Chciałabym oznajmić, że pisanie tego opowiadania było dla mnie czystą przyjemnością i za każdym razem gdy tu wchodzę, nie mogę uwierzyć jak wiele osób odwiedza go każdego dnia.
Ten rozdział dedykuje Wam wszystkim. Za to, że wciąż tu jesteście. <3
Gotowi?
Wiem przedłużam tą chwilę, nie wiem jak odbierzecie ten rozdział.
Dobra teraz już na poważnie.
Miłego czytania xxx
*********
"Czas przemija nawet wtedy, kiedy wydaje się to niemożliwe. Nawet wtedy, kiedy rytmiczne drganie wskazówki sekundowej zegara wywołuje pulsujący ból. Czas przemija nierówno - raz rwie przed siebie, to znów niemiłosiernie się dłuży - ale mimo to przemija"
Stałam w kuchni podtrzymując się prawą ręką blatu. Tępy
wzrok utkwiłam w gotujący się czajnik. Czekałam cierpliwie, aż zobaczę, że
czerwony guzik na jego rączce przeskakuje oznajmiając, że woda się zagotowała.
Poczułam jak w klatce piersiowej po raz kolejny coś kłuje moje serce.
Odchrząknęłam cicho starając przekonać samą siebie, że to wszystko po prostu jest
już moją paranoją. Czajnik ponownie przekuł moją uwagę oznajmiając na swój
sposób, że wreszcie doczekałam się chwili na którą czekałam od paru minut. Drobnymi,
wolnymi kroczkami przeszłam dzielącą mnie od niego odległość, sięgając
następnie po szklankę. Postawiłam ją tuż obok czajnika, aby zaraz napełnić
wodą. Łyżeczkę zanurzyłam w cukrze, starając się nie wysypać jej zawartości na
kuchenny blat. Taka prosta czynność, teraz wydawała się być zadziwiająco
trudna. Podniosłam szklankę, a drugą rękę chwilami musiałam podkładać pod jej
spód, aby nie rozlać herbaty. Widziałam jak dłoń dygocze mi na wszystkie
strony, a z roku na rok wydawało się, że dzieje się z nią to coraz częściej.
Suwając stopy, niczym ślimak po nierównej powierzchni,
wolnym krokiem przeszłam do salonu, z którego już z oddali słychać było
stłumiony krzyk telewizora. Gdybyśmy pod nami mieli sąsiadów zapewne
przychodziliby codziennie skarżąc się na zbyt głośne oglądanie telewizji.
-Harry, proszę przycisz to- powiedziałam patrząc jak siwa
głowa odwraca się w moją stronę.
-Co mówiłaś?- zapytał niskim, chropowatym głosem. Wciąż miał
te same głębokie zielone oczy co kiedyś i jedynie siwa głowa, z niewielką
ilością kręconym włosów zdradzała jego prawdziwy wiek.
-Prosiłam, abyś przyciszył- powtórzyłam spokojnie, sadowiąc
się obok niego na skórzanej kanapie. Westchnęłam z ulgą mogąc wreszcie dać
odpocząć zmęczonym nogom. Gorąca herbata parzyła moje ręce, zmuszając, abym
postawiła ją na niewielkim stoliku przed sobą. Spojrzałam na Harrego, który
siedział sztywno na kanapie. Gdy tylko pochwycił moje spojrzenie uśmiechnął się
ciepło jak to zawsze miał w zwyczaju. Minęło tyle lat, a ja wciąż mogłam dostrzec
w jego oczach taką sama głęboką miłość, jaką darzył mnie kilkadziesiąt lat
temu.
-Darcy przysłała nam kartkę- oznajmił, wolnym gestem głowy
wskazując na stolik przed nami. Podążyłam za nim wzrokiem dopiero teraz zauważywszy
pocztówkę. Nachyliłam się, sięgając po nią.
Krajobraz na jednej z jej stron przedstawiał plaże, wysokie,
grube palmy, a w oddali zachód słońca. Kilka sekund później przekręciłam ją
sprawdzając co napisała Darcy.
„Mamo, tato, tak jak
mówiliście. To miejsce ma w sobie tyle magii, a do tego jest takie
romantyczne!! Jessica z Jonathanem nie
chcą w ogóle wracać do hotelu, tylko ciągle pluskając się w wodzie. Nawet
Francesca, która krzyczy mi przez ramię, abym Was pozdrowiła wcale nie chce
wracać do domu, nie do wiary prawda?
Pozdrawiamy Was gorąco, do zobaczenia wkrótce ”
Trzymana w moich rękach kartka lekko się zatrzęsła.
Opuszkiem palca dotknęłam miejsca w którym Darcy się podpisała. Uśmiechnęłam
się, łapiąc krótki oddech.
-A tak nie mogły przekonać się do Chorwacji- zaśmiałam się
spoglądając na Harrego.
-Jak widać wystarczy tylko postawić stopę na nieznanym
gruncie, aby przekonać się, że wcale nie jest taki niebezpieczny i straszny
jakim go sobie wyobrażaliśmy- na jego policzkach pojawiły się od lat niezmienne
dołeczki.
-Schowam ją do reszty- odparłam podnosząc się niezdarnie na
rękach.
Przemierzając pokój poczułam ogarniającą mnie złość, że tak
dużo czasu zajmuje mi ta czynność. W końcu dotarłam do szafy, w której od
zawsze trzymaliśmy wyjątkowe dla nas rzeczy, do których mieliśmy wielki
sentyment.
Otworzyłam dolną szufladę i po raz ostatni spojrzałam na
krajobraz widniejący na pocztówce. Kilka sekund później umieściłam ją w
średnich rozmiarów kartonie pełnym laurek, płyt i zdjęć. Z ciekawością
zajrzałam do jednego z mniejszych albumów, zastanawiając się co może w nim odkryć. Otworzyłam go ostrożnie.
Znalazłam zdjęcia przedstawiające mój stary dom, kiedy
jeszcze nie znałam Harrego, a moje dzieciństwo było ciężkie ze względu na
niedobrą sytuację finansową rodziców. Miałam już coś powiedzieć, jednak znów
poczułam nieprzyjemny ból w okolicach serca. Przyłożyłam rękę do miejsca, w
którym najbardziej bolało, wyczuwając jak szybko ono bije.
-Co robisz?- zapytał Harry przyglądając mi się z kanapy.
Zerknęłam w jego stronę posyłając ciepły uśmiech.
-Znalazłam zdjęcia z czasów kiedy mieszkałam w Dover-
oznajmiłam ponownie przenosząc wzrok na fotografie, które trzymałam w dłoni. -Masz
ochotę obejrzeć ?- zapytałam po chwili. Harry potwierdził moje przypuszczenia.
Objęłam karton i starając się nie rozsypać zdjęć, wróciłam do chłopaka. Styles
pomarszczoną dłonią sięgnął po jeden z albumów.
Przysunęłam się do niego bliżej.
-Poznajesz ją? -zapytał odwracając głowę w moją stronę.
Przyjrzałam się zdjęciu przedstawiającemu mnie z śliczną blondynką. To zdjęcie
nie pochodziło z Dover. Na pewno zrobione było już po przeprowadzce do stolicy.
-Charlotte- wyszeptałam. To było wiele lat temu. Obie
miałyśmy może po jakieś siedemnaście lat - O ile się nie mylę to chyba z
waszego koncertu, po którym postanowiłeś za mną pobiec- w pamięci próbowałam
przeszukiwać wszystkie zakamarki umysłu, szczegółowo przypominając sobie tamte
czasy.
Harry przewrócił stronę i tym razem naszym oczom ukazało się
nasze pierwsze wspólne zdjęcie.
-Tak to definitywnie po naszym koncercie- zaśmiał się
-Co cię tak śmieszy? -dałam mu kuksańca w bok, starając się
nie sprawić ani sobie, ani jemu bólu.
