sobota, 29 grudnia 2012

Rozdział XXXII


Siedziałam na skałach próbując zapamiętać jak najwięcej szczegółów z tego miejsca. Słońce dopiero dochodziło do najwyższego punktu na niebie, coraz bardziej ogrzewając powietrze. Fale jeszcze spokojnie, rozbijały się o brzegi pozostawiając po sobie niewielkie ślady istnienia. Dwa dni tutaj minęły jak z bicza strzelił, zatrzymując w nas wspomnienia, które zapewne do końca życia pozostaną w naszych umysłach. Ściągnęłam z głowy okulary, nakładając je na nos. Zamknęłam oczy, odchylając głowę do tyłu aby złapać ostatnie promyki słońca. 
-Melancholijny nastrój ? – głos Harrego wyrwał mnie z rozmyślań. Odwróciłam się, opierając dłoń o ciepłą, chropowatą skałę. Loczek stał tuż za mną uśmiechnięty, choć w tym uśmiechu można było spostrzec, że i on nie chciałby jeszcze stąd wyjeżdżać. Miał na sobie trzy czwarte spodenki, białe tenisówki i szarą koszulkę z małym serduszkiem po lewej stronie. Odwzajemniłam uśmiech zachęcając, aby usiadł. Harry zszedł ostrożnie po skałach, sadowiąc się tuż obok mnie. Jego podwinięte rękawki ukazywały solidnie wyrzeźbione ramiona.
-To był jeden z najlepszych weekendów w moim życiu- przyznałam bawiąc się źdźbłem wypalonej trawy rosnącej pod niewielkim drzewkiem, które nie wiem jakim cudem jeszcze wytrzymywało w takich warunkach. Czułam jak promienie słońca powoli ogrzewają moje ciało.
-Tak, mój też- powiedział obejmując mnie ramieniem. Przylgnęłam do jego ciała opierając głowę o tors. Pod niewielka warstwą materiału czułam bicie jego serca. Rytmiczne i ciche. Ciepły wiatr rozwiewał moje włosy unosząc w powietrzu zapach perfum Loczka. Uśmiechnęłam się do siebie czując się bezpiecznie.
-Chciałabym tu kiedyś wrócić, Harry….- przyznałam cichym głosem, jakbym bała się, że moje marzenie wywoła u niego salwy śmiechu. Harry westchnął głęboko, mocniej przyciągając mnie do siebie.
-Nigdy nie mów nigdy.
Przygryzłam dolną wargę zastanawiając się co przez to chce mi powiedzieć. Zaskakiwał mnie już tyle razy, przez co nawet nie potrafiłam stwierdzić jakie myśli chodzą mu teraz po głowie.
– Powinniśmy się powoli zbierać, niedługo przyjedzie taksówka.
Posmutniałam świadoma aż za bardzo, że ma rację. Powoli wstałam rozprostowując się, aby przez parę sekund po raz ostatni popatrzeć na morze. Ludzie schodzili się, zapełniając najwygodniejsze miejsca. Wiedziałam, że jeśli jeszcze trochę tu postoję całkowicie stracę humor. Odwróciłam się i powoli, starając nie przewrócić wyszłam na wąską drogę, a później ruszyłam ścieżką do domku. Harry szedł za mną w milczeniu i tylko odgłos jego butów dawał znać, że wciąż tam jest.

-O której mamy dokładnie samolot?- zapytałam spoglądając na zegarek, który właśnie zapinałam na ręce. Harry usiadł na łóżku i z małej podręcznej torby wyjął kopertę z biletami.
-Trzynasta pięć – odpowiedział patrząc na mnie z ukosu. Na zegarku dochodziła jedenasta, jednak musieliśmy być na lotnisku już wcześniej. Pokiwałam głową zapinać największą przegrodę walizki, napchaną po brzegi pamiątkami i innymi rzeczami niekoniecznie złożonymi jak należy. Wyglądała jak wielki nadziany pączek. 
Telefon Harrego zaświergotał. Chłopak wyciągnął go i spoglądając na ekran bezgłośnie oznajmił mi, że to Preston.
-Tak?- odebrał przeczesując palcami włosy. -Dobra, już wychodzimy- Harry rozłączył się po chwili.
Preston każe nam wyjść na zewnątrz. Taksówka będzie tu lada chwila. Pokiwałam głową po raz ostatni rzucając szybkie spojrzenie na  miejsca, w których mogły się kryć nasze niezauważone rzeczy. Paręnaście minut później wyszliśmy.

 ***PERSPEKTYWA HARREGO***

Gdy tylko weszliśmy na pokład samolotu dostałem kolejnego smsa od Cary. Wciąż to samo, chciała się spotkać. Czułem jak bardzo zaczyna mnie to już denerwować. Czy ona do cholery nie rozumie z tego nic? Nie mogła by na zawsze zostawić nas już w spokoju i zająć się własnym życiem? 
Siadając na wyznaczonym miejscu uśmiechnąłem się do Liliany, mając nadzieję, że nic nie zauważyła.
-Moi rodzice odbiorą nas z lotniska- powiedziała przewracając oczami. Zaśmiałem się wiedząc doskonale, że chcą po prostu upewnić się, że Preston faktycznie tam z nami był. Liliana oparła głowę o zagłówek i patrzyła w jakiś punkt za oknem. Podążyłem wzrokiem w tym samym kierunku. Jakiś facet szedł przez pas gestykulując i wskazując przewoźnikowi, w którą stronę ma jechać . Chwilę później auto podjechało pod samolot z masą walizek.
-Denerwuje mnie to, że rodzice tak cały czas mnie kontrolują...- powiedziała z powrotem odwracając głowę aby spojrzeć w moje oczy. Długie włosy przerzuciła na prawdę ramię, dodając sobie tym samym uroku.
-To normalne, jesteś jedynaczką- zapewniłem kładąc swoją dłoń na jej. Dziewczyna spojrzała na nie po czym ponownie wróciła spojrzeniem do moich oczu.
-Wydaje mi się, że tu chodzi wciąż o to, że...-przerwała zaciskając usta. Nie musiała kończyć, wiedziałem o co jej chodzi i że ją to ciągle męczy. Dlaczego byłem takim kretynem?  –Ale myślę, że przyzwyczają się  do tego, że z tobą jestem bezpieczna. – uśmiechnęła się próbując odwrócić złe w dobre. Odwzajemniłem uśmiech zaciskać swoją dłoń na jej.
-Teraz to muszą, bo nigdzie cię nie puszczę- powiedziałem składając pocałunek na jej ustach. Lil oparła głowę o moje czoło, wzdychając. Wiedziałem, że wciąż boi się ,że gdy wyjadę spotkam kogoś innego, lepszego od  niej i całkowicie o niej zapomnę. Nie miałem pojęcia jak powinienem udowodnić, że tak nigdy się nie stanie. To był tylko pocałunek.
-Mam nadzieję - odparła.


***     

 Wchodzimy tu: -- > http://www.youtube.com/watch?v=nVjsGKrE6E8 i wracamy ;) 

Gdy tylko wyszliśmy z bagażami do głównej hali na lotnisku w Londynie uderzyło nas światło niezliczonej liczby aparatów. Zakryłam wolną dłonią oczy próbując osłonić się od niechcianych zdjęć. Harry zacisnął mocniej uścisk na mojej dłoni, szepcząc, że za chwilę wszystko się uspokoi. Od fleszy bolały mnie oczy, a w uszach czułam nieprzyjemny ból wywołany piskiem fanów, wołających imię Harrego. Patrzyłam w podłogę ufając, że chłopak wyprowadzi mnie z tego bałaganu. Niektóre dziewczyny wołały i moje imię oczerniając mnie obraźliwymi komentarzami. Im dłużej jestem z Harrym tym lepiej radziłam sobie z takimi docinkami. Nauczyłam się, że to wszystko nie powinno wpływać na moje życie. One mnie nie znały, nie mogą wyciągać prawdziwych wniosków. Preston wreszcie pojawił się obok nas osłaniając nas przed kolejnymi blaskami fleszy. Ostrożnie podniosłam głowę rozglądając się za rodzicami. Na początku ich nie widziałam, bo wciąż miałam mroczki przed oczami.
-Wszystko okej? – Harry położył dłonie na moich ramionach. Staliśmy paręnaście metrów od źródła całego zgiełku i choć przez chwilę poczuliśmy się wolni. Podniosłam głowę widząc w jego oczach troskę i zdenerwowanie. Potrząsnęłam głową powoli dochodząc do siebie.
-Zbierajcie się do domu- Preston stał metr od nas wciąż rozglądając się za niepożądanymi fotografami. Zaczerwieniona twarz wskazywała, że i on jest tym wszystkim zażenowany. Dopiero teraz zauważyłam rodziców idących wolnym tempem w naszą stronę. Po ich minach wnioskowałam, że nie widzieli całego zamieszania. Mama uśmiechała się ciepło, trzymając jedną ręką czerwoną torebkę.
-Witajcie w domu!- zaświergotała przytulając mnie mocno, po czym objęła Harrego. Tata również przytulił mnie do siebie, a Loczkowi z dystansem podał rękę. Przez moment staliśmy w ciszy.
-Preston możesz już wracać. Poradzimy sobie- Harry z poważną jak na niego miną przekazał ochroniarzowi tą informację.
-Odprowadzę państwa do samochodu. Tak dla bezpieczeństwa.-zachichotałam nie mogąc wytrzymać. Kto by pomyślał, że jeszcze kilka godzin temu Preston smażył się w słońcu we własnym domku w Chorwacji, pozwalając nam robić co chcemy. 
Kiedy dotarliśmy do samochodu mężczyzna wrócić na lotnisko po swój samochód, a my wgramoliliśmy się do auta mojego ojca.
-Bardzo miły ten ochroniarz, Harry. Ufam, że wszystko było dobrze- mama odwróciła się do nas z przedniego siedzenia mierząc to mnie to Harrego wzrokiem. Pokiwałam jej szybko głową próbując zachować powagę. Styles nachylił głowę chowając uśmiech. Paręnaście minut później powoli zaczynałam kojarzyć okolicę. Harry splótł swoją ciepłą dłoń z moją, teraz zmarzniętą przez różnicę temperatur pomiędzy Anglią a Chorwacją. Nie chciałam go wypuszczać, chciałam być z nim przez kolejną dobę
-To ten dom, prawda? - tata gestem głowy wskazał budynek, w którym mieszkał Harry.
-Zgadza się
Samochód się zatrzymał. Przyciągnęłam Loczka do siebie całując w usta. Miałam w nosie czy widzą to moi rodzice czy nie.
-Kocham Cię- wyszeptał do ucha.
Oderwaliśmy się od siebie. Harry otworzył drzwi wpuszczając chłodne powietrze. Ostatni raz obdarzył mnie uśmiechem. Przebywanie z nim przed dłuższy czas, a następnie rozłąka i powrót do normalności nigdy nie przyniósł mi dobrego humoru. Kiedy odjeżdżaliśmy zdążyłam jeszcze zobaczyć jak szuka czegoś po kieszeniach. Odruchowo dotknęłam miejsca gdzie trzymałam swoją komórkę. Może chciała zadzwonić lub coś napisać. Kto wie.

