co chodzi i co tam może być.
-Co to?- zapytałam przenosząc wzrok z powrotem na płytę. Harry podniósł ją wyżej.
-Otwórz to jak wrócisz do domu, albo kiedy będzie ci smutno i będziesz za mną tęsknić.
Chłopak podał mi płytę, po czym nachylił się całując moje czoło. Nie wiedząc co powiedzieć schowałam prezent do torebki, którą miałam przewieszoną przez ramię.
-Dziękuję, choć nie wiem co to- powiedziałam śmiejąc się słabo.
-Nie dziękuj- Harry patrzył prosto w moje oczy szukając w nich jakich nieznanych jeszcze dla niego zakamarków. Stanęłam na palcach, przyciągając jego usta do swoich. Nie chcieliśmy się od siebie oderwać jednak nie mieliśmy wyjścia. Czas biegł.
-Chodź, bo zaraz wylecą bez ciebie- zażartowałam, próbując rozluźnić grobową atmosferę.

Wszyscy zapakowaliśmy się do dość pojemnego samochodu wiozącego nas na lotnisko. Wszyscy byli  przybici, pogrążeni we  własnych myślach. Oparłam głowę o ramię Harrego splatając nasze dłonie ze sobą. Na przeciwko siedział Liam wpatrzony w mijające  budynki. Nie było z nami Daniele. Nie lubiła rozstawać się z Liamem na lotnisku, bo wiedziała, że to jest jeszcze trudniejsze niż pożegnanie w domu. Niall siedział pomiędzy Liamem, a Zaynem. Blondyn próbował opowiadać jakieś dowcipy jednak widząc,  że nikogo one nie bawią zamilkł. Zayn podobnie jak Liam patrzył na coś za oknem cicho stukając palcami o kolana. Perrie była w trasie w Ameryce i nie miała możliwości nawet pożegnania się z chłopakiem. Obok mnie siedziała Eleanor wtulona w Louisa. Odkąd jestem z Harrym nie przypominałam sobie takich sytuacji jak ta teraz. Nie wyjeżdżali na tak długo i tak daleko. 
Zatrzymaliśmy się przed głównym wejściem na lotnisku znów otoczeni przez fanów. Wychodząc z samochodu Harry otoczył mnie ramieniem nie pozwalając, aby coś złego się stało. Ochroniarze natychmiast wygrodzili miejsce fanom, pozwalając nam spokojnie przedostać się do środka. Harry zatrzymał się tylko dwa razy robiąc zdjęcia z przyklejonym uśmiechem na twarzy. Reszta robiła podobnie, wiedząc, że do odlotu pozostało już mało czasu. 

Dalej akcja potoczyła się za szybko.
-Macie pięć minut i widzę was na odprawie- Paul próbował kontrolować wszystko co się dzieje. Przełknęłam ogromną gulę w gardle odchrząkując, aby nie zacząć płakać. Czułam jak krew pulsuje mi w kończynach, a serce bije w oszalałym tempie. Przez kilka minut staliśmy blisko siebie nie chcąc pożegnań. Harry objął mnie, mocno całując w usta. Zaczęłam płakać nie mogąc ponownie chować emocji.
-Kocham Cię i zawsze o tym  pamiętaj- Loczek objął moją twarz dłońmi. Przytuliłam się mocno po raz ostatni całując. Pożegnałam się z resztą chłopaków i ponownie wróciłam do Stylesa.
-Też cię kocham- wyszeptałam do chowanego przez gęsta czuprynę ucha. Chłopak ruszył w stronę Paula, odwracając się jeszcze klika razy. Każdy miał poważną minę, niechętny do wyjazdu z kraju. El objęła mnie ramieniem. Stałyśmy tak patrząc jak odchodzą, po czym całkowicie znikną za grubą ściana. Powoli opanowywałam emocje pocieszając się, że przecież oni wrócą niedługo i znów wszystko będzie tak jak dawniej. Nie obchodziło mnie czy inni ludzie patrzą się na nas czy nie. To nie miało jakiegokolwiek znaczenia. Eleanor wolną ręką wyciągnęła z kieszeni paczkę chusteczek i wręczyła mi jedną. 
-To takie dziwne, przecież oni wrócą niedługo- El wycierała oczy i próbowała pocieszać nas obie- A mam wrażenie jakbym już nigdy miała ich nie zobaczyć…. 
Uśmiechnęłam się do niej, ciesząc, że nie tylko ja miałam podobne myśli.