-Byłaś taka uparta- przyznał obejmując mnie ramieniem.- I
piękna- dodał szybko - Oczywiście wciąż jesteś dla mnie najpiękniejszą kobietą
na ziemi- tłumaczył się zawzięcie
Minęło tyle czasu, a
na moich policzkach znów zagościły rumieńce. Niektóre rzeczy nawet czas nie
zmieni.
-Flirtujesz ze mną staruszku?- drażniłam się z nim
-Wciąż jestem młody skarbie- Styles próbował naśladować uwodzicielski ton
głosu jednego z moich ulubionych amerykańskich aktorów. Szło mu całkiem nieźle.
-Twoja łysina i zmarszczki mówią co innego- przekomarzaliśmy
się dalej
-Czepisz się szczegółów. Parę operacji plastycznych i nawet
nie odróżnisz mnie od tego chłopaka na zdjęciu w tle- palcem wskazał siebie w
wieku siedemnastu lat. To zdjęcie było raczej robione z zaskoczenia. Stałam wtedy
w długiej kolejce czekając aż wreszcie przyjdzie moja kolej, aby chłopaki
podpisali mi swoją płytę. Moja głupia mina i wielkie jak orzeszki oczy
świadczyły, że byłam bardzo podekscytowana tym wszystkim.
-Nic nie musisz zmieniać. Dla mnie i taki jesteś idealny-
zapewniłam go.
Harry nachylił się składając pocałunek na moim czole.
-Kocham Cię, wiesz?- powiedział.
W odpowiedzi wtuliłam się w niego mocno, przyciskając głowę
do torsu.
-Ja ciebie też
W ciszy wróciliśmy do oglądania kolejnych fotografii.
Praktycznie cały album wypełniony był zdjęciami z tamtego dnia. Oprócz wygranej
taty w totka, Harry był kolejną niespodziankom w moim życiu, która przewróciła moje życie do
góry nogami.
-Patrz, to z tego wyjazdu z Camber- spojrzałam na
fotografię.
Zdjęcie przedstawiało prawie cały band, Eda Sheerana,
Daniele, mnie i Eleanor. Zayna z Perrie nie było na zdjęciu. Z tego co pamiętam
wrócili wcześniej do Londynu.
Wciąż nie mogłam uwierzyć, że czas
ucieka w tak błyskawicznym tempie.
Zamknęliśmy album zastanawiając
się, za który by się teraz wziąć. W końcu podniosłam ten, w którym dobrze
wiedziałam co się znajduje.
-O ile dobrze pamiętam to jeden z albumów
One Direction.- zaśmiał się. Potrząsnęłam twierdząco głową.
Otworzyłam zielony album,
poświęcony zdjęciom zespołu, w którym śpiewał Harry.
-Boże tyle wspomnień- mówił to
głosem świadczącym, że zaraz się rozklei.
Na samym początku znajdowały się
zdjęcia z pierwszych lat zespołu, wyjazdy do Afryki, aby pomóc biednym ludziom
i zdjęcia z mnóstwem nagród stojących w studio, w którym chłopcy nagrywali
kolejne utwory. Przewróciłam stronę;
-To z wyjazdu do Japonii- wskazał
palcem charakterystyczne japońskie lampiony w tle. Przyjrzałam się dokładnie
Harremu mającemu może z dwadzieścia lat. Był bardzo przystojny, szczupły i
czarujący. Przez tyle lat niewiele się zmieniło - Gdyby Zayn zobaczył to zdjęcie
chyba by wpadł w depresję.
Zastanawiałam się czy chodzi mu o
to, że Zayn od zawsze dbał bardzo o swój wygląd, który teraz nie ukrywajmy
bardzo się zmienił czy może o fakt, że od tamtego dnia minęło sporo czasu.
-Przywiozłeś mi wtedy kimono-
przypomniałam sobie nagle- Gdzieś powinnam go jeszcze mieć- mój umysł pracował
na najwyższych obrotach. Gdzie go mogłam
wsadzić?, zastanawiałam się.
Na kolejnej karcie znajdowały się
zdjęcia z różnych gal i ważnych koncertów. Brit Music Awards, Madison Square
Garden, premiera filmu o powstawaniu zespołu. Zdjęć było mnóstwo bo ich band
miał praktycznie z każdego wydarzenia choćby jedną fotografię. Niall, który
uwieczniał każde spotkanie z fanami na fotografiach, pewnego dnia przyszedł do
nas z ponad dwoma tysiącami zdjęć. Louis, Zayn i Liam dostali swoje kopie.
Dawniej śmieliśmy się z jego potrzeby uwieczniania wszystkiego na zdjęciach. Co
jak co, ale teraz wszyscy byliśmy za to blondasowi wdzięczni.
Ostatnie zdjęcie w albumie to
portret całej piątki. Uśmiechnięci, zadowoleni, a przede wszystkim szczęśliwi z
osiągnięcia swoich marzeń. To musiała być któraś z ich rocznic, bo każdy miał
na sobie dość wakacyjny strój i wyglądał na ponad dwadzieścia pięć lat.
-Czasami patrząc na te zdjęcia nie
mogę uwierzyć, że to wszystko naprawdę się mi przytrafiło- zerknęłam na niego,
prosząc, aby rozwinął swoją myśl. Harry patrzył to na mnie to na album, który
wciąż trzymałam na kolanach. Jednak on już nic więcej nie dodał.
-Zasłużyłeś na szczęście i wielu
udowodniłeś, że marzenia się spełniają jeśli tylko uparcie dążymy do ich
realizacji- zapewniłam głaszcząc po dłoni.
Zamilkliśmy na chwilę.
Zastanawiałam się o czym myśli,
którą część życia wspomina tak intensywnie.
-Szkoda, że wszystko już było-
westchnął pochylając głowę, by schować wzrok.
-Harry jeszcze nie umierasz,
jeszcze dużo się może wydarzyć- rzadko bywało tak, żebym to ja musiała go
pocieszać. Najczęściej to ja panikowałam i przejmowałam się niepotrzebnie, a on
latał i w kółko powtarzał, że narzekanie nic nie pomoże. Że trzeba zmierzyć się
z problemem i odnaleźć wyjście.
-Co osoba w moim wieku może
jeszcze osiągnąć?-
Miałam wrażenie, że dopadła go
nagła depresja. Westchnęłam.
-Jeśli tylko czegoś naprawdę byś
pragnął, na pewno byś to miał.- Nie poddawałam się.
Harry wreszcie spojrzał w moje
oczy.
Miałam wrażenie, że przez te lata
stracił swoją pewność siebie.
-Już to osiągnąłem. Mam wspaniałą
rodzinę- odparł patrząc głęboko w moje oczy. Uśmiechnęłam się czując motyle w brzuchu.
Nigdy bym nie pomyślała, że po tylu latach wciąż tam będą. Wiedziałam, że jeśli
uczucie jest prawdziwe to każdego dnia zakochujemy się w drugiej osobie coraz
mocniej , a miłość może przetrwać wszystko.
Odłożyłam album, aby sięgnąć po
plik nie schowanych do żadnego z albumów zdjęć.
Jedno z nich wypadło mi z rąk.
Westchnęłam niepocieszona iż muszę się zginać. Nachyliłam się po nie. Poczułam
lekkie zawroty głowy ostatnimi czasy pojawiające się coraz częściej. Ach ta
starość. Harrego gładził moje plecy, jakby chciał wesprzeć w tej czynności.
-Mam cię- wyszeptałam podnosząc
zdjęcie z podłogi.
Na początku nie wiedziałam co się
na nim znajduje, gdyż fotografia przewrócona była na białą stronę. Kiedy tylko
przekręciłam rękę tak, aby wreszcie dowiedzieć się z którego okresu mojego
życia pochodzi, wspomnienia wróciły, jakby działo się to dopiero wczoraj.