***
 
Stałem przed domem przez moment obserwując jak jej samochód znika za horyzontem.
-Czas wrócić do rzeczywistości- powiedziałem do siebie cicho, kopiąc kamyk. Chwyciłem rączkę walizki i zacząłem ciągnąc po chodniku. Drzwi do domu nie były zamknięte.
-Louis wróciłem- krzyknąłem. Odstawiłem walizkę na bok po czym ściągnąłem buty. W domu panowała cisza. Przez moment przestraszyłem się, że może coś się stało. Z coraz szybciej bijącym sercem ruszyłem w stronę salonu. Nikogo jednak tam nie zastałem. Sprawdziłem kuchnię odnosząc podobny skutek co wcześniej. Ruszyłem w stronę sypialni. Z zamachem otworzyłem drzwi jego pokoju. Drzwi huknęły o ścianę, a powiew powietrza rozrzucił leżące obok na komodzie papiery. Ulżyło mi widząc Louisa siedzącego na fotelu w drugim końcu pokoju.
-Louis?- zapytałem. Chłopak nic nie odpowiedział. Przełknąłem ślinę i ruszyłem w jego stronę. Dopiero gdy dotknąłem jego ramienia, chłopak się odwrócił.
-Jezu Harry!!- wystraszyłeś mnie!!- Lou wypuścił z płuc powietrze. Z jednego ucha dyndała słuchawka. Jego niebieskie oczy krążyły po mojej twarzy.
-Mogliby cię okraść, a ty dalej nic być nie wiedział- rzuciłem z sarkazmem próbując uspokoić oddech. Louis wystawił do mnie swój język. 
-Hej, wyluzuj. Co taki spięty jesteś? Dopiero wróciłeś z romantycznego weekendu- chłopak przekomarzał się ze mną. Widząc leżące na łóżku poduszki, chwyciłem jedną po czym wymierzyłem nią w Louisa. Chłopak natychmiast ją złapał i położył na swoich kolanach.
-Co jest?- zapytał ze zdziwieniem w oczach. 
Usiadłem na łóżku po chwili się na nim kładąc.
-Cara znów zaczyna- wyrzuciłem z siebie, udając, że jego sufit jest bardzo interesujący. W najgorszym wypadku Lou oleje to, winiąc mnie, że sam sobie na to założyłem. 
Nie, on tego nie zrobi. Nie mój Lou. 
Słyszałem jak chłopak wzdycha kręcąc się na fotelu.
-Była tu- odpowiedział krótko ściszając głos.
Natychmiast podniosłem się na przedramionach z przerażeniem patrząc w oczy przyjaciela
-Jak to?!?!?
Louis zmierzwił włosy zastanawiając się co powiedzieć.
-Wczoraj koło południa. Przyszła, ale Eleanor była u mnie...
-Wpuściliście ją?- zapytałem przerywając chłopakowi. Coraz bardziej się denerwowałem.
-Daj mi dokończyć. Nie wpuściliśmy jej. Powiedzieliśmy, że już tu  nie mieszkasz- Louis podniósł lekko głowę dając znak, że jest z tego pomysłu zadowolony. Zacisnąłem mocno usta próbując poskładać myśli. Dlatego pisała, pomyślałem. Jest w Londynie. To nic dobrego nie mogło wróżyć.
-Mówiła co chciała?- Louis usiadł po turecku rzucając poduszkę z powrotem na łóżko.
-Mówiła, że chce z tobą pogadać. – szatyn wzruszył ramionami. –Wciąż nie chce się od ciebie odwalić?
-Dokładnie…
-Co zamierzasz zrobić?
Przygryzłem dolną wargę opadając na miękki materac. Coś co znajdowało się pod kołdrą sprawiało, że bolały mnie plecy. Przez chwilkę zastanawiałem się co faktycznie powinienem zrobić. Nie miałem zamiaru się z nią widzieć. Na pewno nie w publicznym miejscu, ani tutaj. 
-Zostawić to jak jest….Może zapomni,  da mi wreszcie spokój….- odpowiedziałem żałośnie. Ani Louis ani ja w to nie wierzyliśmy.
-Dobra, rób jak chcesz- Tommo uniósł ręce do góry w geście kapitulacji.
Podniosłem się powoli z łóżka, łapiąc równowagę. Ostatni raz spojrzałem na przyjaciela po czym wyszedłem z pokoju pozostawiając go samego. Poszedłem po walizkę, ciągnąc ją do własnej sypialni. Odstawiłem ją w kąt pokoju nawet jej nie otwierając. Komórką za wibrowała oznajmiając, że dostałem smsa.

„Już się stęskniłam :( ”

Uśmiechnąłem się do telefonu. Trzy proste słowa poprawiły mi trochę humor, pozwalając zapomnieć przez chwile o problemach. Wstukałem odpowiedź.

„Ja za tobą też. Kocham Cię”

Odłożyłem urządzenie opierając dłonie o czoło. Wszystko byłoby dobrze gdyby nie ta jedna głupia sytuacja, a najgorszy był fakt, że niedługo jadę do Australii.


Na początku chciałabym podziękować osobą, które składały mi życzenia z okazji świąt. To było naprawdę miłe :). Następnie życzyć Wam na nowy 2013 rok samych sukcesów, miłości, prawdziwej przyjaźni, uśmiechu na twarzy przez 365 dni, tego wyczekanego koncertu 1D i innych waszych idoli i ogólnie wszystkiego czego sobie zażyczycie!
UWAGA ! Teraz kwestia opowiadania; od dwóch rozdziałów wstecz mam wrażenie, że mało osób czyta wciąż tego bloga.... Połowa osób, które jeszcze niedawno komentowały już tego nie robi. Czy napisałam coś co was zawiodło? Smutno mi było widząc, że mało jest komentarzy pod ostatnim rozdziałem ( a jestem z niego zadowolona bo jest najdłuższy i myślałam, że i Was to ucieszy). Dlatego, teraz kolejny rozdział pojawi się dopiero gdy pod tym będzie minimum 14. O ile będzie! :P 
I na koniec ostatnie pytanie; czy któraś z Was była na zlocie w Warszawie 17 marca lub 13 maja? Pytam z ciekawości czy może z którąś z Was już się przez przypadek może spotkałam :) 

środa, 26 grudnia 2012

Siódma nominacja

To wciąż Liebster Award :) Dziękuję za siódmą nominację, którą dostałam od http://klaudzia078blogmnw.blogspot.com , resztę nominacji znajduje się parę postów wstecz. Z racji, że już nominowałam wcześniej 11 blogów teraz nie będę tego robić i tylko odpowiem na pytania zadane przez autorkę wyżej wymienionego bloga: 

1. Kogo z One Direction lubisz najbardziej?
Uhhhhh, każdego kocham tak samo mocno!!! 

2.Dlaczego piszesz bloga?
Bo to kocham :D ! Uwielbiam tworzyć i dzielić się z innymi moimi wyobrażeniami. Jestem tym bardziej zadowolona, że tak dużo osób czyta tego bloga :) To motywuje. 

3.Masz zwierzę w domu?
Tak, dwa psy :)

4.Co jest lepsze: X Factor czy Mam Talent?
X Factor 

5.Masz problem: mówisz o nim mamie czy przyjaciółce?
To zależy czego dotyczy, ale częściej jednak mówię o nim przyjaciółce. 

6. Co wybierasz: pieniądze czy sława? I dlaczego?
W pewnym sensie pieniądze pokrywają się ze sławą. Myślę, że chyba wybrałabym pieniądze.Choć zależy czy to dobra sława czy zła.  Niby szczęścia pieniądze nie dają , ale sława potrafi być bolesna i człowiek może zapomnieć o czymś takim jak prywatność.

7.Jaki rodzaj muzyki najczęściej słuchasz?
Pop i Rock

8.Jakie jest twoje hobby?
Pisanie, muzyka, snowboard :)

9.Jaka piosenka sprawia, że chce ci się tańczyć?
To zależy od tego na co mam faze. :P 




Wciąż zachęcam do czytania nowego rozdziału YOLO (post pod spodem). Mam nadzieję, że pomimo małej liczby komentarzy wciąż się Wam on podoba? 

niedziela, 23 grudnia 2012

Rozdział XXXI


Obudziłam się kolejnego ranka, czując się jak nowo narodzona. Spałam nadzwyczajną jak dla mnie liczbę godzin, a do tego czułam, że to będzie dobry dzień. Do pokoju przez pół odsłonięte okno wpadały ciepłe promienie słońca. Podniosłam się ostrożnie, opierając na przedramionach. Koc pod którym spaliśmy był kompletnie skopany w drugim końcu łóżka. Poruszyłam palcami u stóp czując jak bardzo są nierozciągnięte. Moja nocna koszulka zadarła się do góry odsłaniając nogi. Spojrzałam na Harrego, który spał odwrócony głową w przeciwną stronę. Z jego ust wydobywało się ciche chrapanie, a klatka piersiowa spokojnie unosiła się do góry, to opadała. Jego silne ręce splecione razem, leżały na brzuchu. Spał tylko w slipkach, co od razu wywołało u mnie nutkę satysfakcji, że do woli mogę się mu przyglądać. Swoje duże stopy, chowały się  pod zmiętoszonym kocem. Harry chrapnął głośno, uspokajając się po chwili. Ten dźwięk spowodował, że chciało mi się śmiać. Zakryłam dłonią usta tłumiąc w nich śmiech. Nie chcąc obudzić Loczka, powoli wyślizgnęłam się z łóżka,starając się robić przy tym jak najmniej hałasu. Drewniana podłoga zaskrzypiała cicho pod moim ciężarem. Przechodząc wolnym krokiem do salonu, za zasłoniętych rolet dużych okien dobiegł mnie głośny śmiech dzieci i te nieustanne śpiewy cykad. Ostrożnie podciągnęłam je do góry i od razu zmrużyłam oczy. Słońce padało prosto w okna, błyskawicznie zalewając salon światłem . Przeszłam do kuchni wstawiając wodę w czajniku, po czym otworzyłam lodówkę zastanawiając się na co możemy mieć ochotę.
-Hej - niski, zaspany głos Loczka lekko mnie wystraszył. Chłopak przecierał zaspane oczy, przemierzając właśnie drogę z ssalonu do kuchni. Jego bujne włosy, teraz kompletnie przyklapnięte do twarzy, krzyczały prosząc się o kontakt ze szczotką
-Witaj – odpowiedziałam całując chłopaka, gdy tylko pojawił się obok. Jego nieprzytomne oczy błądziły po mojej twarzy – Na co masz ochotę? –gestem głowy wskazałam na słoik z dżemem morelowym i cztery leżące na blacie jajka.
-Dżem- odpowiedział krótko przeciągając się. Gdy podniósł ręce, mój wzrok automatycznie powędrował do lewego, pokrytego mnóstwem tatuaży ramienia. Nie rozumiałam znaczenia niektórych z nich, tak wielkiego, aby od razu to sobie tatuować, ale cóż. Pokochałam go nie dla tatuaży i tego powinnam się trzymać. Podałam mu dżem, a sama zabrałam z blatu chleb, po czym dołączyłam do stołu.
-Co chcesz dzisiaj robić? – zapytał z pełną buzią. Tak naprawdę nie wiedziałam na co mam szczególnie ochotę. Było jeszcze tak wiele miejsc do obejrzenia, których zapewne nie będę mieć okazji zwiedzić, jednak  z niesmakiem popatrzyłam na swoje dłonie. Były jasne, ale nie tak bardzo jak Perrie. Opalenizna z Camber prawie cała znikła i aż prosiła się o kolejną dawkę słońca.
-Może najpierw plaża, a później coś wymyślimy dalej? –zaproponowałam, nie mając wątpliwości, że Loczek się zgodzi. Worki pod zielonymi oczami powoli znikały dodając twarzy chłopaka pogodniejszego wyrazu.
-Trzeba będzie zajrzeć później do Prestona – przerwał na moment opierając się rękoma o stół. –Może twój tata tak do końca mnie nie zabije.... – mrugnął do mnie.

Z domku na plaże ruszyliśmy niecałą godzinę później. Słońce przygrzewało jeszcze mocniej niż wczoraj, a bez okularów nawet na chwilę nie dało się wytrzymać. Miałam na sobie tylko kostium i lekką tunikę, a mimo to pot lał się mi się po czole. 
Mieliśmy zamiar rozłożyć się tuż przy wejściu do naszego domku, tam gdzie wczoraj pływaliśmy, jednak trzeba było o tym zapomnieć... Cały ten teren oblężony był przez grupę turystów z pięciorgiem małych dzieci, których piski powodowały ból w uszach. Zdecydowaliśmy, że pójdziemy kawałek dalej, na plażę z równiejszym terenem. Szliśmy dość szybko, pragnąc czym prędzej znaleźć się w cieniu. Gdy wreszcie tam doszliśmy mało nie padłam ze śmiechu i gorąca zarazem. To miejsce było równie rozchwytywane jak poprzednie. Harry klął pod nosem mówiąc coś o wolnych plażach, o których Louis wciskał mu kit. 
Jednak we wszystkim powinno się widzieć i te pozytywne strony. Trochę dalej, znajdowało się wystarczająco dużo miejsca na nasza dwójkę. Minęłam Loczka, gestem głowy oznajmiając, żeby szedł za mną.
-Lil, możemy przyjść na plażę później….- Harry przedzierał się za mną, mijając rozłożonych na nieco kamienistej plaży ludzi. Jakiś facet rzucił mi wrogie spojrzenie, jednak zbytnio się tym nie przejęłam. Przedzierając się do wolnego miejsca, jakbym przeskakiwała z kamienia na kamień w poprzek rzeki, zadowolona wreszcie stanęłam z satysfakcjonującym uśmiechem patrząc na minę Hazzy.
-Dla nas wystarczy, nie narzekaj – chłopak zmarszczył nos tworząc na nim parę poprzecznych zmarszczek. Pokazałam mu język, kochając nasze przekomarzania. Rozłożyłam karimatę, a dopiero później ręcznik. Bez niej nie dałoby się leżeć na tej powierzchni, no chyba, że ktoś życzył sobie akupunkturę. Ściągnęłam tunikę czując się przy tym nieswojo. Miałam wrażenie, że wszyscy się na mnie gapią. Okropne uczucie. 