-Jadę z Charlotte do galerii na zakupy, masz ochotę jechać z nami?- zapytałam przyjacielsko. Eleanor pomimo iż kiedyś nie za bardzo za mną przepadała teraz kompletnie zmieniała swoje podejście do mojej osoby. Patrzyła na mnie wciąż lekko zaczerwienionymi oczami, które teraz wydawały się jeszcze głębsze niż poprzednio
-A nie będę wam przeszkadzać?- zapytała niepewnie. Potrząsnęłam przecząco głową, zachęcając do wspólnych zakupów.  Wiedziałam, że uwielbia shopping i nie będę musiała długo jej przekonywać. Poza tym, obydwu nam przydałoby się jakieś odreagowanie po wyjeździe chłopaków, a siedzenie w domu i użalanie się nad tym nie miało żadnego sensu. Napisałam smsa do Charlotte pytając za ile będzie. Dziewczyna miała przyjechać pod lotnisko i stąd razem miałyśmy ruszyć do centrum handlowego. Chwilkę później Char odpisała, wyjaśniając, że już czeka w wyznaczonym miejscu.
-Char jest przed wejściem do lotniska, chodźmy do niej- powiedziałam do Eleonor. Jeszcze przez chwilkę patrzyłyśmy w stronę, gdzie po raz ostatni widziałyśmy chłopaków tak , jakby licząc, że może jednak wrócą do nas i krzykną, że to był tylko żart i nigdzie nie wyjeżdżają. Jednak nic podobnego się nie stało.
Ruszyłyśmy do Charlotte.


Najpierw, żeby trochę się rozbudzić, pomimo ze była już prawie trzynasta poszłyśmy do Starbucksa na kawę i ciastko. Siedziałyśmy, śmiałyśmy się, choć w głębi duszy wciąż myślami uciekałam do Harrego, zastanawiając się gdzie teraz jest i co  właśnie robi. Odkąd wróciliśmy z Chorwacji prawie codziennie przesiadaliśmy u siebie nawzajem. Wiedziałam, że po raz kolejny nasz związek został wystawiony na próbę, jednak wierzyłam, że tym razem nic nie zepsuje nam szczęścia. Nagle przypomniałam sobie o płycie, którą od niego dostałam. Co mogło na niej być? Korciło mnie, aby szybko wyrwać się  do domu i sprawdzić jej zawartość, jednak postanowiłam z tym zaczekać. Spojrzałam na siedzące po drugiej stronie stołu Charlotte i Eleonor. Dziewczyny śmiały się z czegoś i mogłabym przysiąc, że El szybciej zakolegowała się z Char niż ze mną. Wydawały się być podobne do siebie charakterem jak mało kto, bo wygląd zupełnie nie wskazywał na to, że zostały rozdzielone przy porodzie.
-Myślałam, żeby zobaczyć czy mają już jesienną kolekcję w Zarze.  El oblizała usta, kilka kosmyków z wysokiego koka wysunęło się, opadając swobodnie na twarz .
-Nie ma problemu, idziemy?- Char upiła ostatni łyk kawy po czym wstając założyła na siebie brązowy kardigan. Zapłaciłyśmy za nasze przekąski i wolnym krokiem ruszyłyśmy do Zary. 
Wchodząc do sklepu spostrzegłam jak wiele ludzi jest w środku. Długa kolejka ciągnęła się prawie przez pół sklepu.
-Oj chyba jeszcze nie ma jesiennej kolekcji, no ale są przeceny, może co znajdziemy dla siebie? – Ell ruszyła przodem gestem głowy prosząc, abyśmy się nie zniechęcały. Po kilku minutach rozdzieliłyśmy się i każda poszła w inną stronę w poszukiwaniu czegoś innego. 
Zaczęłam szukać małej czarnej wiedząc dobrze iż już niedługo urodziny Nialla, a ja nic nie mam na imprezę niespodziankę, którą szykuje dla blondyna Harry z Louisem. Nikt na razie oprócz naszej trójki i może Eleanor o tym nie wiedział. 
Nie byłam wybredna jeśli chodzi o ubrania i dużo rzeczy z Zary trafiało w mój gust dlatego szybko znalazłam moją idealna sukienkę. Widząc, że mała czarna, którą trzymam w ręku jest o kilka numerów za duża, zabrałam się za poszukiwania właściwego rozmiaru. W pewnym momencie w tej samej chwili czyjaś dłoń wyciągnęła spośród kilkunastu sukienek tą samą za która ciągnęłam ja. Zdziwiona spojrzałam na wyższą ode mnie dziewczynę o długich blond włosach. Miała bladą twarz i duże niebieskie oczy patrzące na mnie z lekka odraza.