Na niewielkich rozmiarów
fotografii, znajdowała się liczna grupa ludzi. Wszyscy uśmiechnięci, w
eleganckich strojach, zadowoleni, że mogą brać udział w tej ważnej uroczystości. W centralnym punkcie,
pierwszego rzędu stała młoda dziewczyna, aż promieniała ze szczęścia. Jej długa
biała suknia podkreślała jak ważny to dla niej dzień. Tuż obok, po lewej stał
wyższy o kilkanaście centymetrów brunet. Uśmiech chłopaka również wskazywał, że
właśnie przeżywa najlepszy dzień w swoim
życiu. Gęsta czupryna loków wyjątkowo ujarzmiona przez fryzjera, dumnie
prezentowała się na zdjęciu. Para ukradkiem, niczym dwoje zakochanych w sobie
nastolatków chcących schować swoje uczucie przed niezadowolonymi rodzicami,
trzymała mocno złączone dłonie.
-Co tam masz?- Harry zakrztusił
się głośno, jednak po chwili zamilkł czekając na moją odpowiedzieć. Nawet nie
poczułam gdy po moich policzkach zaczęły płynąć
słone łzy. Zamknęłam na moment powieki, hamując emocje. Ilekroć
oglądałam te zdjęcia wciąż reagowałam tak samo. Łzy stały się nieodłączną częścią
takiej chwili.
-To zdjęcie z naszego wesela-
powiedziałam łapiąc krótkie oddechy. Harry położył swoją dłoń na mojej. Pasowała wciąż tak samo idealnie.
Zerknęłam ukradkiem na chłopaka widząc, że uśmiecha się szeroko. Kolonia
zmarszczek pojawiła się na jego policzkach, nie widząc jak to się dzieje, wciąż dodając mu nieskazitelnego uroku. –
Pamiętasz tamten dzień? –zapytałam doskonale znając odpowiedź. Harry zacisnął
mocniej swoją dłoń. Naciągnięta jasna
skóra uwydatniała wszystkie plamki powstałe na skórek starości.
-A pamiętasz oświadczyny?-
odpowiedzi pytaniem na pytanie.
Moja znacznie słabsza już pamięć
cofnęła się do momentu, który miał miejsce ponad sześćdziesiąt lat temu. Chwila
ta zapoczątkowała nasze wspólne życie.
–To był maj- przypomniałam z
uśmiechem na twarzy. Łzy przestały spływać, pozostawiając po sobie jedynie
nieprzyjemne uczucie na policzkach. –Tego samego dnia, w którym po raz pierwszy
się spotkaliśmy- obdarowałam go uśmiechem, pokazując, ze wciąż pamiętam. –
Tamtego dnia miałam nawal roboty w
pracy, a ty przyszedłeś do mojego biura szczęśliwy niczym mały szczeniak, który
dostał nową zabawkę - Harry pomimo swoich lat nie stracił tego cwaniackiego
wyrazu twarzy. Odwróciłam wzrok kierując go na wiśniowy dywan.
Tamten dzień chyba jak dla każdej
dziewczyny nigdy przenigdy nie straci na wartości.
To było czwartkowe późne
popołudnie. Siedziałam akurat z trzecia kawą nad jakimiś papierami. Tego dnia
po prostu nic nie potrafiłam zrobić, nie potrafiłam na niczym się skupić.
Miałam właśnie zabrać się za jakiś raport, gdy do biura ulokowanego w centrum
hałaśliwego Londynu wpadł Harry. Miał na sobie odświętną czarne spodnie,
niebieską bluzką z dopasowaną marynarką. Jeśli dobrze pamiętam właśnie dochodziła
szesnasta, a na dworze panowała wakacyjna pogoda.
-Co tutaj robisz skarbie? Mieliśmy się spotkać dopiero po
dziewiętnastej w domu.- zapytałam trochę zła, że przerwał mi pracę, ale i
szczęśliwa mogąc go widzieć.
-Nie mogłem czekać- wytłumaczył
uśmiechając się gorączkowo- Poza tym- dodał po chwili spuszczając głowę, wciąż
się szczerząc- Nie wziąłem kluczy.
Przewróciłam oczami, powoli
przyzwyczajając się do jego sklerozy. Wspólne mieszkanie kupiliśmy rok
wcześniej ulokowane w spokojnej okolicy Londynu z dala od zgiełku miasta.
Sięgnęłam do torebki przegrzebując
ją w poszukiwaniu kluczy. W końcu znalazłam zaginioną rzecz i już chciałam
podać ją Stylesowi, gdy ten mnie zatrzymał
- Zaczekaj- odparł zamykając moją
dłoń w jego wielkich, ciepłych.
Spojrzałam na Harrego kompletnie
nic nie rozumiejąc.
-Harry boli mnie głowa, mam
jeszcze raport do napisania- nie miałam ochoty na nic. Najchętniej położyłabym
się i spała, a tu jeszcze praca czeka. Styles posmutniał przenosząc wzrok na
Tracy, moją współwłaścicielkę i tym samym przyjaciółkę.
-Dasz radę napisać go za Lil?-
zapytał błagalnym tonem.
Tracy, niska brunetka o niezwykle
ciemnych oczach, patrzyła ze zdziwieniem to na Harrego to na mnie. Wzruszyłam
ramionami nie wiedząc co jej powiedzieć. – Tracy proszę- chłopak nie chciał
ustąpić. Dziewczyna na moment spuściła wzrok ogarniając nim zabałaganione
biurko. W końcu westchnęła rozkładając ręce.
-No dobra. Wynagrodzisz mi to
kiedyś –mrugnęła do mnie.
Harry podbiegł do dziewczyny
całując w czoło.
-Jeszcze zobaczysz, że nie
pożałujesz!!- zaświergotał. Przyznam szczerze, że ja też poczułam ulgę, a
świadomość, że jeden obowiązek mi odpadł, poczułam się nawet lepiej.
-W takim razie gdzie chcesz mnie
zabrać?- zapytałam uśmiechając się do niego.
-Zobaczysz- w jego głosie dało się
rozpoznać nutkę zdenerwowania, ale i podniecenia. Chłopak wyciągnął do mnie
swoją dłoń prosząc, abym ją chwyciła. Złapałam ją splatając nasze palce ze
sobą.
Przed biurem przy wąskim chodniku
stał samochód Stylesa. Chłopak otworzył mi drzwi, a następnie sam obszedł auto
dookoła.
-To gdzie jedziemy?- spróbowałam
jeszcze raz.
Harry odpalił silnik i puścił do
mnie oko
- Wszystko w swoim czasie.
Jechaliśmy już od dobrych
dziesięciu minut, zatrzymując się co jakiś czas na czerwonym świetle. Mój humor
poprawił się znacznie, a gdy z głośników radia popłynęły moje ulubione
piosenki, które parę dni temu nagrałam na płytę odzyskałam pogodę ducha.
-Kiedy powiesz mi coś więcej?-
zapytałam kompletnie nieświadoma co planował.
-Najpierw pojedziemy do pewnego
miejsca….- odpowiedział z trudem
próbując opanować szeroki uśmiech. Co on
kombinował?!, wciąż myślałam.
Światło zmieniło się na zielone, a
my trochę w zbyt szybkim tempie ruszyliśmy z miejsca, co spowodowało, że wbiłam
się w fotel. Spojrzałam na chłopaka, od razu zauważając, że jest jeszcze
bardziej zdenerwowany.
-Przepraszam- odparł, lekko
przygryzać dolną wargę.
Minęliśmy parę przecznic
wjeżdżając na Oxford Street. Powoli zaczynałam rozumieć dokąd jedziemy.
-Wieziesz mnie do Regent’s Park,
prawda?- zapytałam chcąc mieć świadomość miejsca, w które zmierzaliśmy.
-Tak- odpowiedział krótko,
uśmiechając się szeroko.
Po kilku minutach samochód
zatrzymał się na parkingu, a my wyszliśmy na zewnątrz.