Leżeliśmy, opalaliśmy się, co jakiś czas coś jedliśmy.
-Kiedy wychodzi wasz album? –zapytałam plackiem rozwalona na ręczniku, gorące promienie słońca powodowały, że jeszcze trochę i usnęłabym.
-Trzy tygodnie do premiery – Harry leżał tuż obok, nie widziałam co robił, jednak czułam jak jego ręka co jakiś czas dotyka mojej. Nagle jakiś owad zaczął krążyć nad moją głową, brzęcząc przy tym niemiłosiernie. Gwałtownie podniosłam się odganiając go rękoma.
-Spokojnie, już odleciał- przez moment nie wiedziałam czy te słowa skierowane były do mnie. Zaczęłam rozglądać się szukając tej osoby. Młoda dziewczyna z okazałym ciążowym brzuszkiem siedziała pod parasolom uśmiechając się radośnie. Przełknęłam ślinę spłoszona nieco, faktem iż ktoś mnie obserwował.
-Skąd wiedziałaś, że mówię po angielsku?- zapytałam głupio.
-Słyszałam przez przypadek waszą rozmowę. Tak przy okazji jestem Rose- przedstawiła się machającą do mnie przyjacielsko. Jej druga ręką powolnymi ruchami masowała brzuch.
-Liliana – odpowiedziałam nie wiedząc o co zapytać. Miała rude, krótkie włosy sięgające nieco za uszy, nie miałam pojęcia ile mogła mieć lat, ale nie wydawała się być wiele starsza ode mnie. Oblizałam spierzchnięte od słońca wargi, po czym zapytałam ciągnąc rozmowę
-Jesteś z Anglii?- do tego czasu dosyć rzadko słyszałam tutaj ojczysty język, ale świadomość, że ktoś może być z tego samego kraju dodawała tej znajomości przyszłości.
-Tak, a konkretnie z Manchesteru. A wy? –zapytała z ciekawością przyglądając się raz mnie, raz Harremu.
-Z Londynu – Harry opary na jednej ręce i odwrócony bokiem w naszą stronę z zainteresowaniem przysłuchiwał się naszej rozmowie. Powiodłam wzrokiem w stronę Rose, która mrużyła oczy. Wydawało mi się, że na moment się nad czymś zamyśliła.
-Mam wrażenie, że skądś was kojarzę. Może już się kiedyś spotkaliśmy? – zapytała wciąż z miną świadczącą, że przeszukuje wszystkie skrawki mózgu w poszukiwaniu odpowiedzi. Uśmiechnęłam się, ciesząc się, że rozmawia z nami bo nie wie, że to Harry Styles, ale po prostu jakaś para z Anglii. Zerknęłam na Harolda, który z udawaną powagą potrząsał przecząco głową.
-Nieee, nie kojarzę cię. Raczej widzimy się teraz po raz pierwszy. Tak w ogóle jestem Harry.
-Rose- dziewczyna ponownie się przedstawiła. Zastanawiałam się w którym jest miesiącu, jednak nie wypadało o to pytać.
-Rose, jak się czujesz? – jakiś męski głos dobiegł za moich pleców. Odwróciłam głowę widząc ogolonego na łyso chłopaka. Spojrzałam na Rose patrzącą się na niego z miłością.
-Nie martw się tak o mnie! Wszystko jest już okej – chłopak nachylił się nad nią, całując po chwili w czoło. Następnie usiadł na wolnym ręczniku wyczekująco spoglądając to na naszą dwójkę to na Rose.
-Matthew, to Liliana iiiii – przerwała na moment nie mogąc sobie przypomnieć imienia Loczka.
-Harry- odpowiedziałam równocześnie z nim.
-Tak, to Liliana i Harry. Matthew, mój chłopak i narzeczony – dodała po chwili podnosząc prawą dłoń, na której lśnił w słońcu pierścionek. Czy to możliwe, że pomimo tak dziecinnie wyglądającej twarzy była tak naprawdę na tyle dorosła, aby już wychodzić za mąż? No i ten brzuch, pomyślałam.
-Macie ochotę na piwo? – zapytał Matthew otwierając koszyk z którego wyjął trzy butelki napoju. Potrząsnęłam przecząco głową, a Harry zgodził się na jedno. Chłopaki otworzyli piwo na koniec stukając szkła o siebie.
-Matthew jest przewrażliwiony, rano miałam lekkie nudności –wytłumaczyła ponownie głaszcząc okrągły brzuch.
-Po prostu nie chcę, aby coś się stało Nessie, wiesz, że już sam lot był ryzykowny….- Chłopak darzył dziewczynę ogromną miłością. Poznałam ich zaledwie kilka minut temu, ale to było widać. Moje myśli uciekły w dziwnym kierunku. Wyobraziłam sobie siebie w ciąży. To była dziwne uczucie, jednak bardzo zastanawiające. Czy Harry byłby dobrym ojcem? Przypominając sobie zdjęcia z Lux i tamten dzień, kiedy opiekował się ze mną Michaelem bez trudu mogłam powiedzieć, że tak, byłby dobrym ojcem. Jego ogromne dłonie otaczające maleńkie, kruche ciało dziecka. Drobna twarzyczka, uśmiechającą się zielonymi oczami i szczerbata buźką do Harrego. Wszystko to było tylko wyobrażeniem, nie możemy spieszyć się z takimi rzeczami. Jesteśmy po prostu za to za młodzi, jednak z całą swoją mocą chciałabym spędzić życie właśnie z nim.
-Rose, powinniśmy powoli wracać do hotelu Jest już za duszo – Matthew cholernie troszczył się o Rose. Nie mogłam uwierzyć, że na tym świecie są jeszcze tacy mężczyźni.
-Miło było was poznać- dziewczyna powoli podtrzymywana przez Matta, opornymi ruchami wstała z ręcznika.
-Nawet nie zdążyliśmy się lepiej poznać! Może pójdziecie z nami do restauracji koło siedemnastej? Planowaliśmy zjeść tam ostatnią kolację bo jutro rano wylatujemy - Matthew uniósł do góry krzaczastą brew. Ja nie miałam nic przeciwko. Para wydawała się być w porządku.
-Czemu nie? Też jutro wracamy do domu, więc może być fajnie – Harry na szczęście poparł ich pomysł.
Wymieniliśmy się numerami komórek, a Rose podała adres restauracji do której mieliśmy się udać. Pożegnaliśmy się z nimi odprowadzając ich wzrokiem do momentu, aż zniknęli za drzewami.
-Wydają się być sympatyczni – skomentował Harry, parę naście minut po tym jak zostaliśmy sami. -  Jak myślisz, ile mają lat? –zapytał
-Wydaje mi się, że coś koło osiemnastu. Ciebie też zdziwił fakt, że ona jest w ciąży?
Harry pokiwał twierdząco głową. Nie miałam pojęcia dlaczego ten szczegół wydał się nam obojgu tak istotny.

Do domku wróciliśmy koło piętnastej i już mogłabym przysiąc, że zaczynam czuć spieczone plecy. Zostały dwie godziny do wyjścia, a ja nie miałam pojęcia co robić, dlatego z nudów przegrzebała walizkę odnajdując aparat fotograficzny.
-Co robisz? –zapytał Loczek nie wiadomo dlaczego zmywający naczynia, które zalegały w zlewie.
-Robię ci zdjęcie tak na wypadek, gdyby w przyszłości nikt nie chciał mi wierzyć, że słowo zlew plus brudne naczynia plus ty nie ma jakiejś sprzeczności.- Zażartowałam wiedząc, że zaraz się uśmiechnie. Gdy to nastąpiło, przybliżyłam zoomem obiektyw robiąc mu zdjęcie. Po chwili aparat wydał dźwięk świadczący, że zdjęcie już jest gotowe. Spojrzałam na nie, mimowolnie się uśmiechając. Harry z zadowoloną buzią, z dwoma uroczymi dołeczkami patrzy na coś poniżej jego głowy. Loki ułożone na prawą stronę wesoło odstają na końcach. To zdjęcie było dla mnie wyjątkowe i już wiedziałam, że gdy tylko wrócimy do domu od razu je wywołam. Wstałam z kanapy i ruszyłam na dwór. Nie mogłam nie zrobić zdjęć morzu. Wapienne skały w dolnej części fotografii, po lewej rozłożyste zielone drzewo i lazurowe morze w tle. Takich fotek narobiłam mnóstwo. 
Do domku wróciłam około godziny później.
-Zostawiałaś mnie – Harry z odchyloną do tyłu głowa siedział na kanapie i patrzył się na mnie wzrokiem a'la kot ze Shreka. Cyknęłam mu pamiątkową fotkę po czym sprzedałam całusa.- Od razu lepiej- uśmiechnął się. - Pokażesz mi zdjęcia?
-Później, muszę zacząć się szykować. Mamy niewiele czasu!- odpowiedziałam z przerażeniem patrząc na tykający zegarek na ścianie.

Do Chorwacji nie brałam zbyt dużo rzeczy, jednak nie mogłam zapomnieć o jakiejś eleganckiej sukience. Otworzyłam walizkę, wyciągając z niej, na szczęście nie zgniecioną, biszkoptową sukienkę. Była idealna, krótka, przewiewna a zarazem pełną elegancji i dobra na taki klimat. Przebrałam się w nią po szybkim prysznicu, włosy splotłam w luźnego warkocza i na zakończenie nałożyłam makijaż. Wychodząc z łazienki oślepił mnie flesz aparatu. Na moment zamknęłam oczy próbując pozbyć się mroczków.
-HARRYY!
-Nie gniewaj się – chłopak pocałował mnie w policzek. Po dłuższej chwili wreszcie odzyskałam  pełną kontrolę nad oczami, dzięki czemu mogłam zobaczyć, że chłopak ma lekko zakłopotaną minę – Przepraszam
-W porządku – uśmiechnęłam się. Nie mogłam się na niego gniewać. Nie za takie bzdury.
-Gotowa? –zapytał obejmując mnie w talii i przyciągając do siebie.
-Gotowa.
Złapałam torebkę po czym ruszyliśmy w drogę.

Restauracja nie znajdowała się daleko, dzięki czemu po piętnastu minutach doszliśmy tam piechotą. Słońce zeszło na tyle, aby można było pozwolić sobie na takie wędrówki. Gdyby to było południe umieralibyśmy z gorąca, a zamiast pachnieć perfumami, śmierdzieli byśmy potem. Weszliśmy do klimatyzowanej restauracji, oblężonej przez klientów. Na jasnych ścianach wisiały obrazy podobne do tych z naszego domku. Z oddali dostrzegłam Rose machając w naszym kierunku z tarasowej części restauracji. Wskazałam ją Harremu, po czym razem ze splecionymi dłońmi dołączyliśmy do nich.
-Ślicznie wyglądasz- Rose objęła mnie jakbyśmy znały się już kupę lat. Dziewczyna była bardzo otwarta osoba, co na pewno przysporzyło jej, liczego grona przyjaciół.
Usiedliśmy przy czteroosobowym stoliku naprzeciw siebie. Harry zajął miejsce po mojej lewej, po prawej zaś miałam barierkę, a za nią widok na plaże i Adriatyk. Lepszego miejsca nie mogłam sobie wymarzyć.
-Daleko stąd macie hotel? –zapytał Matthew odsłaniając rząd zębów. Chłopak miał wesołe, troskliwe piwne oczy, które doskonale podkreśliła czarna koszulka z krótkim rękawkiem.
-Nie, dosyć bliski, może jakieś dziesięć góra piętnaście minut stąd- Harry próbował oszacować odległość.- A wy?
-Dwa hotele stąd- Rose głową wskazała na niski budynek, o  którym, miałam nadzieje, myśli.
Kelner parę naście minut później podszedł do nas z naszym zamówieniem.
-Owoce morza i sałatka, proszę- młody mężczyzna, władający łamaną angielszczyzną postawił talerz pełen smakołyków przed Matthewu, jednak chwile później  zorientował się, że to nie jego zamówienie.
-Lil? Ty przypadkiem nie zamawiałaś tego? – dopiero teraz zorientowałam się, że i owszem miałam na talerzu owoce morza, ale ze złym sosem.
-Tak masz rację. – zaśmiałam się podnosząc talerz, aby wymienić się z chłopakiem.
Kiedy Matthew podał mi swój, jego ręka przykuła moja uwagę. Te charakterystyczne poziome linie. Nie zauważyłam ich przedtem. Było ich znacznie więcej, gdy tylko przeniosłam wzroku w gorę. Ciągnęły się aż do wysokość zgięcia ręki. Przełknęłam ślinę, sparaliżowana tym co właśnie widziałam. Odebrałam talerz od chłopaka. Odruchowo dotknęłam pod stołem swoich własnych blizn. Matthew może mieć kawałek swojej przeszłości nie tak bardzo odległej od mojej. Mój oddech znacznie przyspieszył. Przypomniały mi się czasy gdy to wszystko się zaczęło. Kiedy nieprzytomna leżałam na podłodze, gotowa umrzeć zostawiając wszystko za sobą. Musiałam unormować oddech, aby żadne z nich nie zauważyło mojego dziwnego zachowania. 
Zjedliśmy posiłek śmiejąc się i opowiadając różne zabawne historie. Jednak ja wciąż grałam zadowoloną. Przez cały czas uważnie przyglądałam się Matthewu, próbując choćby przez moment spostrzec jego zachowanie, które mogłoby świadczyć, że jednak coś jest nie okej. 
Nic takiego nie wyłapałam.
-Przepraszam na moment, ale musze zapalić, a nie chciałabym żeby Rose to wdychała.- Matthew odsunął krzesło oddalając się na znaczna odległość i zatrzymując się dopiero na drugim końcu tarasu.