-No proszę, kogo ja tu widzę...- blondynka wciąż trzymała sukienkę mierząc mnie przenikliwym wzrokiem. Nie wiedziałam o co jej chodzi i kim ona jest- Spodziewałam się tego, że prędzej czy później wpadnę na ciebie lub twojego chłoptasia – przedostatnie słowo zaakcentowała mocno przewracając przy tym oczami. Skąd ona cokolwiek o mnie wiedziała? Skoncentrowałam cała swoją uwagę na niej przyglądając się każdej najmniejszej rysie na jej nieumalowanej twarzy. Nagle klepka zapadła, a serce uderzyło gwałtowie w klatce piersiowej.
-Cara?- wyszeptałam bardziej próbując przekonać siebie niż zapytać ją o to.
-No gratulację złotko- powiedziała szarpiąc mocno sukienkę wyrywając mi ją z rąk. Czułam jak krew zaczyna mi buzować, a oddechy stają się szybsze i nierówne.- Ach zapomniałabym, powiedz Harremu, żeby wreszcie do mnie oddzwonił.- jeszcze chwilkę i byłam gotowa rzucić się na nią i wyrwać te krzaczaste brwi i włosy. Cara wydęła usta lustrując moją osobę zimnym wzrokiem.
-Odwal się od niego, nie widzisz, że on ma cię gdzieś?- do rozmowy włączyła się Eleanor. Spojrzałam na brunetkę, która niosła masę ciuchów. El zbliżyła się do nas stając po mojej lewej stronie.
-Oh, Ellaaaaaa, już mnie nie lubisz?- Cara udawała zmartwioną, jednak po chwili parsknęłam głośno śmiechem, kładąc dłonie na biodrach. Czarną sukienką miotała jak szmatą.
-Lubiłam cię zanim stałaś się taka dwulicowa- głos Elki wskazywał ze dziewczyna stawała się równie wkurzona co ja. Nigdy wcześniej jej takiej nie widziałam.
-To był tylko pocałunek. Czysta zabawa- Cara patrzyła na nas na przemian, zdziwiona, traktując wszystko jak atrakcję.
-Ty go do tego nakłoniłaś. To nie była zabawa. On jest moim facetem, odwal się od niego!- wrzasnęłam nie zważając na to czy ktoś nas słyszy czy nie.
-Może i ja, może i sam tego chciał. Tego się nie dowiesz- Cara zbliżyła się do nas stając na przeciw mnie- Jeszcze jedno Lili- powiedziała wyszczerzając się szyderczo- Harry bardzo dobrze całuje, wiesz?- to było jak bomba z minutnikiem. Na zegarze uciekały minuty, powoli zmierzając do wybuchu. Cała złość skumulowała się w mojej prawej ręce, nagle uderzając policzek Cary. Głośny plask odbił się stłumionym echem. Cara otworzyła usta ze zdziwienie i szybkim krokiem uszyła ponownie w moją stronę. Miałam ochotę ją zabić.
-Doyśc- Charlotte stanęła pomiędzy nami. – Uspokójcie się- dziewczyna patrzyła na nas próbując zapobiec ewentualnej bitwie.
-To jeszcze nie koniec Liliano. Media i tak uwierzą w każde moje słowo, nie twoje kochana.
-Nie masz za grosz szacunku do innych? Harry był kiedyś twoim przyjacielem, pamiętaj o tym- Eleonor wrócił bardziej normalny głos, jednak po oczach można było poznać, że wciąż nie może uwierzyć w to co zrobiłam. Zresztą nie ona jedna. Cara położyła sukienkę na stos z innymi rzeczami i z gracją obróciła się w stronę wyjścia.
-Jeszcze się policzymy- wymierzyła w moją stronę palec mrużąc przy tym oczy. Czekałam aż zniknie mi z pola widzenia.
-Co ona tu robi?- zapytał Charlotte.
Wzruszyłam ramionami, wiedząc, że w oddali przygląda nam się kilkoro ludzi. Widząc, że pochwyciłam ich wzrok wrócili do poprzednio wykonywanej czynności.
Eleanor podeszła do mnie bliżej, obejmując ramieniem, po czym pocałowała w policzek.