Harry złapał mnie za rękę.
-Chodź.
Weszliśmy przez główne wejście.
Wolnym krokiem, jakby nigdy nic ruszyliśmy w niewiadomą mi stronę. Jakaś
starsza pan z wózkiem, w którym siedział uśmiechnięty mały chłopiec, zmierzyła
nas wzrokiem. Zignorowałam ją, co po tak długim czasie bycia z Harrym wydawało
się być codziennością.
-Dlaczego nie chciałeś powiedzieć
mi, że jedziemy do parku? Przynajmniej przebrałabym się w coś mniej biurowego-
dociekałam z dezaprobatą patrząc na czarną spódnice i biała bluzkę z czarnym
kołnierzykiem.
-Liliana, jesteś idealnie ubrana-
zaśmiał się, unosząc głowę. Popatrzyłam na niego wzrokiem mówiącym, że albo ja
zwariowałam albo on. Może to przez ten ból głowy?
Kilka minut później, przedarliśmy
się przez szkolną wycieczkę zwiedzającą park i najprawdopodobniej ZOO w końcu,
wychodząc wprost na wzgórze.
-Primrose Hill, mogłam się
domyśleć.- Harry na moment puścił moją dłoń, po czym schylił głowę chowając
spojrzenie. Nie wiedziałam dlaczego tak dziwnie się zachowywał. Spróbowałam
tego nie zauważać.
-Usiądziemy?- zapytał niepewnie
Pokiwałam głową.
Już miałam usiąść, jednak na
moment zastygłam, zastanawiając się tępo czy nie zniszczę stroju. Jednak gdy
Harry, który już siedział wygonie na trawie, spojrzał na mnie z dołu, oczami
tak bardzo pragnącymi, abym to zrobiła, nie mogłam mu się sprzeciwić.
-Poczekaj dam ci marynarkę -chłopak
natychmiast zdjął z siebie odzienie i szybko złożył w niewielki prostokąt -
Siadaj- powiedział kładąc marynarkę na trawie.
Przez chwile siedzieliśmy w ciszy
wsłuchując się w odgłosy miasta, kompletnie zapominając o pracy i obowiązkach.
Zastanawiałam się dlaczego mnie tutaj dzisiaj zabrał.
Postanowiłam więc o to zapytać;
-Czy coś się złego stało? - Pamiętałam
doskonale, że to właśnie tutaj Harry zawsze wracał gdy miał jakiś problem.
-Nie, na szczęście nie-
powiedział, bawiąc się źdźbłem trawy.
-To dlaczego tutaj przyszliśmy?-
nie dawałam za wygraną. Loczek podniósł głowę na moment przenosząc wzrok w
stronę miejsca, skąd z gęstwiny drzew wyłaniała się wąska dróżka. To miejsce
trochę zmieniło się przez te siedem lat.
- Pamiętasz naszą pierwszą poważna
kłótnię?- zapytał patrząc prosto w moje oczy. W jego dostrzegłam ból, który
pomimo tylu lat wciąż nie dawał mu spokoju za to, że pocałował Carę.
Przełknęłam ślinę spuszczając wzrok, jednak szybko powróciłam do oczu chłopaka.
-Tak pamiętam, ale Harry- na
moment zastopowałam skupiając całą jego uwagę na sobie- To przeszłość. Było
dawno, zniknęło i nie powinniśmy już więcej o tym rozmawiać.
-Do końca życia będę dziękował ci
i Bogu- uniósł oczy do góry, pokazując prawdziwość jego słów- za to, że mi wybaczyłaś.
– Uśmiechnęłam się w duchu po raz enty mając dowód na to, że Harremu naprawdę
na mnie zależało. – To tutaj również po raz pierwszy przyszliśmy, gdy świat
dowiedział się, że jesteśmy parą - Nie byłam do końca tego pewna, bo czas robi
z pamięciom swoje, ale słuchałam uważnie. Harry wciąż nie odrywał ode mnie
oczu. Niewielki wietrzyk zawiał delikatnie dotykając koniuszków jego włosów- To
tutaj również otworzyłaś się przede mną, a ja przed tobą.
Nie musiał nic więcej dodawać,
doskonale wiedziałam, że chodzi o moje blizny. Odruchowo spojrzałam na rękę.
Wciąż tam były. Przez tyle lat straciły na swojej intensywności, lecz można
było je dostrzec jeśli ktoś bardzo by tego chciał.
Milczeliśmy jakiś czas,
prawdopodobnie obydwoje cofając się pamięciom do przeszłości
-Tak to miejsce ma swoja magię-
westchnęłam cicho. Pamiętam, jak Harry opowiadał o swoim ojcu, rozwodzie
rodziców i innych ważnych dla niego sprawach. Obraz jego mokrych od płaczu oczu
do końca życia zapadnie w mojej pamięci.
Nagle Harry energicznie podniósł
się z ziemi.
-Dobra, zbierajmy się
-Już??!?- zapytałam zdziwiona
-Tak, mamy jeszcze coś do
zrobienia- odparł, na jego twarzy znów zagościł cwaniacki uśmieszek.
Wróciliśmy do auta.
-To dokąd teraz? -moja ciekawość
sięgała zenitu
-Wszystko w swoim czasie
-Kolejne tajemnicze miejsce
niespodzianka?- uparcie ciągnęłam. Składając ręce na piersiach.
-Zobaczysz- odparł krótko, wciąż
nie mógł przestać się śmiać.
-Jesteś dzisiaj bardzo tajemniczy- stwierdziłam, gdy kierowaliśmy się w stronę
pałacu Westministerstwa.
-Za to mnie kochasz- puścił do
mnie oczko.
Nie miałam pojęcia co w niego
dzisiaj wstąpiło, jednak postanowiłam czekać wiedząc, że i tak wkrótce się
dowiem. Harry przyhamował, jadąc teraz w zbyt wolnym tempie jak na niego samego.
-Co się stało?- zapytałam nie
widząc kompletnie żywej duszy na naszej drodze. Oczywiście, martwej też nie.
Nic mi nie odpowiedział. Na
początku nie wiedziałam gdzie jesteśmy, jednak po chwili po mojej prawej
stronie, zauważyłam znajome miejsce. Miejsce, w którym po raz pierwszy
spotkałam się z Harrym sam na sam. Doskonale pamiętałam drogę, po której szłam,
wychodząc wściekła z koncertu. Rzuciłam mu
pytające spojrzenie lecz ten po raz kolejny udawał, że to nic takiego. Kiedy
oddaliliśmy się na tyle, żeby śmiało można powiedzieć, że nawet gdy bardzo się
wysilę nie zobaczę już pamiętnych miejsc, Styles przyspieszył. Opadłam na
fotelu powoli zaczynając się denerwować. Mój wzrok padł małą figurkę ludzika z brytyjską
flagą z logo biurka, w którym podpisaliśmy akt kupna mieszkania. Co ona tu
robiła? Przecież doskonale pamiętałam jak zanosiłam ją do mieszkania i
stawiałam na półce obok telewizora, a nie tutaj na kokpicie auta.
- Moja mama chciałaby wpaść w
odwiedziny z Gemma w przyszłą sobotę- poinformował mnie parę minut później.
-O to świetnie!! Może zaprosimy i
moich rodziców i zrobimy kolację?- zaproponowałam doskonale wiedząc, że moja
rodzicielka byłaby niepocieszona gdyby Annie przyjechała do Londynu nawet jej
nie odwiedzając. Harry posłała mi swój czarujący uśmiech.
Zanim się zorientowałam już
wyjechaliśmy z Londynu i teraz mknęliśmy
w nieznanym mi kierunku.
-Tylko nie mów ze jedziemy do Camber…- zaśmiałam się
nerwowo.
-Znacznie bliżej- odpowiedziała
zadowolony, że nie wiem wciąż gdzie mnie zabiera.
