środa, 27 czerwca 2012

#2 Imagine


Titititititititiitititit ..................
             Dźwięk budzika coraz głośniej dawał znać, że czas wstawać. Spałaś pod puszystą kołdrą, która dawała tyle ciepła, jakby chciała, aby otulona w niej osoba została w niej za zawsze. Leniwie otworzyłaś oczy. Przetarłaś powieki, wyłączyłaś budzik. Odrzuciłaś kołdrę ze swojego ciała i wstałaś. Podeszłaś do okna, rozsłoniłaś kaszmirowe zasłony. Na zewnątrz była ładna pogoda. Ptaki ćwierkały oznajmiając, że własnie zawitała wiosna. „Tak, to będzie piekny dzień” - pomyślałaś. Zamyślona stałaś tak jeszcze pare minut, kiedy nagle poczułaś,że ktoś obejmuje cię od tyłu, kładąc dłonie na twoim brzuchu.
- Dzień dobry słonko! - powiedział głos za tobą. To był twój mąż, Louis. Była sobota 25 marca. Louis miał wtedy wolny dzień.
- Jak się spało ? - wymamrotał całując cię po szyi. Uwielbiałaś jak to robi.
- Nie najgorzej, mały troche kopał, ale już nie tak gwałtownie jak pare nocy temu, gdy niepozwalał mi w ogole spać
           - Ma mój temperament – powiedział Louis głaszcząc cię delikatnie po brzuchu. Zaśmiałaś się.
           - No dobra, koniec tych przytulań my tu zdychamy z głodu! - to Thomas, najmłodszy z trójki waszych potomnych. Bardzo przypominał ci Lou. Można by niemal powiedzieć, że jest jego kropla wody.
            -Hahaahhaahaha!! Kochanie chodźmy przygotować coś dobrego dla naszych małych żarłoków! -Louis podbiegł do Thomasa biorąc go w objęcia i lekko podrzucając malca. Oboje kochali takie zabawy.
Opuściłaś wasza sypialnię, poszłaś do wielkiej garderoby znajdującej się tuż obok, załozyłaś niebieską jedwabną bluzkę z guzikami i jasne jeansy.Z pokoju znajdującego się nieopodal usłyszałaś płacz. „To zapewne Laura” 5 latka, najstarsza z rodzeństwa. „Pewnie znowu prowadzi wojne ze swoją o dwa lata młodszą siostrą Hannah.” -pomyślałaś. Zamknełaś pospiesznie drzwi od garderoby i szybkim krokiem udałaś się do pokoju dziewczynek. Było tak jak myślałaś.
           -Mamo, ona znowu zabrała mi mojego czerwonego misia!! - krzyczała Hannah
           -Kochane, nie możecie się kłócić o takie rzeczy, jesteście siostrami, powinnyście nauczyć się dzielenia zabawkami- podeszłaś do nich, przytuliłaś je i dałaś po buziaku każdej z nich.
           - Ale mamo! - Hannah znów nie była zadowolona.
            - Ojeju jeju, moje pannice takie duże a ciągle się kłócą o takie rzeczy! 9 rano a wy już w złych nastrojach? - to Lousi, któryy właśnie wszedł do pokoju z Thomasem na rękach.
            - Tatusiu, Laura znowu zabrała mi mojego misia!! - szlochała młodsza z sióstr przytulając się do nogi taty
            - To nie jest tylko jej miś - oburzyła się Laura                                                                                             
             - Dobra spokój ! Znajdziemy na to rozwiązanie później, dobrze? Teraz chodźmy na śniadanie – Louis działał na dzieci jak cukierki. Przyglądając się z boku tej sytuacji widziałaś w jego oczach miłość jaką darzy Laure, Hannah i Thomasa. Miał dar do poskromniania malców.
Przejełaś z rąk małego Thomasa i razem z nim poszłaś na dół do kuchni. Usadowiłaś go w wysokim krzesełku i zaczełaś podgrzewać dla niego śniadanie. Thomas miał zaledwie 2 lata, a już potrafił dobrze przeczytać wszytskie literki jakie mu się pokazało, poza tym był strasznym gadułą. Wykapany tata!
-Mamusiu, dlacego dziewcynki tak ciągle się któcą – dopytywał
-Nie potrafią zrozumieć, że nie wszytsko jest ich własniścią, że czasami muszą się ze sobą dzielić.
Podczas waszej rozmowy do kuchni wszedł Louis z drziewczynkami. Teraz pogodzone szły już razem za rączkę, śmiejąc się z wygłupów ich taty. Ty robiąć jajecznicę przypomniałaś sobie jaki Louis był szczęśliwy gdy po raz pierwszy zoboaczył dzieci. Na stole postawiłaś 4 talerze. Krzesełko Thomasa przysunełaś bliżej stołu, dzięki czemu cała rodzina mogła siedzieć razem. Podczas waszego posiłku dziewczynki opowadały na przemian różne przygody jakie wydarzyły im sie w przedszkolu. Po obfitym śniadaniu Louis oznajmił :