-Jestem z ciebie dumna.
-Wreszcie dałam upust tym emocjom- powiedziałam, wzdychając z ulgą. Nagle zdałam sobie z czegoś sprawę - Wiecie co? Poczułam się wolna, tak jakby to zamazało winy i niedowierzania w to co mówił Harry. 
Charlotte i Eleonor patrzyły na mnie na początku ze zdziwieniem później na ich twarzach pojawił się uśmiech. Zaśmiałam się widząc, że Harry mówił prawdę. To ona go namówiła do pocałunku. Wszystko na to wskazywało. Poczuła, że własnie po długim czasie wreszcie odzyskałam szczęście i wiarę w nasza dwójkę. I tak jakbym zaczęła nowy pełen blasku rozdział w swoim życiu. Z perspektywy El i Char musiałam wyglądać jak wariatka, jednak w tej chwili miałam ochotę zrobić coś szalonego.
-Wiecie co?  zapytałam ponownie
Dziewczyny uśmiechnęły się do oczekując odpowiedzi
-Chcę iść do fryzjera- podniosłam do góry włosy, przeglądając się w lustrze wiszącym na przeciwległej ścianie pomiędzy dziewczynami - Chcę obciąć włosy.
Charlotte i Eleonor spoważniały momentalnie.


Do domu wróciłam pod wieczór. Obcięłam włosy i zamiast długich prawie do pępka teraz sięgały do biustu, a nawet wyżej. Podobała mi się taka zmiana. Od dawna chciałam to zrobić, jednak wciąż czułam, że to jeszcze nie ten moment. Zrobiłam sobie kakao i powoli ogrzewając ręce o ciepły kubek, ruszyłam do swojego pokoju. Postawiłam napój na biurku, a z torebki wyciągnęłam płytę. Przez chwilę zastanawiałam się czy już na pewno chcę to teraz otworzyć. W końcu wsadziłam ją do laptopa i w niecierpliwości czekałam aż otworzy się jej zawartość. 
Na początku była ciemność, jednak już chwilę zobaczyłam Harrego. Wyglądało to na amatorski filmik w głównej roli ze Stylem.
-Heeeej- przeciągnął samogłoskę uśmiechając się szeroko. Zaśmiałam się zastanawiając kiedy go kręcił. Przyciągnęłam nogi  pod brodę co rusz popijając kakao.
-Oglądasz to więc zapewne jestem w Australii, albo wciąż w samolocie, bo znając twoją cierpliwość zaraz gdy tylko go dostałaś poleciałaś go obejrzeć.
Zaśmiałam się głośno wystawiając do niego język.
-Nie pokazuj języka
Wybuchałam rozbawiona jak dobrze mnie zna.
Harry z komputera patrzył prosto w kamerkę, co jakiś czas roztrzepując włosy jak to miał w zwyczaju.
-Lili, chcę, żebyś wiedziała jak bardzo cię uwielbiam...- przygryzłam dolną wargę nieśmiało patrząc w ekran. – ...uwielbiam, kocham i w ogóle nie wiem już jak to opisać. Słyszysz?...- Harry gestykulował cały czas patrząc w kamerkę -.... za każdym razem gdy będziesz miała jakiekolwiek wątpliwości co do tego puść sobie ten filmik. Kocham Cię, kocham kocham kocham. Tęsknie już za tobą i nie mogę doczekać się kiedy znów będę miał okazję cię zobaczyć.... – Po policzkach zaczęły płynąc mi łzy. -... na koniec chciałbym zaśpiewać ci pewną piosenkę, abyś mogła puszczać ją gdy nie będę mógł zasypiać przy tobie.- Harry odchrząknął. Za chwilę popłynęło "Little Things" w wykonaniu Stylesa….


Może tekst piosenki nie jest o tyle dopasowany co sama muzyka, która moim zdaniem doskonale określa emocje. 
A więc koniec jest bardzo blisko. Nawet nie wiecie jak bardzo byłam zdziwiona, ale również zadowolona widząc jak pod poprzednim rozdziałem przybywa komentarzy. To było dla mnie strasznie motywujące, że mam dla kogo pisać. Dziękuję za nie wszystkie :). Jeśli ktoś jeszcze nie widział, to zachęcam do przeczytania poprzedniej notki pod tym rozdziałem. To chyba by było na tyle :). Mam nadzieję, że rozdział się podobał. I tak jak ostatnio + 14 komentarzy i zaczynam pisać kolejny rozdział.