To stawało się już naprawdę
wkurzające. Nie jestem cierpliwą osoba, nigdy nie byłam i trudno się dziwić, że
tak reagowałam. Westchnęłam opierając głowę o zagłówek fotela.
Podróż zakończyła się po ponad
dwudziestu minutach. Niepewnie wyjrzałam przed okno próbując rozpoznać okolice.
W oddali znajdowało się duże jezioro, a tuż obok knajpa., która nie pozostawiła
wątpliwości gdzie się znajdowaliśmy.
-British Hawaii? -zapytałam
retorycznie, przenosząc wzrok na Loczka.
-Poznajesz?- uśmiech nie schodził
mu z twarzy
-Oczywiście, że tak!! Minęło kupę
lat!- jak mogłabym zapomnieć o tym miejscu?
To właśnie tutaj Harry zabrał mnie na pierwszą randkę.
-Mam nadzieję, że jesteś głodnaHarry nie czekając na odpowiedź wysiadł z samochodu, po czym obchodząc go, otworzył przede mną drzwi. Chwyciłam jego dłoń pozwalając się powieść.
Idąc po drewnianych schodach, prowadzących do restauracji mogłam doskonale zaobserwować jak niewiele od tamtej pory się zmieniło. Restauracja stała się jedynie bardziej klimatyczna niż dawniej, jednak nie straciła tamtejszej magii.
Harry gestem głowy wskazał stolik nad brzegiem jeziora. Powracając pamięcią do przeszłości zastanawiałam się czy to przypadkiem nie ten sam, na którym siedzieliśmy tamtego wieczoru.
-Dlaczego wcześniej tutaj nie przyjeżdżaliśmy? -zastanawiałam się głośno, gdy już zamówiliśmy jedzenie
-Właściwie to nie wiem. Może to kwestia naszej sklerozy albo braku czasu- odparł rozglądając się dookoła.
-To co takiego sprawiło, że akurat dzisiaj się tutaj znaleźliśmy?- powoli sama sobie zaczynałam się dziwić, że tak go podchodzę. Z drugiej jednak strony dzisiaj wcale nie mieliśmy dużo czasu.
-Pomyślałem, że trzeba zrobić coś na spontana, oderwać się od rzeczywistości i trochę zaszaleć- Styles zaczął bawić się srebrnym widelcem, obracając go w okół własnej osi.
-Tylko to szaleństwo może odbić się na moich zarobkach- stwierdziłam ponuro szybko, jednak dodając- Ale doceniam gest, skarbie- wyciągnęłam do niego swoją dłoń. Chłopak natychmiast przykrył ją swoją.
-Dobrze wiesz, że nie musisz pracować. Moje zarobki są na tyle duże, aby utrzymać nas oboje i zapewne jeszcze czwórkę dzieci.
Dlaczego wspomniał o dzieciach?,pomyślałam .
Nie chciałam się z nim kłócić, nie dzisiaj, nie było sensu.
Nie byliśmy nawet narzeczeństwem i Harry nie musiał mnie utrzymywać. Z resztą nie dałabym rady siedzieć w domu i nic nie robić. To nie dla mnie. Chciałam rozwijać się zawodowo. Lecz nigdy w życiu nie chciałabym go stracić.
-Stek dla pani, prawda?- dopiero teraz zorientowałam się, że nad nami stoi wysoki kelner z dwoma talerzami. Rozdzieliliśmy nasze dłonie, prostując się na krześle.
-Tak dla mnie- potwierdziłam
Chwilkę później Harry dostał swoje owoce morza
-Tak wiele się zmieniło przez te siedem lat.-powiedział.Zastanawiałam się czy mówi o życiu czy o tej restauracji. Nie przerwałam mu jednak pozwalając dalej mówić.- Dorośliśmy, zamieszkaliśmy razem- w tej chwili chłopak podniósł głowę z nad talerza patrząc na mnie tym cudownym spojrzeniem. - Spotkaliśmy tylu nowych ludzi- loczek powrócił do grzebania widelcem w talerzu.
-Ale my się nie zmieliliśmy. Wciąż mamy siebie- zapewniłam.
-I to jest najważniejsze- przyznał.
Gdzieś w oddali usłyszałam dobrze mi znaną melodię.
-Słyszysz?- zapytał uśmiechając się czule. Wsłuchałam się w piosenkę próbując przypomnieć sobie jej tytuł. Nagle mnie olśniło.
-Kiss Me?- miałam wrażenie, że to wszystko jest zaplanowane, że Harry odtwarzał wydarzenia sprzed kilku lat.
-Zatańczymy?- zapytał wstając z krzesła.
-Jasne- odłożyłam sztućce na talerz, po czym dołączyłam do niego.
Poszliśmy na parkiet wtulając się w siebie nawzajem. Tak długo z nim jestem, a moja miłość nie przygasła, ani trochę. Wręcz przeciwnie, poznałam go lepiej i dzięki temu mogę kochać go mocniej.
Tkwiliśmy tak przez całą piosenkę, uspokojeni, pochłonięci myślami i wspomnieniami.
Gdy melodia ucichła, Harry szepnął mi do ucha.
-Poczekaj tutaj na mnie- jego głos był prawie niesłyszalny, jednak wyczułam ze się czymś denerwował. Znałam go na tyle dobrze, żeby zauważyć że dzisiaj coś się z nim działo, był inny, poddenerwowany i tajemniczy.
Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, chłopak pocałował mnie w czoło i po chwili szybkim krokiem oddalił się w stronę wyjścia z restauracji. Stanęłam z bok opierając się o drewniany słup. Może jest chory i po prostu stąd wynikało to całe zdenerwowanie ? Głowiłam się zaczynając się naprawdę martwić. Wiele par stojących na parkiecie zaczęło tańczyć do kolejnych utworów. Powoli zrobiło się ciemno przez co restauracja oświetlana była głownie przez małe, rozproszone światła w bocznych częściach restauracji, na zewnątrz zaś przez świece stojące przy każdym ze stolików.
Nagle muzyka ucichła, zwracając uwagę gości na niewielką scenę. Podniosłam głowę sprawdzając co się dzieje. Moje oczy padły prosto na stojącego tam Harrego. W ręku trzymał mikrofon. Nie wiedziałam co planował, jednak moje serce podskoczyło w klatce piersiowej.
-Przepraszam wszystkich za przerwanie tańca, ale chciałbym coś powiedzieć- chłopak przeleciał wzrokiem gości, szukając pośród nich mojej osoby.
W końcu mnie odnalazł. Przesłałam mu nerwowy uśmiech. Skupił na mnie całą swoją uwagę.
- You're the one that God had made for me
You're the one who's always in my dreams.