***PERSPEKTYWA HARREGO***

Siedziałem przy stole z Rose i Lili wciąż zastanawiając się czy Lili widziała blizny Mattthewa. Jeśli tak, to świetnie to przede mnę ukrywała i nie dała po sobie poznać , albo po prostu nic nie widziała.
-Który to miesiąc?- zapytała
Rose pogładziła brzuch po czym dumnie odpowiedziała.
-Prawie szósty.
-Dziewczynka?- zapytałem niepewnie, bo nie pamiętałem imienia o jakim mówili wcześniej.
-Ness.
Korciło mnie, aby zapytać o coś Matthewu, jednak nie wiedziałem co powiedzieć dziewczynom, ale w końcu bez ogródek odparłem;
-Nie będę wam przeszkadzać w babskich rozmowach i pójdę do Matthewa.
Liliana  i Rose pokiwały głowami. Odchodząc słyszałem jeszcze jak się z czegoś śmieją. Ruszyłem w stronę chłopaka zatrzymując się dopiero obok niego.
-Hej- przywitałem się zwracając jego uwagę. Matt zaciągnął się papierosem, po czym wypuszczając kłąb dymu posunął się trochę, abym mógł oprzeć się o barierkę tuż obok niego. Powiew od morza rozwiał moje włosy zakrywając mi prawie w całości oczy. Odgarnąłem je, obiecując że gdy tylko wrócimy do domu pójdę do fryzjera.
-Masz fajną dziewczynę. Pilnuj jej – powiedział. Były to bardziej przyjacielskie słowa niż jakieś ostrzeżenie przed nim samym
-To robię- odpowiedziałem spoglądając na Lil. Dziewczyna uśmiechała się, gestykulując przy czymś. 
Tkwiliśmy przez moment w ciszy.
-Długo ze sobą jesteście? – zapytałem próbując podtrzymać rozmowę. Matthew oparł się  ponownie o barierkę, krzyżując na piersiach dłonie.
-Trzy lata przeszło –odpowiedział uśmiechając się . Ponownie zaciągając się papierosem. Czułem się trochę nieswojo, że  w ogolę o to pytam jednak uznałem, że i tak już tego nie odwrócę.
-Tworzycie zgraną rodzinkę – powiedziałem wyobrażając sobie jakby to było spodziewać się dziecka. Taka mała istotka krzątającą  się pomiędzy nami, wesoło śmiejąca, gdy bawiłbym się z nią na plaży.
-Ty z Lilianą też do siebie pasujecie- odparł zanosząc się głośnym kaszlem. Stałem od niego zaledwie kilka centymetrów, a dym papierosowy powoli dostawał się i do moich płuc. Nabrałem powietrza, jednak to tylko pogorszyło sprawę i teraz i ja zaniosłem się kaszlem.
-Mogę cię o coś zapytać? – mój cięty język wyprzedził myśli. Przygryzłem go lekko karcąc się za to.
-Jasne wal – Matthew strzepnął spaloną część papierosa do popielniczki spoglądając mi w oczy z zaciekawieniem. Odruchowo wzrokiem powędrowałem do jego wewnętrznej części przedramienia. Chłopak to zauważył i schował  ją szybko za siebie.
-Twoja ręka – zacząłem prosząc w myślach, abym nie musiał dalej grać głupka i sam zaczął tłumaczyć – o ile będzie chciał.
-Cos z nią nie tak? –zapytał lekko nerwowym śmiechem
-Wiesz o co mi chodzi- patrzyłem w  popękane w niektórych miejscach  płytki. To będzie dziwna rozmowa jednak musiałem o to zapytać. Chciałem wiedzieć co go spotkało. To bardziej pochodziło z troski o Lil niż z jakiegoś innego powodu.
-To był trudny okres- westchnął poddając się. Wyrzucił niedopałek papierosa na podłogę przygniatając go po chwili butem.
-Jak to skończyłeś? Bo nie uwierzę, że pewnego dnia po prostu powiedziałeś sobie „Hej, ale po co to w ogolę  robię?” – zapytałem uważnie obserwując jego twarz. Jego oczy posmutniały, aby po chwili ukazały się w nich iskierki radości.
-Poznałem Rose- przestał mi ciepły uśmiech. – To było dość dziwne bo ona jak jakiś anioł nagle spadła mi z nieba uwalniając od tego- mówił wolno. Był skupiony, prawdopodobnie myślami pogrążony we wspomnieniach tamtych czasów.- Trafiłem do szpitala, miałem piętnaście lat, wiesz? – pokręcił  z niedowierzaniem głową. Ona przyszła wtedy do swojej matki, pielęgniarki, która zajmowała się mną – Matthew uśmiechnął się pod nosem. -Dlaczego w ogóle o to pytasz?
Zastanawiałem się kilka sekund co powinienem odpowiedzieć.
-Tak po prostu- wzruszyłem ramionami.
Mattew oparł się bokiem o barierkę patrząc prosto w moje oczy
-Harry, ludzie nie pytają o to tak po prostu….
Chłopak był bystry i mówił prawdę, jeśli człowiek nie ma żadnego interesu, po prostu udaje, że tego nie widzi dla dobra tej osoby.
-Lil też to kiedyś robiła- powiedziałem krótko, te słowa wystrzeliły z moich ust jak z procy
Milczeliśmy. Przełknąłem głośno ślinę mając nadzieję, że nie będziemy kontynuować tego tematu. Dopiero teraz, gdy zszedł on w kierunku  Lil poczułem jak niezręczny musi być dla samego Matthewa.
-Powinienem przestać palić
Chwała Ci z to Matt, pomyślałem żałośnie.
-To nie jest łatwe- powiedziałem jakbym rozmawiał z pięcioletnim dzieckiem, nie mającym pojęcia o życiu.
-Wiem. Kiedy dowiedziałem się, że zostanę ojcem przyrzekłem sobie, że z tym skończę, ale jak widać tego nie da się tak po prostu oduczyć …..
-Mój przyjaciel też pali, wiem coć o tych trudnościach – próbowałem pocieszyć chłopaka.
-Ale pewnie nie wpadł z dziewczyną, co? –spojrzałem na niego przerażonym spojrzeniem. W jego oczach widziałem wstyd z faktu, że przyznał się do tego.
-Wy wpadliście?- zapytałem próbując przy tym nie otworzyć buzi. Matthew pokiwał twierdząco głową. Teraz mogłem złożyć fakty w całość, on miał zaledwie osiemnaście lat. Kto w tym wieku chce  z własnej woli brać ślub i rodzić dzieci?
-Ale kocham Rose i teraz nie wyobrażam sobie bez niej życia, ani bez Ness pomimo, że jest dopiero w drodze- zapewnił uśmiechając się pogodnie. Podobał mi się to w nim. Pomimo wielu trosk i przeżyć przyjął to co dale mu los. Będzie ojcem i nie martwi się ze ma zaledwie osiemnaście lat.
-Choć. Wrócimy do nich- zachęcił wymijając mnie.


****

Było mi żal rozstawać się z Rose, ale nie mogłam nic na to poradzić. Jeszcze bardziej przykro było wyjeżdżać z tego kraju. Z Rose i Matthewu rozstaliśmy się po dobrze przegadanych czterech godzinach. Miałam wrażenie, że dziewczyna jest jedną z tych osób, z którymi na pewno stałabym się dobrą przyjaciółką. O bliznach Matthewu próbowałem nie myśleć, choć wciąż gdzieś w głębi mojego umysły krążyła myśl, że kto wie, może gdyby sprawy potoczyły się inaczej nie byłoby zarówno mnie jak i jego na tym świecie.

Wracaliśmy z Harrym betonową ścieką tuż nad morzem pogrążeni we własnych myślach, gdy z przeciwka zbliżały się w naszą stronę dwie wyzywająco ubrane, platynowe blondynki. Już z daleka słychać było ich głośne śmiechy i widać było slalomową drogę. Nie lubiłam takich sytuacji. Od razu przypomniało mi to o Carze. Kiedy dziewczyny znalazły się na tyle blisko, aby móc doskonale przyjrzeć się Harremu, spuściłam wzrok nie chcąc widzieć jak blondynki gwałcą go wzrokiem. Po chwili  usłyszałam szeptaninę między nimi.
-Liliana? – Harry pociągnął mnie na tylko silnie, żebym się zatrzymała. Nie zdążyłam nawet zapytać o co chodzi gdy chłopak przywarł swoje usta do moich. Całował delikatnie i czule. Uśmiechnęłam się mimowolnie w odpowiedzi na jego nagły napływu uczuć. Zanim Harry cokolwiek powiedział blondynki wyminęły nas koślawym krokiem, głośno przy tym komentując nasze zachowanie. Nic z tego nie zrozumiałam bo to co mówiły przypominało bardziej hiszpański lub włoski niż angielski. Szybko zrozumiałam dlaczego Loczek tak się zachował. Chciał, abym wreszcie przestała myśleć o Carze i udowodnić mi , że tylko ja się dla niego liczę, a nie jakieś platyny. A przynajmniej miałam taką nadzieję.  Złączyliśmy dłonie idąc dalej w kierunku naszego domku. Nie mogłam oponować mimiki twarzy i bez przerwy uśmiechałam się.

Gdy dotarliśmy do domku zmęczona usiadłam na kanapie w salonie i zaczęłam przeglądać zrobione dzisiaj zdjęcia.
-Nie poczekałaś na mnie!!- Harry z miną małego szczeniaka usiadł z impetem na łóżku obok mnie.
-Dopiero go włączyłam, nic nie straciłeś- odpowiedziałam obracając aparat tak, aby i on mógł zobaczyć ekran.
Oglądaliśmy każde zdjęcie komentując przy tym minę jakie na nich robiliśmy. Było ich na tyle duo, że gdzieś w połowie poczułam znużenie tą czynnością, a Harry powoli bardziej koncentrował się na przeczesywaniu  moich włosów niż patrzeniu w ekran.
-Zajmijmy się sobą… - wymruczał odganiając moje włosy, aby mieć idealny dostęp do szyi.
-Przecież to robimy- udawałam głupią, wciąż patrząc w wyświetlacz na którym właśnie pojawiło się zdjęcie, które Harry zrobił mi gdy wychodziłam z łazienki.
-Wiesz, o czym mówię- stłumiony głos pochodził z okolic mojego obojczyka.
-Nie, wytłumacz dokładniej- wyłączyłam aparat, czekając chwilę, aby ekran się całkowicie wyłączył po czym objęłam dłońmi głowę chłopaka i mocno przyciągnęłam do swoich ust. Harry zaśmiał się zadowolony z mojej reakcji. Nasze pocałunki były gwałtowne i pełne pasji. Loczek dłońmi wodził wzdłuż moich ud. Czułam tylko jak w pewnej chwili moje majtki przestały przylegać do mojego ciała i teraz znajdowały się gdzieś pomiędzy kolanami a łydkami. Ściągnęłam Harremu koszulkę przez chwile przyglądając się jego torsowi. Chłopak sam spuścił do połowy spodnie i bokserki, ponownie przywierając ustami do moich. Jego duże dłonie dotykały mojego ciała wywołując w nim rozkosz. Nie wiem w której chwili Harry po prostu we mnie wszedł, co skwitowałam głośnym westchnięciem.   Nie mogłam powoli panować nad swoją euforia.
-Wszystko ok.?- wyszeptał jeżdżąc językiem wzdłuż mojej szyi. Wiedział, że to uwielbiałam i teraz perfidnie to wykorzystywał.
-Nawet lepiej- odpowiedziałam głośno, głosem, którego sama się przestraszyłam.
Harry poruszał się powoli przyspieszając co jakiś czas tempo. Obiema nogami objęłam jego talię ponownie wzdychając głośno. Kanapa była wąska, jednak dawaliśmy sobie rade. Miałam wrażenie ze byłam w raju, całe moje ciało ogarnęła fala najprzyjemniejszego uczucia jakie tylko można sobie wyobrazić. Loczek wsunął ręce pod moją tunikę pieszcząc dłońmi moje piersi. W końcu nie wytrzymałam i poczułam jakbym całe emocje wyrzucała na zewnątrz. Harry parę sekund później jęknął donośnie dochodząc. Spojrzałam w jego oczy widząc w nich miłość i zadowolenie. Pocałowałam jego usta przygryzając dolną wargę. Całowaliśmy się jeszcze kilka minut, po czym w pól rozebrani przenieśliśmy się do sypialni. Harry przytulił mnie mocno do siebie. Leżeliśmy tak przez jakiś czas w ciszy. Loczek głaskał mnie po ramieniu, ja natomiast wodziłam palcami po jego torsie.
-Ciekawe jak u Prestona- Harry zaśmiał się kpiąco. Uśmiechnęłam się zastanawiając nad tym samym. W ciągu naszego pobytu tutaj widziałam go może z pięć razy. Miałam nadzieję, że żadne z rodziców się o tym nie dowie. Myśl o rodzicach przypomniała mi, że już za parę naście godzin znów będziemy w Londynie, a to co tutaj się działo zostanie jedynie wspomnieniem. Rzeczywistość wróci uderzając w nas jak woda o skałę. Nigdy nie ma pewności jak potoczy się dalej nasze życie.
-Kiedy wyjeżdżacie w trasę? – zapytałam smutnym głosem. Harry westchnął głośno na moment przerywając pieszczenie mojego ramienia.
-Za dwa tygodnie- te słowa wywołały u mnie negatywne emocje. Poczułam jak w moich oczach powoli napływają łzy. One Direction leciało na miesiąc do Australii. Każdy ich wyjazd przywoływał strach, że znów pojawi się jakaś dziewczyna i zniszczy to co teraz tak bardzo próbowaliśmy naprawić.
-Nie lubię tego…..- powiedziałam próbując zachować normalny głos
-Ja też nie, ale to moja praca.
-Gdyby to jeszcze nie było tak długo….- kilkakrotnie mrugnęłam szybko powiekami hamując łzy.
-Zobaczysz, wszystko tym razem będzie dobrze, a my za jakiś czas będziemy się z tego śmiać.
-Mam nadzieję- odparłam wątpliwym tonem. 
Zamilkliśmy. Za oknami wciąż hałasowały cykady, oprócz nich panowała cisza. Nie chciałam myśleć o ich wyjeździe. Przecież dopiero tak bardzo cieszyłam się na tutejszy przyjazd. Dlaczego co dobre tak szybko się kończy? 