          -Dzisiaj spędzacie cały dzień u babci! Pamiętacie ?
          -Taaaaak!! Huraaa! Wreszcie zobaczymy się z babcią! - krzyknęli razem, od dawna chcieli zobaczyć się z babcią, która mieszka aż w Glasgow. Od Londynu, w którym mieszkacie to spory kawałek drogi, ale z racji tego iż ich babcia, a twoja teściowa musiała jechać do Dover, obiecała z powrotem zabrać dzieci do siebie na weekend. Dziadek, a zarazem tatą  Louisa nie utrzymywał kontaktu z wami. Bardzo podziwiałaś Joy za zaangażowanie w wychowanie wnucząt. Zawsze była przy nich gdy była taka możliwość.
         - Znowu będzie was rozpieszczać,skarby moje! Tylko pamiętajcie, żeby wszystko jeść, aby nie obrazić babci!! - śmiałaś się, próbując udawać poważną.
         -Kochanie, gdyby one zjadały wszystko co daje im moja mama, nasze dzieci ważyłyby po 100 kg a zamiast chodzić z nami za rączkę musielibyśmy je toczyć! -Louis podszedł do ciebie, przytulił i pocałował w usta
         - Bleeeeeee – pierwsza oznakę obrzydzenia okazała Laura.
Wszyscy wybuchneliście śmiechem. Nawet najmłodszy członek rodziny nie wiedząc o co chodzi zaczął się śmiać. Zawsze tak robił gdy widział kogoś smiejącego się.
Nagle usłyszeliście dzwonek do drzwi. Ruszyłaś, aby otworzyć drzwi. Wiedziałaś, że to Joy. Ujrzawszy ją mocno ją przytuliłaś. Bardzo się za nią stęskniłaś.
         -Dzięń dobry kochanie! - wykrztusiła uradowana Joy odwzajemniając uścisk
         - Babciaa!! - do przedpokoju wpadły dziewczynki i Thomas.
         - Gotowe na wycieczkę do babci?- zagadała Joy
         - Taaaaaak, jeżdzmy już, jedźmy! - dzieci były bardzo podekscytowane.
Przewidziawszy iż dzieci będą chciały szybko ruszać o pakowaniu tego ranka nie było mowy. Wiedziałaś, że musisz zrobić to wczoraj.
         -Ubierajcie się, Louis kochanie pomóż im, ja pójdę na górę po torby.
Louis od razu pojawił się w przedpokoju. Ty tymczasem szłaś po schodach do pokoju dzieci. Zajeło ci to koło 3 minut i już byłaś spwrotem na dole. Dzieci juz ubrane czekały, aby się z tobą pożegnać.
       -Kochamy cię mamusiu! - rzuciły ci się na szyję dziewczynki.
       - Eleanor, kochanie niczym się nie przejmuj! Poradze sobie z nimi. - Joy najwidoczniej zauważyła twoją zatroskaną miną
       - Ufam Ci ! Laura, Hannah, proszę nie sprzeczajcie się, opiekujcie się bratem i nie dajcie babci powodu, aby więcej was nie zabierała nigdzie! - mówiąc to podchodziłaś do każdego z nich i całowałaś na dowidzenia. Po tobie zrobił tak samo Louis. Wszyscy wyszliście na dwór. Ty z Lou staneliście na ganku waszego domu. Widząc jak Joy bierze Thomasa na ręce, a obok nich skaczące ze szczęścia dziewczynki czułaś się szczęśliwa i spełniona. Nagle jak to Louis miał w zwyczaju, objął cię od tyłu, a jego ręce spoczęły na twoim dośc okrągłym już brzuszku. Już niedługo do waszej rodziny dołączy kolejny potomek. To był 6 miesiąc, wiedziałaś, że będzie to chłopiec. Wybraliście już imię – Sebastian. To była wasza wspólna decyzja. Staliście tak jeszcze parę minut. Louis odezwał się pierwszy:
       - Wracajmy do domu i wykorzystajmy to, że dzieci nie ma.- ten jego bezczelny uśmieszek zagościł na jego twarzy.
Przygryzłaś dolną wargę, zrobiłaś zadziorną minę, a w odpowiedzi na słowa Louisa pociągnełaś go za czerwone szelki, które miał na sobie. On jednak przejął dowodzenie, wziął cię na ręcę i zaniósł do waszej sypialni. Położył cię delikatnie na łózko. Zaczełaś się rozbierać. Najpierw oswobodziłaś się z bluzki, nie było to trudne, miała guziki. Louis z zaangażowaniem pomógł ci ją rozpiąć. Twoją jedyną górną cześcią garderoby był teraz stanik. Louis pochylił się nad twoim brzuchem, delikatnie go pocałował w miejscu w którym było wasze dziecko. Podniół swoje błękitne oczy, które powędrowały do twoich ust. Wasze usta się złączyły. Byłaś szczęscliwa, że po tylu latach związku jeszcze wam się to nie znudziło. Rozpiełaś jego szelki. On natomiast pozbył