The one who keeps me goin'
When I can't go on
The one that I've been waiting for
For so long.... - tak wiem, śpiewałem a miałem mówić- niektórzy z zebranych zaśmiali się głośno. -Dobra ale teraz już konkrety. Wśród was jest moja dziewczyna- zamilkł na moment gestem głowy prosząc, abym podeszła bliżej- Liliano, kochanie podejdź bliżej. - Zrobiłam to o co mnie prosił, nogi miałam jak z waty, a serce chciało wyrwać się z klatki. Słyszałam wśród gości szepty, jednak byłam zbyt zdenerwowana, aby zareagować. Harry podszedł do krawędzi sceny. -Choć tutaj do mnie- wyciągnął wolną dłoń prosząc, abym dotrzymała mu towarzystwa na scenie. Przełknęłam ślinę, łapiąc następnie chłopaka za rękę. Gdy już stałam obok niego, na moment spojrzałam na zebraną publikę, tym samym stresując się jeszcze bardziej. Harry odchrząknął po czym stanął na wprost mnie. Jego oczy wpatrzone były w moje.- Liliano, pewnie zastanawiasz się przez cały dzień co mi odbija- zaśmiałam się cicho- Jeśli można by odpowiedzieć na to pytanie odpowiedź byłaby prosta; miłość- nie wiem czy moje serce mogło bić jeszcze mocniej. Harry oblizał usta przygryzając na koniec dolną wargę- Dzisiejsza podróż nie była przypadkowa, Primrose Hill, miejsce w którym po raz pierwszy się spotkaliśmy, ta restauracja. To wszystko to mała część naszej wspólnej historii. Uwierz mi, miałem pomysł zabrać cię do Camber lub Chorwacji, jednak mogłabyś uznać, że chcę cię uprowadzić- zrobił głupią minę. Zaśmiałam się powoli nie mogłam przestać hamować łez- Przy tobie stają się sobą, nie muszę przed niczego udawać ani uśmiechać się sztucznie do aparatu. To ty dajesz mi największe szczęście i cholera, żałuję ze nie spotkałem cię jeszcze wcześniej. - pokręcił głową jakby chciał tym samym obwinić los - Gdyby dano mi drugie życie znalazłbym cię wcześniej by móc kochać się w tobie dłużej- cała się trzęsłam, a łzy płynęły po policzkach w szybkim tempie. Teraz wszystko stawało się jasne. Już wiedziałam dlaczego byliśmy w tych wszystkich miejscach. W pewnej chwili Harry wyjął z kieszeni marynarki małe czerwone pudełeczko w kształcie serca i ukląkł przede mną. Serce walnęło mi mocno wiedząc co za chwilę się stanie. Styles otworzył je. W środku znajdował się prześliczny pierścionek z małymi brylancikami. Harry wyjął go, podnosząc głowę, aby móc patrzeć mi prosto w oczy.
- Liliano, wyjdziesz za mnie?- powiedział zdenerwowanym głosem.
Na moment wstrzymała się od odpowiedzi bo płacz nie dawał za wygraną. Emocje wzięły górę. Nie mogłam sobie wyobrazić lepszych zaręczyn. To wszystko wydawało się być snem, jednak nim nie było. Byłam tu na prawdę, to wszystko działo się w rzeczywistości. Widząc, że Harry robi się blady, a uśmiech powoli znika postanowiłam odpowiedzieć. Nie mogłam trzymać go dłużej w nie pewności. Wzięłam głęboki oddech, dłonie kładąc na jego policzkach.
-Tak, wyjdę za ciebie- wychlipałam.
Styles wstał energicznie łapiąc mnie w objęcia.
-Już myślałem ze się nie zgodzisz- powiedział szeptem
-Nie mogłabym się nie zgodzić. Kocham cię. -Harry pocałował mnie w usta. Z oddali słyszałam jak zebrani przy scenie ludzie klaszczą. Styles na moment odsunął mnie od siebie, aby włożyć na mój palec pierścionek. Spojrzałam w jego teraz szkliste oczy.
To był jedne z najpiękniejszych dni w moim życiu.
-Liliana? -głos Harrego przywrócił mnie do rzeczywistości. Spojrzałam na niego- Chyba odpłynęłaś na moment- zaśmiał się
Obdarowałam go uśmiechem. Postanowiłam wykorzystać ta okazję, aby o coś go spytać.
-Harry powiesz mi wreszcie kto położył na masce twojego auta bukiet czerwonych róż w dniu, w którym mi się oświadczyłeś? Nie mówiąc już o płatkach różnych kwiatów w całym samochodzie?
Loczek zaśmiał się jeszcze głośniej, krztusząc na koniec.
-Nie wiem kto to zrobił- odpowiedział po chwili. Popatrzyłam na niego dobrze wiedząc, że kłamie
-Nie powiesz mi?- próbowałam dalej
-Niektóre rzeczy powinny zostać tajemnicą- mrugnął do mnie. W odpowiedzi fuknęłam na niego niezadowolona. Podejrzewałam, że nigdy nie dowiem się tego.
-Pamiętasz naszą przysięgę
małżeńską? – w odpowiedzi zaświeciły mu się oczy. Odchrząknęłam oblizując usta, aby po
chwili zacytować- I przyrzekam ci miłość wierność i uczciwość małżeńską oraz,
że cię nie opuszczę aż do śmierci.- zaśmiałam się wspominając zdenerwowanie chwili, gdy cały kościół patrzy na ciebie- Co było dalej? –zapytałam
niewinnie. Harry uśmiechnął się odsłaniając rząd zębów.
-Mogę ci przypomnieć.
Nachyliliśmy się w swoja stronę,
aby po chwili cieszyć się pocałunkiem. Był krótki, ale intensywny i wciąż
taki sam jak dawniej –szczery.
Po chwili powróciliśmy do poprzedniej pozy. Czując, że znów zaraz zacznę płakać, postanowiłam zmienić temat, przyglądając kolejne fotografie.
Tym razem natrafiłam na zdjęcia przedstawiające naszą dwójkę, moich rodziców oraz Annie. Fotografia musiała pochodzić z naszego wesela.
-Pamiętasz radość naszych mam na wieść, że będą rodziną?- zapytałam w głębi duszy czując ból na wspomnienie mamy.
-Pamiętam- westchnął, kładąc siwa głowę na moim ramieniu.Słyszałam jego cichu świszczący oddech- Ach ci nasi kochani rodzice.
W moich oczach znów zaczęły zbierać się łzy. Kochana mamusia, powiedziałam sobie w duchu, próbując opanować emocje.
-Wszystko zmienia się przez lata prawie codziennie...-Harry powiedział to tak cicho, że niemal można było usłyszeć każde uderzenie wskazówki zegara.
Odłożyłam plik zdjęć, nie chcąc wracać do wspomnień o rodzicach. Schowałam fotografie do kartonu i sięgnęłam po kolejny, mając nadzieję, że trafię na coś co nie wydoła u mnie łez.
Na samym wierzchu kupki leżało jedno zrobione kilka lat po naszym ślubie.
-O rany, to mała Francesca?- Harry nawet po tylu latach
oglądając zdjęcia nie umiał rozpoznać, która to Darcy, a która Francesca.
-Nie, to Darcy głuptasie- wyprowadziłam go szybko z błędu.
Jedno musiałam przyznać. Nasze córki będąc kilkudniowymi istotkami były
identyczne. Jedyne co ich różniło to wiek.
Francesca, starsza z
dziewczynek była żeńską kopią Harrego. Kręcone ciemne włosy, o które zawsze
toczyliśmy spór po kim je odziedziczyła, duże zielone oczy i rumiane policzki, w
których przy każdym z uśmiechów pojawiały się malutkie dołeczki. Była nasza
małą laleczką, idealna pod każdym względem.
Darcy to zupełnie jej
przeciwieństwo. Proste znacznie jaśniejsze pasma, niebieskie figlarne oczy i
pulchne policzki. Z czasem ich wygląd nabierał bardziej indywidualnych cech,
przeradzając z małych dziewczynek w
dorosłe kobiety, z których zawsze byliśmy dumni.
-Zawsze je mylę na zdjęciach- przyznał niechętnie. Zdjęcie
przedstawiało mnie na łóżku szpitalnym, małą Darcy, którą Harry tulił do siebie.
To było zaledwie kilka dni po porodzie. Nie zapomnę jak Loczek wariował, kiedy zaczynałam mieć pierwsze skurcze. Chłopak wychodził z siebie, aby tylko mi
pomóc.
-Przepraszam, że tak bardzo krzyczałam na ciebie gdy
rodziłam- zaśmiałam się powracając myślami do chwili, kiedy doznawałam najbardziej
bolesnych skurczów.
-To normalne skarbie- zapewnił całując w policzek.
Gdy mała
wreszcie przyszła na świat Harry z początku bał się wziąć dzieciątko na ręce, ale gdy wreszcie się przełamał, nie mogłam jej od niego zabrać. Spojrzałam na
kolejne zdjęcie.
-To moje ulubione- stwierdziłam patrząc na fotografię
przedstawiającą Harrego w bujanym fotelu w naszym domu. Na rękach miał Darcy.