Trochę optymizmu Lil, ciesz cię wakacjami, nie myśl o tym co będzie jutro. Żyj dzisiaj, upomniałam się.


Kochani! Przede wszystkim chciałabym Wam życzyć Wesołych Świąt i aby ten 2013 rok był sto razy lepszy od tego obecnego i ogólnie spełnienia Waszych wszystkich marzeń i radości z życia :)

To jest najdłuższy rozdział jaki opublikowałam do tej pory. Nawet sama się zdziwiłam jak pisałam już 8 stronę w Wordie. Mam nadzieję, że to docenicie :). Tak dla informacji ogólnej, do końca tego opowiadania zostało tak plus minus osiem- siedem rozdziałów. 
Jeszcze raz WESOŁYCH ŚWIĄT !! I mam nadzieję, że jeszcze pod koniec tego roku opublikuje jeden rozdział. 

poniedziałek, 17 grudnia 2012

Rozdział XXX


Preston. Wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna chodził w tę i z powrotem. W silnej umięśnionej z widocznymi żyłami dłoni, trzymał komórkę i coś tłumaczył komuś podniesionym głosem. Przez swoją masywną posturę kołysał się lekko na boki, przemierzając kolejnych kilka metrów. Zastanawiałam się jak długo pracował na taką sylwetkę. Spuściłam na moment z niego wzrok, jakby obawiając się, że może coś mi zrobić, gdyby zauważył, że go obserwuję. Chwile później mężczyzna schował urządzenie do kieszeni i rzucając krótkie spojrzenie w lewo, ruszył w naszą stronę. 
-Załatwione – powiedział krótko, głosem, który wciąż mnie przerażał. Był niski i donośny, o wiele bardziej niż Harrego. Loczek uśmiechnął się do niego, wyszczerzając rząd białych zębów. Dołeczki, jak wierna załoga pojawiły się na jego policzkach. Preston odsunął się od nas na niewielką odległość obserwując uważnie fanów, którzy zrobili już małe zamieszanie na lotnisku. Nie potrafiłam wytłumaczyć sobie jak w tak krótkim czasie dowiedzieli się gdzie w danym momencie przebywa jeden z członków 1D. Przecież żadne z nas nie afiszował się przedtem tym wyjazdem publicznie. Najwidoczniej jedna z fanek musiała nas widzieć już wcześniej, a to pociągnęło za sobą cały łańcuch wydarzeń. Nagle przez lotniskowe głośniki jakaś kobieta podała informację o locie do Nowego Jorku. Z niecierpliwością czekałam na ten jeden komunikat odnośnie lotu na południe Europy. Wciąż nie mogłam uwierzyć, że lecimy do Chorwacji. Tamtego dnia, gdy Harry powiedział mi o weekendzie w tym kraju byłam naprawdę gotowa założyć się o sto funtów, że z tych planów zostaną tylko niespełnione marzenia. Mój tata, ten człowiek, który jeszcze niedawno gotowy wyrzucić Stylesa na zbity pysk, zgodził się na wyjazd. Oczywiście nie od razu. Błagaliśmy go zapewniając, że wrócimy cali i zdrowi ponad dwie godziny. Nie przyjmował do wiadomości w ogóle takiej opcji. Już byłam zmęczona całą tą sytuacją i  miałam powiedzieć Harremu, że trudno, nie polecimy, zostaniemy w Anglii gdy w końcu uległ. Uległ bo genialny Harry nasunął mu jeden bardzo interesujący pomysł. Zapytał tatę, co jeśli poleciałby z nami jedne z ochroniarzy. W chwili, kiedy to powiedział nie wiedziałam kto był bardziej zdziwiony, ja czy mój tata. Przez parę minut siedzieliśmy w milczeniu gapiąc się z Harrym na siebie, podczas gdy mój ojciec wpatrywał się w stół rozmyślając nad stosowną odpowiedzią. Sekundy ciągnęły się minutami, minuty coraz dłużej trzymały nas w niepewności i przyprawiały o szybsze bicie serca. Harry zapewnił go, że nie będzie problemu z przekonaniem jednego z ich ochroniarzy, a dzięki temu moi rodzice będą mieć pewność, że nic złego nam się nie stanie. Chwilę, kiedy mój tata odpowiedziała, że zgadza się nigdy nie zapomnę. Euforię szczęścia jaka zapanowała mogłabym porównać z wygraną meczu jednej z ulubionych drużyn footballowych lub nawet wygranej miliona funtów. Choć pewnie pieniądze nie dałyby takiego szczęścia jak chwila kiedy własny rodzic pozwala na coś co dla jego dziecka jest wielkim marzeniem. Harry wyciągnął swoją dłoń, ściskając po chwili rękę ojca. Potem ja rzuciłam mu się na szyję, dziękując i mówiąc, że właśnie spełniło się jedno z moich marzeń, a on przyczynił się do najlepszego prezentu w jakim mógł mnie obdarować. Leciałam do Chorwacji. Za granice, do miejsca, o którym tak dużo słyszałam a mogłam tylko patrzeć na pocztówki pełne gorącego słońca i błękitnych wód Adriatyku. Wciąż nie mogłam w to uwierzyć, ale teraz jestem tu, na lotnisku w Heathrow w Londynie i czekam z moim chłopakiem i potężnym mężczyzną, który gdy Harry zaproponował mu stawkę w wysokości jego dwóch pensji zgodził się od razu.
-Chodź oddamy bagaże- chłopak wyrwał mnie z wspomnień wyciągając do mnie swoją dłoń. Chwyciłam ją, a drugą złapałam rączkę od walizki, po czym ruszyłam w stronę gdzie udzielano odprawy. Gdy nasze bagaże jadące długą taśmą zniknęły za rogiem, skierowaliśmy się w stronę kontroli biletów. Wszystko poszło po naszej myśli, a hałaśliwe fanki zostały oddzielone od Harrego odetchnęłam z ulga i powoli zaczynałam cieszyć się w pełni podróżą. Miałam co prawda małego pietra, ponieważ był to mój pierwszy lot samolotem, jednak gdy tylko silniki maszyny nabrały na tyle szybkich obrotów aby odbić się od ziemi Harry złapała mnie za dłoń powtarzając abym niczym się nie przejmowała bo na pewno wszystko dobrze się skończy. 
Kiedy lecieliśmy już kilka tysięcy metrów nad ziemią z zafascynowaniem gapiłam się w małe, lekko zabrudzone okno. Chłopak śmiał się ze mnie mówiąc, że przypominam mu jak pewnego razu leciał do USA, a obok niego siedziała Lux i minę miła podobną do mojej. Wystawiłam język przekomarzając się z nim po czym ponownie wróciłam do obserwacji kłębiastych chmur tak szybko płynących po niebie. Daleko w dole dotrzeć było można maleńkie kształty domów i różnych rzek. 
Parę minut po dwugodzinnym locie wylądowaliśmy bezpiecznie na lotnisku w Splicie. Już podczas lądowania mogłam na własne oczy zobaczyć lazur morza przy samych brzegach Adriatyku. Gdy opuszczaliśmy samolot, a ja przekroczyłam próg maszyny, uderzyła we mnie fala gorącego powietrza. Niedaleko wiszący termometr wskazywał 32 stopnie. Wylatując z Londynu było zaledwie 21. Od razu zdjęłam kardigan czując jak promienie słońca ogrzewają moje ramiona. Dwadzieścia minut później siedzieliśmy już z Prestonem w taksówce. Miejsce, w którym znajdował się wynajęty domek zlokalizowany był zaledwie sześć kilometrów na północ od Splitu. Przez całą drogę zachwycałam się niskimi, ale masywnymi palmami oraz wysuszonymi z niewielką ilością roślin górami. Kierowca taksówki znał jedynie najpotrzebniejsze zwroty po angielsku, a jego akcent za każdym razem gdy o coś pytał wydawał się być groteskowy. 
Kilkanaście minut później wjechaliśmy do zatłoczonego Trogiru przez turystów. Taksówkarz trąbił za każdym razem gdy kolejny podróżnik ładował się na drogę. Spojrzałam na Harrego nieprzyzwyczajona do takich sytuacji w Anglii, a chłopak  w odpowiedzi tylko obdarzył mnie swoim uroczym uśmiechem. 

Przejechaliśmy przez wąski most, przemierzyliśmy kilkadziesiąt wąskich ulic, po czym wreszcie zatrzymaliśmy się u celu.
- To tutaj- Harry nachylił się nade mną wskazując palcem na biały domek. Nacisnęłam klamkę po czym znów poczułam jak szybko robi mi się gorąco. Dom był mały, biały, ale bardzo urzekający. W okół wejścia rosła para wysokich drzew oliwnych, a zaraz obok niezliczona ilość lawendy. 
-Idziemy? - zapytał widząc jak gapię się w budynek. Pokiwałam głową ruszając przed siebie. Szłam wolno wyłapując wszystkie rzeczy jakie mijam. W oddali słyszałam śmiechy beztrosko bawiących się dzieci i szum rozbijających się o brzeg fal. Stając przed drzwiami obserwowałam co robi chłopak. Styles ukucnął odsuwając jeden z suwaków walizki, aby po chwili wyciągając wesoło brzęczącą parę kluczy. Nachyliłam się nad małym pachnącym krzakiem. Gdy potarłam o place jego fakturę poczułam znajomy zapach. Rozmaryn. 
-Ufff, już myślałem że zgubiłem klucz....- Harry przewrócił oczami wypuszczając z płuc powietrze. Po chwili odblokował zamki i puścił mnie przodem. Prosto od wejścia wchodziło się do pomieszczenia przypominającego nie wielkich rozmiarów salon. Mały telewizor, kanapa, stolik i wielkie okno balkonowe, a w oddali morze. Odwróciłam na moment oczy od lazurowej wody i kontynuowałam poznawczą wędrówkę. Na ścianach wisiało kilkanaście zdjęć przedstawiających Chorwację zasypaną śniegiem. Zdziwiłam się, że tutaj w ogóle wiedzą co to śnieg, tym bardziej, że roślinność zupełnie nie przypominała znanej mi tej  z Anglii. Ruszyłam w stronę dwuskrzydłowych białych drzwi. Otworzyłam je, a moim oczom ukazała się sypialnia. Dwuosobowe łózko z kutymi ramiami, szafa i komoda stanowiły całość wyposażenia.
 Zarówno salon jak i sypialnia miały wiele wspólnego. Wszędzie panowała biel, błękit i wystrój świadczący, że domek ma już długa historię. Wyszłam z pokoju od razu odnajdując po przeciwnej stronie salonu kuchnię i łazienkę. Dom bardzo przypadł mi do gustu. Ponownie podeszłam do wielkiego okna opierając dłonie o nagrzaną szybę. 
-Podoba ci się?- Harry wymruczał obejmując mnie z zaskoczenia od tyłu. Nie odwracając wzroku od morza pokiwałam głową. Kilka sekund później poczułam jak chłopak całuje mnie po szyi. Zamknęłam oczy nie mogąc oprzeć się jego pieszczotom. 
-Chcesz przywitać się z morzem?-zapytał jeżdżąc wargami po mojej skórze. Jego włosy łaskotały mnie w policzek. Przechyliłam głowę umożliwiając loczkowi na kolejną serię pocałunków.
-No to chodźmy - wyszeptał momentalnie odrywając się od mojej szyi. 
Harry chwycił moją dłoń, drugą zaś zaczął mocował się z klamka od drzwi balkonowych. Ta po kilku sekundach zaskoczyła pozwalając nam wydostać się na zewnątrz.
Szliśmy wąską ścieżką wysypana drobnymi kamyczkami. W okół rosło mnóstwo różnorodnych krzewów i kaktusów imponujących wielkości. Paręnaście metrów dalej po wąskich betonowanych skodach zeszliśmy na wapniowe skały. Zatrzymałam się na moment, aby zdjąć buty. Moje stopy dotknęły gorących skał i ich chropowatej, lekko kującej powierzchni. Ostrożnie, aby się nie przewrócić, podtrzymywana przez Harrego szłam do momentu aż znalazłam się w miejscu, z którego nie groziło mi zamoczenie przez fale rozbijającą się gwałtownie o skały. Ukucnęłam ostrożnie nachylając się do przodu, po czym po raz pierwszy dotknęłam Adriatyku. Woda była przyjemnie ciepła i lekko spieniona. 
-Pięknie tu, no nie? - Harry stał parę kroków za mną. Uśmiechnęłam się do niego chlapiąc go wodą. Chłopak zrobił oburzoną minę po czym sam podszedł do brzegu morza i odwdzięczył się tym samym. Poczułam jak woda spływa mi po twarzy, a pojedyncze krople wpadają do buzi.
-Ej, to nie fair!!- zaśmiałam się wycierając oczy. 