się swojej bluzki. Wasze pocałunki były coraz dłuższe. Teraz ty przejełaś dowodzenie. Zaczełaś rozpinać jego pasek od spodni. Louis pomógł ci ściągnąć jego spodnie. Nastepnie sama zabrałaś się za swoje. Pare sekund pózniej leżeliście już w samej bieliźnie. Szybko pozbyliście sie i tych częsci garderoby. Cały pokój wyglądał jak podobowisko. Louis całował cię po szyi, jadąc coraz to niżej. Zatrzymał się na brzuchu. Znów całując go. Z dnia na dzień robił się coraz większy. Kochaliście się przez ponad pól godziny. Już pare minut pózniej leżeliście obok siebie. Popatrzyłaś swojemu wybrankowi w oczy. Uśmiechnłą się do ciebie. Przesunełąs się bliżej do jego ciepłego ciała. Leżeliście tak bez słowa pare minut gdy do głowy zaczeły napływać ci wspomnienia. Jako pierwsza pojawiła się wizja waszych zaręczyn. Pamiętasz to doskonale.
Był ciepły jak na październik dzień. Imieniny twojej mamy. Chodziłaś wtedy z Lou dobre 4 lata. Twoja mama mieszkała wtedy 20 minut drogi od Londynu. To był okrągłu jubileusz – 50 urodziny. Od rana czułaś, że ten dzień będzie wyjątkowy. Louis wydawała się być nerwowy. „Może Simon go czymś zaniepokoił? „ -zastanawiałaś się. Twoje rozmyślania szybko zostały przerwane przez twoją mamę, która zwoływała wszytskich do przytulnego salonu, w którym mieścił się stół pokryty długim chaftowanym obrusem w kolorze soczystej czerwnie. Na nim znajdowało się mnóstwo smacznych potraw. Zasiadłas koło Louisa, który już zdązył zajać jegozdaniem najlepsze miejsca dla was obojga. Pomimo tego, iż jesteś jedynaczką twoja rodzina jest bardzo liczna. Po twojej lewej stronie usiadła twoja mama, obok niej tata i cała reszta krewnych. Dawno się nie widzieliście, dzięki czemu tematów do rozmów wam nie brakowało. Półtorej godziny później Louis wstał, podniósł kieliszek ogłaszajać toast i prosząć zebranych o chwilę uwagi.
- Eheem. Eeeyyy.... Chciałbym wykorzystać ten uroczysty moment i o cos zapytać waszą przepiękną córke – w tym momencie Lousi spojrzał sie na twoich rodziców, sięgnął do kieszeni swoich spodni od garnituru i wyjął malutkie pudełeczko w kolorze czerwieni i ukląkł przed tobą. Twoja rodzina widząc to powstała. Na części twarzy malowało się zdziwienie, na innych usmiech. Twoje serce gwałtownie przyspieszyło.
        - Eleanor, jesteśmy juz razem tak długo. Chciałbym ci powiedzieć jak wiele dla mnie znaczysz. Wtedy gdy Harry przedstawił nam siebie wiedziałem, że to ty jesteś tą jedyną. Eleanor, najdroższa, wyjdziesz za mnie?
Do twoich błękitych oczy napłyneły łzy szczęscia, jeszcze niedowierzałaś co własnie usłyszałaś. Wstałaś, swoje ręce położyłaś na policzkach Louisa. On sam nie wiedział co zamierzasz zrobić zaczął się lekko denerwować.
       -Tak, wyjdę za ciebie ! Kocham cię!!
Wpadliście sobie w ramiona, pocałowaliście się. Lousi włożył ci pierścionek na rękę i pocałował ją. Pozostali goście zaczeli klaskać, powoli podchodzili do was składając wam gratulacje.
Od tamtej chwili mineło sporo czasu. Nagle twoje mysli popłyneły do momentu kiedy dowiedziałaś się, że będziecie mieć dziecko. Pamiętasz doskonale uszczęśliwoną twarz Louisa. Pożniej, gdy po raz pierwszy zoabczył Laure, jak płakał, jak przecudnie razem wyglądali – on przystojny, umięsniony, a zarazem taki delikatny, trzymający maleńką isttne w różowym kocyku. Niezależenie czy to były narodziny Laury, Hannah czy Thomasa twój mąż zawsze był oddanym, ciepłym ojcem. Z twoich rozmyślań wyrwał cię cichy odgłos chrapania Louisa. Cicho się zaśmiałaś. Swoje ręcę położyłas na brzuchu, delikatnie głaszcząc go. Leżac tak w ramionach najdroższej ci osob nagle poczułaś, że zasypiasz.
- Jestem najszczęsliwszą osobą na świecie – powiedziałaś cicho, po czym odpłynełas do krainy Morfeusza.  



PRZEPRASZAM ZA EWENTUANE BŁĘDY ! 

1 komentarz:

  1. jezu świetny piszesz to jak byś to kiedyś naprawdę przeżyła jesteś świetna !!! :*

    OdpowiedzUsuń

Dzięki Tobie właśnie jakaś panda dostała jedzenie ;) Taki joke. Dziękuję za komentarz :)