Oboje spali. To jedno z najcudowniejszych zdjęć ze wszystkich albumów.
-To były czasy- przyznał. Styles to
jeden z najlepszych ojców jakiego można
było sobie wyobrazić. Zawsze chciał wyręczać mnie we wszystkim i nawet w nocy, gdy któreś z naszych córek nie miało pory karmienia, latał z pokoju do pokoju i usypiał dziewczynki piosenkami.
Kiedyś mieliśmy zdjęcie, na których
cała nasza czwórka spała wtulona w siebie, jednak z czasem zdjęcie gdzieś
zaginęło. Bardzo tego żałowałam.
-No dobra to znajdźmy jeszcze jedne i chodźmy spać. Dochodzi
dwudziesta trzecia- Harry poklepał mnie po kolanie, po czym losowo wyciągnął
album. Chwilę przyglądał się fotografii. Po jego minie mogłam stwierdzić, że na
pewno jest to coś zabawnego- Twoje ostatnie urodziny- odwrócił zdjęcie w
drżących dłoniach. Przypatrzyłam się mu uważnie. Zdjęcie przedstawiało mnie,
Danielle i Kristin, siostrę Charlotte. Wygłupiałyśmy się robiąc śmieszne miny.
Ktoś oglądający te zdjęcia mógłby stwierdzić, że to jakieś trzy wariatki, które uciekły z domu starców.
Zaśmiałam się szczerze, wspominając tamte urodziny.
W pewnym momencie znów
poczułam ból w klatce piersiowej. Spoważniałam natychmiast, jednak wciąż
uśmiechnęłam się, nie chcąc martwić Loczka.
-Schowasz zdjęcia? Pójdę do łazienki- powiedziałam wstając ciężko z
kanapy.
Przedarłam się przez pokój w niektórych miejscach zabałaganiony przez
zabawki Jonathana. Suwając się powoli po salonie zatrzymałam się jeszcze na
moment w progu drzwi, aby spojrzeć na Harrego, który wkładał właśnie zdjęcia
do kartonu. Wydawało mi się, że wciąż o czyś myślał, że coś go przytłacza i
pochłania cały umysł. Westchnęłam ponownie ruszając.
"Jeden krok do przodu przybliża Cię do przyszłości, lecz jeden krok w tył nie cofa tego co już było"
Łazienka znajdowała się
obok kuchni czyli na drugim końcu korytarza. Dotykając ręką ściany, wolnym
krokiem zmierzałam ku niej. Gdy wreszcie znalazłam się w jej wnętrzu
porównywałam swoje osiągnięcie do zdobycia szczytu Mont Blanc. W życiu
człowieka nadchodzi taki czas, gdy nawet najprostsze codzienne
czynności są nie lada wyzwaniem.
Zapaliłam światło tuż nad lustrem.
W jego odbiciu ukazała się niska siwa kobieta, z masa zmarszczek na całej
twarzy. Niebieski oczy już nie tak intensywne jak dawniej patrzyły na dziewczynę
po drugiej stronie lustra.
Nagle poczułam przeszywający ból w klatce
piersiowej. Dotknęłam prawą dłonią miejsca, w którym znajdowało się serce.
Takiego bólu nie czułam jeszcze nigdy. Lewą ręką podtrzymywałam się jeszcze kilka sekund zlewu, jednak chwilę później poczułam jak osuwam się na ziemie.
Ułamki sekund później lewa skroń pulsowała mi w szalonym tempie.
Później nie
było już nic.
***PERSPEKTYWA
HARREGO***
Odłożyłem zdjęcia na miejsce, po czym powróciłem do kanapy. W
telewizji leciały po raz enty te same odcinki seriali i kompletnie nie wydawało
się być to ciekawe. Coś podświadomie nakazało mi sprawdzić czy
wszystko z Lil w porządku. Wydawała się być trochę zmęczona. Może to przez te
wszystkie wspomnienia, które postanowiła dzisiaj przywołać? Podniosłem swoje
stare ciało i dość szybkim krokiem skierowałem się do łazienki.
-Lili czy wszystko w porządku? -zapytałem próbując mówić na
tyle głośno, aby mogła mnie usłyszeć. Nikt nie odpowiedział. Przyspieszyłem
kroku i gdy tylko dotarłem pod same drzwi zapytałem ponownie - Lili, wszystko w
porządku?- w domu zapanowała grobowa cisza. Nie czekając już ani chwili dłużej
otworzyłem drzwi łazienki. Na początku nic nie wydawało się być niepokojące,
wydawało mi się ze Lil chyba po prostu nie ma w ubikacji.
I wtedy spojrzałem na
podłogę. Mój oddech na moment zamarł, a ja rzuciłem się padając przy niej na
kolanach.
-Liliana!- krzyknąłem cucąc ją po policzkach. Była zimna, z
lewej skroni ciekła stróżka krwi - Liliana!- powtarzałem łamiącym się głosem. Przyłożyłem ucho do jej ust nie słysząc ani
jednego oddechu. Gdy na moment
odzyskałem panowanie nad sobą sięgnąłem po telefon wybierając alarmowy numer.
-Chciałbym wezwać kartkę, moja żona nie oddycha - płakałem
głośno nie kryjąc rozpaczy.
-Proszę się uspokoić i podać nam swój adres- powiedział głos w słuchawce.
-Rider Fox 32/45
-Już wysyłamy karetkę
Rozłączyłem się rzucając telefon na podłogę.
-Liliana- schyliłem się kładąc głowę na jej klatce piersiowej. Czułem że to koniec, że już nic nie da się zrobić. Zostałem sam
-
Kocham cię, nie rób mi tego- krzyczałem połykając łzy- Wróć! Mieliśmy jeszcze
tyle planów. Mieliśmy jechać na twoje upragnione Filipiny- błagałem. Twarz Liliany była poważna, blada bez tych rumieńców na twarzy i żadnych emocji. Krew brudziła jej czoło spływając poziomo po czole. Wytarłem w rękaw czerwone plamy chcąc oczyścić twarz ukochanej.
Krew natychmiast wsiąkła w sweter pozostawiając czerwone kleksy. Zapłakałem
żałośnie. Modliłem się gorączkowo o jej powrót do życia.
-Proszę obudź się, proszę, powiem ci kto położył te kwiaty
na samochodzie tylko błagam obudź się! - następnie skierowałem głowę wysoko w
gorę- Boże nie zabieraj mi jej!!
Moje prośby i modlitwy z góry skazane były na przegraną.
Wiedziałem o tym i tym bardziej nie mogłem uwierzyć w to co się stało.
Moje
życie legło w gruzach.
***
"Póki nosisz kogoś w sercu nigdy go nie stracisz"
Nie wiem jak długo tu już jestem. Czas w tym miejscu nie gra
żadnej roli. Nagle strumień rozproszonego, jasnego światła przedarł się przez gęstą zasłonę ciemności.
Coś mimowolnie popchnęło mnie do przodu, cichym głosem nawołując moje imię
Liliana, Liliana…. Dźwięk był łagodny, cichy i taki ujmujący. Jak małe dziecko,
nie mogące oprzeć się pokusie spróbowania świeżo upieczonego ciasta, mknęłam w
nienaturalnym, płynnym tempie. Światłość stawała się coraz jaśniejsza,
oślepiając moje stare oczy. Zmrużyłam je, pragnąc niczego nie przegapić. Sunęłam
się kolejne metry, w oddali słysząc śmiechy dzieci. Gdzie jestem?, pomyślałam.
W pewnej chwili światło straciło na swojej intensywności pozwalając rozeznać
się w terenie. W oddali widziałam mnóstwo ludzi, wszyscy na twarzach
mieli uśmiech. Niektórzy z nich rozpoznałam na miejscu.