Parę metrów od nas na skalach siedziała młoda kobieta, czujnie obserwując prawdopodobnie swojego synka, który ze śmiechem kręcił się w zielonym kółku przy brzegu. Chłopczyk zawołał do niej w nie zrozumiałym dla mnie języku. Wszystko wydawało się tu takie obce, nieznane, ale piękne i wyjątkowe. Ciepły wiatr rozwiewał moje włosy sprawiając, że czułam się wolna i szczęśliwa. Słońce przygrzewało mocno pozwalając zapomnieć o kapryśnej pogodzie w Anglii.
-Co ty na to, aby teraz pójść coś zjeść, a później zwiedzić okolicę?- Harry wciąż był bardzo rozbawiony moim zachowaniem. Nie gniewałam się za to, bo zdawałam sobie sprawę, że dla niego, osoby, która widziała już tak dużo krajów takie widoki jak te tutaj w Chorwacji są normą. Dochodziła dwunasta, od wyjazdu z Londynu nic nie jadłam i dopiero po jego słowach zdałam sobie sprawę jak bardzo jestem głodna. Samo wspomnienie o jedzeniu wywołało w moim brzuchu burczenie. Odruchowo przyłożyłam dłoń do miejsca, w którym ulokowany był żołądek. –To chyba znaczy zgodę?  – chłopak ponownie zaśmiał się – Chodź, sprawdźmy co mamy w domku.

Lodówka w domku była pełna najróżniejszych rzeczy. Na początku zastanawiałam się czy może produkty nie zostały jeszcze po poprzednich mieszkańcach, jednak Harry wytłumaczył mi, że właściciel napełnił ją dzień przed naszym przyjazdem, bo taka była umowa, a my nie powinniśmy obawiać się, że pozostało dwie doby spędzimy w łazience po skosztowaniu nieświeżego jedzenia. Siedziałam w małej kuchni, stylem przypominającej marynarską łajbę, podczas gdy Harry robił jajecznicę. Prawdę mówić nie mogłam usiedzieć w miejscu. Ciągnęło mnie do morza, jednak w tej chwili musiałam ograniczyć się tylko do obserwowania go przez okno.
-Przypilnujesz jajecznicy? Muszę podkręcić klimatyzację. Zaraz zwariuje z gorąca...- Natychmiast oderwałam wzrok od lazurowego błękitu morza przenosząc wzrok na chłopaka, który właśnie ściągał przez głowę swoją granatową koszulkę. Po jego torsie płynęły pojedyncze krople potu, jednak wciąż wyglądał jak bóg seksu. – Lil - uśmiechnął się znacząco spoglądając to na mnie, to na jajecznicę. Poczułam nieprzyjemny zapach, orientując się od razu, że zaczęła się przypalać. Zarumieniłam się, energicznie poruszając daniem na patelni. Po kilkunastu minutach usłyszałam charakterystyczny odgłos przełączanych guzików na pilocie od klimatyzatora. A już niedługi czas potem delikatne chłodne powietrze zalało całe pomieszczenie. Harry wrócił zadowolony, że potrafił nastawić to urządzenie po czym klapnął niedbale na krzesło stojące przy stole. Nałożyłam mu jajecznicy, po czym sama usiadłam na przeciw niego.

Niecała godzinę później ruszyliśmy nadmorską panoramą. Szłam patrząc się na wodę, mieniącą się w licznych miejscach od promieni słońca. Powietrze było duszne, jednak nie przeszkadzało nam to w wędrówce. W okół unosił się specyficzny zapach kakaowca, a cykady bez przerwy przekrzykiwały się wzajemnie. Mijający na ludzie mieli znacznie ciemniejszą karnacje od nas, co ewidentnie wskazywało, że są tutaj już dłuższy czas.
-Tak w ogóle gdzie Preston?- zapytałam uświadamiając sobie, że ostatni raz widziałam go w taksówce.
-Jego domek jest parę metrów dalej. Dałem mu wolną rękę – Harry znacząco uniósł brew zadowolony ze swojego niecnego czynu.
-Oj nie ładnie tak oszukiwać mojego tatę…..- pokręciłam z udawanym przerażeniem w oczach głową - Wiesz, że znów cię zabije?
Harry nagle zatrzymał się pociągając mnie za rękę, tak abym przylgnęła do jego torsu. Patrzyłam w jego zielone oczy zastanawiając się co zaraz powie.
-On nie musi nic wiedzieć- wyszeptał mrugając do mnie
-Tak na wszelki wypadek przygotuj swoje kolejne życie w gotowości- zaśmiałam się stajać na palcach aby złożyć pocałunek na jego ustach. Nie był długi, ale wystarczająco czuły i szczery.
- W taki sposób ładujesz w nim akumulatory – Harry założył kosmyk za moje ucho.
Nagle za naszymi plecami pojawił się ciemnoskóry mężczyzna, niosący niebieski pojemnik pełen po brzegi lodu. Oderwałam się od Loczka patrząc ze zdziwieniem na faceta. Miał może dwadzieścia pięć lat góra trzydzieści. Ciemną dłoń zanurzył w lodzie, aby po chwili wyjąc dwa zapakowane w przezroczystą folię lody. Kiwną głową mówiąc coś co najprawdopodobniej było po chorwacku.
-On chyba chce, abyśmy wzięli je od niego – Harry przyglądała mu się uważnie próbując zrozumieć z jego gestów o co chodzi. Facet podał nam lody, Harry wyciągał już portfel, aby zapłacić za nie, jednak nieznajomy potrząsnął głową, po czym szeroko się uśmiechnął wymijając nas. Spojrzałam na Loczka niepewna co zrobić.
-Skoro taki jest hojny- wzruszył ramionami po chwili zabierając się z odpakowywanie loda z foli. Podążyłam jego śladami i już po chwili poczułam waniliowy smak w ustach. Ruszyliśmy dalej zatrzymując się dopiero przy postoju dla ciuchci, która jeździła po całym Trogirze z mnóstwem turystów. Styles zapłacił za nas, po czym usadowiliśmy się w ostatnim wagoniku lokomotywy. Chłopak objął mnie ramieniem i mocno przytulił. Cały pociąg po brzegi zapełniony był ludźmi. Lokomotywa ruszyła, wolnym tempem. Chłopiec siedzący przed nami obrócił się w naszą stronę z ciekawością nam się przyglądając. Harry uśmiechnął się do niego, na co ten, zawstydzony skierował swój wzrok w inną stronę. Jeździliśmy po okolicy ponad trzy godziny. Dzięki temu miałam okazje poznać najbliższe otoczenie i całkowicie zanurzyć się w marzeniach. Jadąc tuż nad brzegiem morza, po nierównej drodze czułam jak wiatr osadza na mych policzkach warstwę soli. Wszystko tutaj wydawało się być takie spokojne, żyjące swoim własnym rytmem, przepełnionym uprzejmością do innych ludzi i nie trzymaniem się określonego schematu godzin.

***PERSPEKTYWA HARREGO***

Wchodzimy tu: --> http://www.youtube.com/watch?v=P31A_SJWA8c  i wracamy do czytania :) 

Przejażdżka dobiegła końca, a ja musiałem wypuścić Lilianę z objęć. Otworzyłem przed nią niewielkie drzwi pomagając wyjść na zewnątrz. Wciąż  nie mogłem nadziwić się, jak bardzo Lil jest szczęśliwa. Dziewczyna uśmiechała się promienie, a jej oczy okrągłe jak dwa okrągłe guziki świeciły się uważnie przyglądając się wszystkiemu w okół. Wstąpiliśmy jeszcze do baru, w którym właśnie odbywał się pokaz chorwackiego tańca. Do domku wracaliśmy wolnym krokiem, wzdłuż morza dopiero w godzinach wieczornych. Wiatr łagodniał, a słońce zachodziło za horyzontem. Gdy tylko znaleźliśmy się naprzeciwko drogi prowadzącej prosto do naszego domku,  Liliana popatrzyła na mnie roześmianymi  oczami. Jej zaczerwienione od słońca i wrażeń policzki dodawały jej figlarności.
-Masz ochotę popływać? –zapytała spuszczając na ziemię wzrok, aby po chwili zamrugać kilkakrotnie patrząc prosto w moje oczy.
-Jasne tylko musimy się przebrać- ani ja ani ona nie mieliśmy na sobie kostiumu. Już miałem zamiar coś powiedzieć gdy niespodziewanie Lil przygryzła dolną wargę, ponownie rzucając jedno z najpiękniejszych swoich spojrzeń. Dziewczyna uśmiechnęła się cwaniacko po czym odwróciła się do mnie plecami, zarzucając włosy do tyłu i rozpędzać się wskoczyła do wody. Wielki plusk odbił się echem od skał rozpryskując wodę na wszystko strony. Patrzyłem na nią z niedowierzaniem. Lil po chwili wynurzyła głowę z wody śmiejąc się, gdy tylko spostrzegła moją zdziwioną minę.
-No chodź!!- zachęcała płynąc wolno w głąb morza. Jej włosy jak dywan unosiły się na powierzchni wody. Zacząłem obmacywać spodnie sprawdzając czy mam przy sobie jakieś istotne rzeczy. Liliana śmiała się wciąż patrząc na mnie wyczekującym wzrokiem.
-Haaaaaaaaaaaaaaaaary. No dalej! Woda jest ciepła!!- zachęcała nie dając za wygraną. W końcu zmotywowany, rozpędziłem się o czym wskoczyłem. Przez paręnaście sekund tkwiłem pod wodą czując, jak woda napływa do wszystkich możliwych miejsc, a ubranie luźno faluje na linii mojej talii. Zacząłem ruszać rękoma pędem wynurzając się z wody. Świeże powietrze gwałtownie napełniło moje płuca. Wytarłem oczy  rozglądając się za dziewczyną. Lil pływała w miejscu zaledwie kilkanaście metrów ode mnie. Uspokoiłem oddech, po czym przypominając sobie jak się pływa ruszyłem do niej. Słońce zachodziło pozostawiając nas w półmroku, jeszcze niewielka poświata słońca oświetlała niewielki skrawek nieba.
-Hej- przywitałem się podpływając najbliżej jak się dało. Lil wytarła wodę wciąż lecącą po twarzy z mokrych włosów, po czym zawzięcie utrzymując się na jednej ręce dotykała mojego policzka – To było takie…- zastopowałem zastanawiając się jak to ująć- nie w twoim stylu- dokończyłem oblizując słone usta.
-Czasami warto zaszaleć- Lil przewróciła oczami, zakładając moje włosy za ucho. 
Panowała przyjemna cisza przerywana jedynie przez ciche uderzenia fal o brzeg skał . W okolicy nie było nikogo. Czułem jakby cały kawałek morza należał tylko do nas. Liliana podpłynęła do skały opierając się tyłem o nią, jedną z dłoni wystawiając ponad powierzchnie wody, aby przytrzymać się nierównej powierzchni. Popłynąłem za nią przylegając torsem do jej brzucha. Nie czekając długo odnalazłem jakiś kamień stając na jego śliskiej powierzchni, a Lil obejmując tak, aby sama mogła opleść nogami moją talię. Złączyliśmy nasze ust łapią co chwile równowagę na niestabilnym gruncie. Jej słone wargi całowały moje pozbawiając ich całej soli. Tkwiliśmy sami w wodzie, na drugiej stornie Europy, z dala od szarej rzeczywistości i  zmartwień.
-To jedne z najlepszych dni w moim życiu- wyszeptała opierając swoje czoło o moje. Przytuliłem ją mocno do siebie. Była drobną dziewczyna, a woda sprawiła, że stawała się jeszcze lżejsza. Za nami w oddali płynął statek z naszego punktu widzenia wyglądający jak mała pulsująca choinka. Odwróciłem Lil ,aby i ona mogła lepiej widzieć. Na niebie miliony gwiazd rozstawionych w nierównych odległościach robiły z tego wieczoru magię. Nachyliłem się nad Lili całując delikatnie pól zanurzony obojczyk. Dziewczyna polo zaczynała dygotać z zimna.
-Chodźmy bo zamarzniesz- pozwoliłem jej stanąć na własnych nogach. Dość szybkim tempem, pomimo wciąż ponad dwudziestostopniowego upału, przebyliśmy drogę do naszego domku Ubrania lepiły się na nas zostawiając mokre kałuże słonej wody na całej podłodze.
-Chyba pójdę się myć, wszędzie czuje sól- Lil ściągnęła przez głowę sukienkę zostając w samej bieliźnie. Nie wiem jakim cudem oparłem się takim widokom i nie przyciągnąłem jej mocno do siebie. Gdy zniknęłam za drzwiami, ja zacząłem oglądać telewizję. Jednak to długo nie potrwało bo wszytki kanały były nadawane w języku chorwackim. Z pokoju obok usłyszałem dźwięk telefonu. Z niechęcią ruszyłem zobaczyć kto to. Wciąż mokre włosy pozostawiły mokrą drogę jaka przeszedłem. Gdy podniosłem telefon zamurowało mnie. Wiadomość pochodziła od Cary. Dziewczyna chciała się spotkać. Nie tłumaczyła dlaczego. Poczułem jak złość przepływa w moim ciele. Nie zastanawiając się długo usunąłem smsa. Po co ona wciąż do mnie pisze? Jak śmie? Przecież wszystko zostało już załatwione.
-Ktoś pisał?- Lil z turbanem na głowie wmaszerowała do sypialni. Przełknąłem ślinę, potrząsając przecząco głową Było zbyt dobrze, aby teraz jakaś osoba psuła to wszystko. Lili usiadła na łóżku rozplątując ręcznik i powoli wycierając w niego mokre włosy. Uśmiechnąłem się do niej próbując aby niczego nie zauważyła. Sam wyszedłem do łazienki.

Do sypialni wróciłem dwadzieścia minut później. Myślałem, ze Lil jeszcze nie śpi tym bardziej, że nawet nie dochodziła 21. Jednak gdy tylko stanąłem w drzwiach zauważyłem, że odwrócona na prawy bok leży na łóżku. Jej klatka piersiowa powoli, w umiarkowanym tempie unosi się to opada pod cienką koszulka. Podszedłem bliżej widząc ze ma zamknięte powieki, a przez sen wciąż się uśmiechając. Jak teraz mógłbym jej powiedzieć, że  Cara nagle przypomniała sobie o czymś co dla mnie nie ma już najmniejszego znaczenia? Nie mogłem nie potrafiłem. Zbyt bardzo Liliana była szczęśliwa, mogąc być tutaj i choć na chwile zapomnieć o rzeczywistości. Cara to tylko fatalny skrawek mojego życia, który zostawiam za sobą. Położyłem się na łóżku narywając nas kocem, co w tym kraju robiło za kołdrę. Zgasiłem lampkę nocną pozostawiając pokój w półmroku i blasku padającego na łóżko księżyca. Przysunąłem się blisko Lil obejmując ja od tyłu. Dziewczyna wymamrotała coś przez sen, jednak po chwili zatonęła w śnie. Wydarzenie z dzisiejszego dnia tak ją wykończyły, że teraz jak mały Bambi spała wtulona we mnie. Pocałowałem jej ramie po czym położyłem głowę tuz za jej. Półmrok przywiał do mnie sen szybciej niż myślałem.


Przepraszam za małe opóźnienie, ale przez szkołę nie miałam w ogóle czasu pisać o.O. Mam nadzieję, że rozdział się podobał. Próbowałam jak najlepiej opisywać krajobraz Chorwacji i choćby na parę minut przenieś Was tam. Kolejny rozdział najprawdopodobniej pod koniec tego tygodnia ( po końcu świata he he ). Jeśli chodzi o Prestona, jest to opis całkowicie zmyślony. Nie wiedziałam jak on wygląda, a zdjęć nie mogłam znaleźć -.- No dobra, pomijając to wszystko liczę, że się podobało :* :) 

sobota, 8 grudnia 2012

Rozdział XXIX

Rozdział dedykuje Nel :) 


-Zamknij oczy – Harry wyszeptał lekko rozbawionym głosem.

Zrobiłam to o co mnie poprosił, uważnie wsłuchując się w odgłosy otoczenia. Gdzieś w oddali jakieś ptaki śpiewały głośno przekrzykując jedno drugiego. Uśmiechnęłam się nie wiedząc co chłopak kombinował. Słońce świeciło mocno i nawet przy zamkniętych powiekach miałam wrażenia jakby ktoś świecił mi w nie latarką. Nagle poczułam czyjś dotyk na czubku nosa. Wciągnęłam powietrze próbując rozpoznać zapach. Loczek przejechał czymś delikatnie po moich ustach, po czym z powrotem przyłożył mi go do nosa.
-Stokrotka?- zapytałam niepewnie czując, że mogłam palnąć jakaś głupotę. Otworzyłam oczy natychmiast je mrużąc. Chłopak nachylił się nad moją głową  zasłaniając tym samym blask słońca. Jego loki opadły na twarz, pojedyncze zaś zwisały w powietrzu wywijając się na różne strony. Harry podniósł kwiat dając mi możliwość pokwitowania, iż moja odpowiedź była prawidłowa. Wzięłam go do ręki obracają w okół własnej osi.
-Dlaczego to lato musi się już niedługo kończyć…..- westchnęłam obrywając kilka płatków. 
Lekki wietrzyk chwycił je wiodąc na gęstą zieloną trawę.
-Jeszcze trochę czasu zostało- chłopak gładził jedną ze swoich dłoni mój policzek. Jego dotyk sprawiał, że czułam się wyjątkowa. Podciągnęłam się na rekach, opierając o zgięte nogi Harrego, na których jeszcze przed chwilą leżałam. Znajdowaliśmy się nad jeziorem w pobliżu mojego domu. Lubiliśmy tutaj przychodzić. To miejsce było dla nas ostoją, gdzie zawsze mogliśmy odpocząć. To tutaj właśnie przyszliśmy po kinie dosłownie dzień po naszej pierwszej randce. Zawsze odnajdywaliśmy tu ciszę, spokój i mieliśmy prawie stu procentowa pewność, że żaden z fotoreporterów nas nie znajdzie, a ci na szczęście jeszcze nie odkryli gdzie mieszkam albo sprytnie się chowali. Nie widziałam, ani nie słyszałam o żadnych zdjęciach więc silnie trzymałam się pierwszej myśli. 
Chłopak objął mnie ramieniem, całując w tył głowy. Patrzyłam w przestrzeń przed sobą tak jakby to ona miała dać mi pewność, że znalazłam się tutaj z odpowiednim facetem. Para kaczek usiadła na tafli jeziora, rozbryzgując wodę na wszystkie strony. Ich kwakanie obiło się echem o ścianę topoli po drugiej stronie jeziora. W pewnej chwili poczułam wibrującą komórkę w lewej kieszeni spodni. Niechętnie wyciągnęłam ją, obwiniając urządzenie w duchu, że wyrwała mnie ze świata idealnego i przeniosło do rzeczywistości, nie zawsze tak pięknej jak się na pierwszy rzut oka wydawało. Wiadomość pochodziła od Charlotte. Dziewczyna chciała, abym pożyczyła jej moją amarantową sukienkę. Wyczuwałam randkę z Finnem jak nic. Zaśmiałam się do telefonu przykuwając tym samym całą uwagę Harrego.
-Kto wywołał taki uśmiech na twojej buzi? – Loczek zapytał podejrzliwie przysuwając swoje usta do mojego ucha tak blisko, że czułam jego oddech na szyi. Od raz zorientowałam się, że powoli robi się zazdrosny- Chyba nie wysyłałem ci teraz żadnego smsa- zaczął udawać, że obmacuje swoje jeansy w poszukiwaniu telefonu.
-Char napisała, że wpadnie na moment coś ode mnie pożyczyć- wyjaśniłam odwracając głowę, aby móc patrzyć w jego zielone, świecące oczy.
-Powinniśmy się już zbierać?- zapytał przygryzając górną wargę. Pokiwałam twierdząco głową. Chłopak wstał po czym podał mi rękę podciągając mocno do góry. Szliśmy wolnym tempem chcąc choćby przez minutę dłużej poczuć magię lata i miłości. Gdy tylko skręciliśmy w moja ulicę z przeciwka wyskoczył mały ratlerek, hałaśliwie podskakując w okół nas. Harry stanął przede mną chcąc bronić mnie przed nim. Wybuchłam śmiechem. Psina miała brązową plamkę w ogół prawego ślepia, która dodawała mu niesamowitej figlarności. Harry próbował uspokoić go machając rękoma, niestety to jeszcze bardziej zezłościło stworzenie., które teraz zaczęło ciągnąć Styles za nogawkę. Chłopak machał nią próbując pozbyć się małej bestii, ale i przy okazji nic mu nie zrobić. Stałam tuż obok łapiąc się co chwilę za brzuch. Sytuacja wywołała u mnie salwy niepohamowanego śmiechu.
-Aflie!! Dość!!- krótko ostrzyżona blondynka, trochę starsza od nas pojawiła się po drugiej stronie chodnika. To Kate, moja sąsiadka. Dziewczyna była te dość rozbawioną tą sytuacja. Podbiegł do psiaka łapiąc go za obroże. Psina zapiszczała nieświadoma, że ktoś naglę napada ją z drugiej strony.
-Przepraszam za niego. Ale on i tak nic złego by nie zrobił – Kate wzięła Afliego na ręce uważnie mu się przyglądając, jakby oczekiwała od niego, że ten pokwituje jej usprawiedliwienia. Gdy wszystko wróciło do normy, a my oddaliliśmy się na znaczną odległość, tak, aby Kate nas nie miała szans nas usłyszeć, Harry powiedział lekko wkurzonym, lekko roześmianym głosem;
-Dlatego wolę koty…
Zaśmiałam się dając mu kuksańca w bok, po czy złapałam chłopaka za rękę.

Drzwi do domu były otwarte. Weszliśmy do środka czując od razu przeciąg powstały na skutek otwartych najprawdopodobniej balkonowych drzwi w salonie. Ściągnęłam sandały po czym na boso po chłodnych kafelkach poszłam do kuchni. Spojrzałam na Loczka, który dreptał tuż za mną.
-Sok jabłkowy czy bananowy? – zapytałam otwierając lodówkę na szeroko.
-Bananowy – odpowiedział automatycznie. Chwyciłam karton stawiając go po chwili na kuchennym stole. Wyciągnęłam ze zmywarki dwa kubki, jeden czerwony w niebieskie groszki, drugi pełen chińskich napisów. Wypiliśmy po kubku soku. Napój był dość chłodny co przy ciepłym dniu jak dzisiaj robił z niego ideała.
-Twoi rodzice wiedzą, że jestem tu z tobą? –zapytał obijając opuszkami palców o kubek. Spojrzałam na niego wzrokiem mówiącym, aby sobie ze mnie nie żartował. Harry przewrócił oczami. Doskonale rozumiałam jego obawy. Wciąż wydawało mu się, że moi rodzice są przeciwko naszemu związkowi. Prawda jednak była taka, że moja mama akceptowałam go, miała nadzieję i wiarę, że nic złego pomiędzy nami już się nie wydarzy, a tata dał mu kredyt zaufania jednak z małym haczykiem polegającym na kontrolowaniu tego z kim spotyka się nawet jeśli to tylko stylistka, mama Lux.
-Chodź na dwór- gestem głowy zachęciłam go do wstania. Wyszliśmy na taras prowadzący na nasz ogród. Mama siedziała na krześle przy ogrodowym stole pijąc coś i czytając gazetę. Gdy nas zauważyła pomachała w naszym kierunku. Styles przywitał się z nią po czym razem usiedliśmy na bujanej ławie, na wprost wejścia do ogrodu.
-Podejrzewam, że Charlotte nie spodziewa się, że dzisiaj cię pozna- powiedziałam lekko podekscytowana na fakt ze moja najlepsza przyjaciółka pozna swojego idola, a mojego chłopaka
-Nie mówiłaś jej że jestem dziś u ciebie? – z dzika satysfakcją potrząsnęłam przecząco głowa. Po czym oparłam ją o ramię chłopaka. Bujaliśmy się spokojnie pogrążeni w swoich myślach. Położyłam dłoń na udzie Harrego, który natychmiast nakrył ją swoja. Cieszyłam się, że wreszcie nie musimy się ukrywać przed nikim. Wiedziałam, że na pewno dla dużej rzeszy fanek jest to przytłaczające, ale musiały się z tym pogodzić. Harry Styles, to także osoba prywatna, normalny nastolatek, który ma prawo kochać. Spojrzałam na mamę, która ukradkiem zerkała na nas co chwile z nad gazety.
-Twoja mama na nas patrzy – Harry jakby czytając w moich myślach wyszeptał mi do ucha.
-Uśmiecha się –odpowiedziała zadowolona. Podniosłam głowę spotykając wzrok Loczka. Objęłam ręką jego policzek przyciągając twarzy bliżej swojej. Nasze usta się spotkały. Jego różowe, soczyste wargi muskały moje. Wcześniej staraliśmy się ukrywać swoje uczucia przy moich rodzicach, jednak teraz zupełnie się tym nie przejmowaliśmy.
-Kocham cię – wyszeptałam
-Ja ciebie też
Z oddali usłyszałam dźwięk naszego dzwonka. Charlotte zapewne właśnie przyszła po sukienkę .
-Zostań na razie tutaj- powiedziałam klepiąc go po udzie. Wstałam z ławki czując lekkie zawroty w głowie. Szybkim krokiem zniknęłam we wnętrzu domu

***PERSPEKTYWA HARREGO***

Siedziałem na ławce, huśtając się spokojnie. Liliana zostawiła mnie w jej ogrodzie z mamą, która gdy tylko zauważyła, że jestem sam wstała z krzesła i teraz kierowała się w moja stronę. Lekko spanikowany spojrzałem na trawę nie wiedząc gdzie podziać wzrok. Złączyłem dłonie na nogach po czym przełknąłem gulę rosnącą w moim gardle.
-Mogę się przysiąść?- zapytała przyjacielskim głosem. Podniosłem wzrok mrużąc oczy, które zabolały mnie lekko pod wpływem promieni słońca. Zatrzymałem ławę pozwalając jej usiąść. Przez chwilę tkwiliśmy w ciszy. Nie wiedziałem czy powinienem coś powiedzieć, czy lepiej zaczekać na jej ruch. Podrapałem się po skroni udając, że coś mnie swędzi. Z wielką nadzieją spojrzałem w stronę wejścia do domu, błagając aby Liliana uwolniła mnie z tej niezręcznej sytuacji. Mama Lili oparła się, wywołując lekki drgania huśtawki.
-Mam wrażenie, że przy tobie rozkwita- powiedziała.
Na początku siedziałem zdezorientowany nie wiedząc czy chodzi jej o Lilianie czy o coś innego – Cieszę się, że do siebie wróciliście. Nie zawiedź mnie Harry- dodała. Uśmiechnąłem się do niej zaszczycony tymi słowami, ale trochę i zmartwiony tym ze podejrzewała, że mógłbym ponownie zranić jej córkę. Nie miałem pojęcia dlaczego mi to mówi, ale poczułem się pewniej w jej towarzystwie. To na pewno pomoże w bliskiej przyszłość.
-Harry? – głos Liliany wyrwał mnie z rozmyślań. Przeniosłem wzrok na dziewczynę machającą do mnie z progu wejścia. Zatrzymałem ławę i przepraszającym wzrokiem opuściłem ogród. Mama Lil uśmiechnęłam się pozwalając zostawić ją samą. Gdy znalazłem się obok Lili chwyciłem ją za rękę splatając nasze palce ze sobą. Lil uśmiechała się do mnie gestem głowy wskazując stojąca przy drzwiach wejściowych blondynkę. Dziewczyna widząc nas razem odwzajemniła uśmiech.
-Charlotte poznaj Harrego, Harry to moja przyjaciółka- dziewczyna potrząsnęła głową, doskonale wiedząc kim jestem. Puściłem na moment dłoń Liliany, aby przywitać się z Char.
-Miło cię poznać. Lil dużo o tobie mówiła – powiedziałem starając się zacząć rozmowę najlepiej jak się da. Śmieszył mnie fakt, że Daniele i Eleonor poznały ją wcześniej ode mnie, ale miały racje. Charlotte wydawała się być sympatyczną dziewczyną. Ponownie zrównałem się z Lili obejmując ją ramię.
-Idziesz gdzieś z Finnem? –zapytała moja dama
Char potrząsała głową przenosząc na sekundę wzrok z przyjaciółki na mnie. Wydawało mi się , ze była zakłopotana ze Lilil  przytacza przy mnie jej miłosne uniesienia. Obdarowałem ją uśmiechem starając tym samym pokazać jej, że przy mnie nie powinna się wstydzić. Nie byłem pewnie, ale podejrzewałem ze Lil pokazała Char list, który napisałem gdy się pokłóciliśmy. Char znała moje uczucia do Lil, więc dlaczego miałaby się obawiać okazania swoich do Finna? Zapanowała cisza przerywana jedynie przez śpiew ptaków i ciche cykanie zegara.
-Chcesz zostać?- zapytała zachęcająco gospodyni
Charlotte zaprzeczyła unosząc do góry materiał, który trzymała w lewej dłoni.
-Nie, nie będę wam przeszkadzać. Idę przymierzyć sukienkę- uśmiechnęła się, po czym obróciła na pięcie i ruszyła w stronę drzwi. Lil ruszyła za nią. Oparłem się o ścianę uważnie im się przypatrując. Ciało Lili z gracją dołączyło do przyjaciółki kręcąc delikatnie biodrami. Nie wiedziałem czy robi to celowo, aby sprawić abym był na nią jeszcze bardziej napalony czy po prostu tak nauczyła się chodzić. Dziewczyny musiały wymienić jakieś uwagi bo równocześnie się z czegoś zaśmiały.
-Na razie Char!- zawołałem
-Do zobaczenia –dopowiedziała lekko roześmianym głosem
Gdy Liliana zamknęła za nią drzwi, oparła się o nie i spojrzała na mnie z zabawną mina. Jej długie brązowe włosy opadły na ramiona zakrywając cienkie ramiączka bluzki. Miałem ochotę przywrzeć do jej obojczyka i całować każdy jego cal.
-Charlotte powiedziała….- przerwała na moment śmiejąc się głośno. Spojrzałem na nią z wciąż oczekującą dalszego rozwinięcia mina.
-Żeeeee? –zacząłem
Liliana odgarnęła do góry włosy. Miała bardzo tajemnicza minę.
Ruszyłem w jej stronę opierając dłonie na drzwiach po obu stronach jej głowy. Lil spojrzała na mnie spod gęstych długich rzęs.
-Niektóre rzeczy niech zostaną pomiędzy przyjaciółkami- dziewczyna ściszyła swój głos, hipnotyzując mnie delikatnym ruchami palca po moich wargach. Chciałem zaprzeczyć, że skoro już zaczęłam mówić niech to dokończy jednak wiedziałem, że tego nie zrobi. Uparty wariat. Mój wariat. W odpowiedzi zacząłem ją łaskotać. Dziewczyna piszczała i śmiała się donośnie. W końcu wziąłem ją do góry przewieszając sobie przez ramię. Lil udając złą, biła mnie delikatnie pięściami po plecach wciąż się przy tym śmiejąc. Zaniosłem ją do salonu i dopiero tam puściłem sadowiąc na moich kolanach. Objąłem jej twarz w dłonie mocno całując w usta. Lil dla odmiany zaczęła mnie teraz łaskotać. Śmiałem się razem z nią. Jej szczupłe palce usilnie próbowały dotykać miejsca, w których miałem największe łaskotki. W pewnym momencie z mojej kieszeni wypady dwa podłużne kawałki papieru. Serce skoczyło mi mocno nie wiedząc jak zareaguje na to co zaraz zobaczy. Lil zauważyła ze patrzę na nie, po czym chwyciła je, nie dając mi szansy ich zabrać. Patrzyłem na jej wyraz twarzy nie wiedząc czego się spodziewać. Gdy przyjrzała się dokładnie, zrozumiała co to jest. Otworzyła ze zdziwienia usta, jednak po chwili je zamknęła. W jej oczach widziałem zbierające się łzy.
-To dla nas?- zapytała przejmującym głosem. Przytaknąłem jej próbując uspokoić walące serce. A jeśli się nie zgodzi? Nie spodoba jej się ten pomył? To miejsce, które wybrałem?
-Chorwacja? - zapytała ściszonym głosem. Usadowiła się w wygodnej pozycji na moich kolanach. Jej oczy powędrowały w miejsce gdzie znajdowała się data - To za sześć dni!!- mieliśmy jechać do Paryża, jednak tamte bilety zostały niezrealizowane przez naszą kłótnie. Szukałem innych miejsc i trafiłem na Chorwację.
-Co o tym myślisz? -zapytałem niepewnie. Zawsze chciałem pojechać do tego kraju, Louis polecił mi tam jedno miejsce, które szczególnie przypadło do gustu Eleanor.
-To jest...- przerwała na moment- .....coś cudownego.  -Liliana zamaszyście potrząsnęła kilka razy głową- Tak zgadzam się. Chętnie bym tam poleciała. Tylko Harry....- przygryzła dolną wargę wzrokiem uciekając na podłogę - Mamy po siedemnaście lat, moi rodzice nie puszczą nas tam samych.
-Musimy coś wymyślić i przede wszystkim porozmawiać o tym z nimi. -Byłem na tyle podekscytowany, że mojej dziewczynie spodobał się ten pomysł, że przez kilka minut zapomniałem o jakichś przeciwnościach losu. 
-Chciałem, abyśmy tam pojechali sami, tym bardziej, że potrzebujemy tego po ostatnich wydarzeniach - powiedziałem wprost nie spuszczając z niej wzroku. Liliana patrzyła na mnie oczami pełnymi miłości. 
-Jak najbardziej jestem za - byłam pewny, że przy wspomnienie o ostatnich wydarzeniach widziałem w jej oczach grymas bólu. To tym bardziej zmotywowało mnie do potrzeby zabliźnienia ran. Niespodziewanie Lil znów zaczęła mnie łaskotać. Wierciła się na moich kolanach, śmiejąc widząc moje głupkowate miny. 
-Dzień dobry Harry - męski głos sprawił, że podskoczyłem lekko obejmując bezpiecznie dziewczynę w ramionach. Zdezorientowany spojrzałem w stronę z której dochodził głos. Tata Lili stał przy schodach prowadzących na górę w ręku trzymając zwinięta w ruronik gazetę.
-Dzień dobry- przywitałem się. Lil oparła głowę o moje ramię i cała ze śmiechu się trzęsła. Próbowałem ją uspokoić, bo samemu chciało mi się śmiać z dziwności zaistniałej sytuacji. Mężczyzna obdarzył nas sceptycznym spojrzeniem mówiącym coś w stylu " ach ta młodzież" po czym zniknął za ścianą prowadzącą do kuchni. 
-Mamy okazję to teraz załatwić- wyszeptała mi do ucha.
Przełknąłem ślinę, czując że serce ponownie przyspieszyło swoje tempo. Lil uśmiechnęła się do mnie widząc moją zdenerwowaną minę. Ostrożnie zsunęła się z moich kolan stajać na podłodze.
-Tato. Musimy z tobą i z mamą o czymś porozmawiać!- zawołała. Po chwili wyszła na dwór prosząc mamę, aby i ta przyszła na moment do domu. Podciągnąłem się na kanapie wygładzając zmiętoszony podkoszulek. Byłem zdenerwowany i niepewny tego co może się wydarzyć. Puszcza ją po ostatnich wydarzeniach? Spocone dłonie wytarłem o spodnie. Tata Lili wszedł do salony rzucając mi zdziwione spojrzenie. Chwilę później dołączyła do nas mama dziewczyny. Obydwoje patrzyli na przemian to na mnie to na Lilianę. Wstałem i złapałem ją za rękę. 
No to zaczynamy prawdziwy rollercoaster emocji. 



Od razu przepraszam jeśli ten rozdział nie jest dobry. Trochę przejęła mnie ta sytuacja z Haylor i jakoś tak dziwnie się go pisało. Proszę o wyrozumiałość, wiecie, mam dzisiaj imieniny więc mam usprawiedliwienie jeśli się nie spodobał xD.  W każdym bądź razie, mam nadzieję, że podobał się. :). 41 obserwatorów bloga, ponad 25 tysięcy wejść. WOW ! Jesteście niesamowici! Dziękuję :)