-Mama?- zapytałam
Starsza kobieta łudząco przypominała moją rodzicielkę. Kobieta stała
wciąż w tym samym miejscu. Obok niej mężczyzna, wysoki i podstarzały.
-Tato?- wyglądał na szczęśliwego, jednak nic nie mówił.
Ojciec przeniósł wzrok na kogoś stojącego nieopodal. Powiodłam spojrzeniem w tym samym kierunku. Mała, zgrabna kobiecina machała do mnie ciepło. Chciało mi się
płakać, jednak nie potrafiłam uronić ani jednej łzy. To miejsce nie pozwalało
na takie rzeczy. Właściwie skąd to wiedziałam? Czułam jakby ktoś wpoił mi zasady panujące w tym
miejscu. Porównując wygląd babci ze swoim nie różniłyśmy się bardzo. Teraz
byłyśmy w tym samy wieku. Tak bardzo się za nimi stęskniła. Tak bardzo
pragnęłam, aby ktoś przytulił mnie do siebie i powiedział, że wszystko będzie
dobrze. Miałam Harrego, jednak to nawet nie zastąpi matczynego rękawa, gdy on jest jeszcze na ziemi. Ruszyłam
do przodu wciąż nie przyzwyczajona do płynności ruchów. Po chwili
zarówno babcia jak i rodzice nakazali mi stanąć. Czułam między nami jakąś
niewidzialną barierę oddzielając nas od siebie. Zatrzymałam się zmartwiona, że
nawet w raju nie mogę zrobić rzeczy tak banalnej, jak uścisk bliskiej osoby. Moja
rodzina była w tym momencie nieosiągalna. Co takiego to powodowało?
Nagle ktoś,
ten sam głos co poprzednio, nakazał mi odwrócić się. Nie mając innego wyboru
zrobiłam to o co mnie prosił. Ile ja tu jestem już dni? Może lat?
Niespodziewanie drzwi do raju otworzyły się. Znów oślepił mnie ten sam blask co
wcześniej, jednak teraz o dziwo oczy wcale mnie nie bolały i bez problemu
mogłam patrzeć nawet w najjaśniejszy punkt. Jakaś sylwetka stawała się coraz
bardziej wyraźna. Była to postać wysoka, lekko przygarbiona i na bank był to
mężczyzna. Gdy przeszedł barierę światła wreszcie ujrzałam go w całości.
-Harry- wyszeptałam bardziej do siebie niż do kogoś innego.
Chłopak był zdenerwowany, jednak słysząc mój głos zaczął rozglądać się w
poszukiwaniu źródła dźwięku. – Tutaj- dodałam nakierowując go. W końcu mnie
ujrzał.
Ruszyłam w jego stronę, tym
razem nie zostałam zatrzymana przez żadna barierę. Harry rozszył ramiona łapiąc
mnie w mocny uścisk. Nie czułam jego zapachu, ani dotyku, ale wiedziałam, że
mimo to coś podświadomie pozwala nam cieszyć się obecnością drugiego.
-Tęskniłem za tobą- powiedział bez tego ochrypłego już
głosu. Był zdrowy i nic go nie bolało. Tak samo jak mnie. Wciąż
byliśmy starymi, poczciwymi staruszkami, którzy odnaleźli się w niebie by móc
spędzić ze sobą wieczność. Chwyciłam Harrego za rękę prowadząc go w głąb raju.
To nie było już to samo trzymanie za rękę jak za czasów, kiedy byliśmy razem na
ziemi, ale wciąż było to wyjątkowe uczucie, mimo naszej niematerialności.
-Mamy całą wieczność- powiedział uśmiechając się uśmiechem, w którym po raz pierwszy od bardzo
dawna widziałam cechy typowe dla Harrego w wieku siedemnastu lat.
Liliana splotła mocno dłoń z Harrym śmiejąc się przy tym jak
mała dziewczynka. Razem oddalali się od wejścia do raju, aby móc poznawać razem
każdy zakamarek tego nowego świata. Ich sylwetki stawały się coraz mniej
wyraźne, jednak z oddali promieniowała od nich miłość. Miłość która jeśli tylko
jest prawdziwa przetrwa wszystko, aby po życiu na ziemi rozpocząć kolejną
wspólną wędrówkę po nieznanym. Gdzieś w głębi dusz wciąż byli zakochanymi po
uszy nastolatkami, których los połączył niezwykłym uczuciem. Ich miłość była na
tyle silna i prawdziwa, aby mogli odnaleźć się nawet po śmierci. Teraz mogą
mieć pewność ze niezależnie od wszystkie wygrali życiową grę, pełną pułapek i
trudności losowych, aby cieszyć się bezkresnością i brakiem trosk.
Razem.
Na
zawsze.
KONIEC
PODZIĘKOWANIA
Na początek chciałabym powiedzieć, że pisząc ten rozdział płakałam. Płakałam bo strasznie przywiązałam się do Liliany i Harrego i nie raz miałam wrażenie, że Lil na prawdę jest z Hazzą. Ani razu nie podałam wieku w jakim zmarła Lil, ani kiedy się zaręczyli, ale dosyć łatwo jest do tego dojść :). Pisząc go zadawałam sobie co chwilę pytanie; wybaczycie mi taki koniec? Mimo wszystko mam nadzieję, że wciąż mnie lubicie!! Chciałabym zauważyć, że ta historia mimo wszystko zakończyła się szczęśliwie. Lil i Harry mieli dobre życie i przede wszystkim byli szczęśliwi( jeśli komuś nie odpowiada epilog zawsze może uznać, że go nie ma i skończyć czytać YOLO na 34 rozdziale)
Chciałabym, aby każda czytająca ten blog osoba "wzięła" cząstkę Lili dla siebie. Aby pokazała Wam, że prawdziwa miłość istnieje i wystarczy tylko poczekać na odpowiednią osobę. Może to głupio zabrzmi, ale mam nadzieję, że będziecie czuć jej obecność. Dokładnie 6 miesięcy temu zaczęłam pisać to opowiadanie i na samym początku myślałam, że nie podołam bo to moje pierwsze opowiadanie, że mało kto go będzie czytać.
DZIĘKUJĘ, DZIĘKUJĘ DZIĘKUJĘ za ponad 40 tysięcy wejść, 46 obserwatorów i niezliczoną ilość osób czytających tego bloga( ostatnio czytałam wszystkie wasze komentarze i naliczyłam się Was ponad 60). Mam nadzieję, że żadne z Was nie zawaliło przeze mnie żadnych egzaminów! xD Dlaczego skończyłam go po 34 rozdziałach? Bo stwierdziłam, że za bardzo przesłodzę to opowiadanie i straci swoją magię. Pomysł na epilog wpadł mi do głowy ponad dwa miesiące temu + ściśle wiąże się z prologiem. Wciąż to czytasz? Wow, dziękuję! Już zaraz kończę. Jestem Wam wdzięczna za każdy choćby najkrótszy komentarz. Gdyby nie on prawdopodobnie nie byłoby tego bloga. Nie żałuję, że go założyłam i jestem wdzięczna mu za to, że poznałam tak wiele wspaniałych Directionerek ! Kocham Was wszystkie całym sercem. Pisząc to opowiadanie brałam pod uwagę fakt jak mógłby w rzeczywistości zachować się Harry w danej sytuacji. Mam nadzieję, że dobrze to odzwierciedliłam. Dlaczego tak skończyłam YOLO? Nie chciałam go kończyć jakoś banalnie(choć pewnie i tak jest banalny), bo chciałam, aby zapadł Wam głęboko w pamięć. Jeśli chodzi o blog, on nie zniknie. Wciąż będę publikować tu imaginy ( Without Reason jest tylko pobocznym blogiem). Jeśli chcecie o coś zapytać, pogadać, follow back lub coś innego piszcie do mnie. Jestem otwarta na nowe znajomości i chętnie Was poznam ;)Jeśli będzie sporo pytań wkrótce opublikuje z nimi wszystkimi post. A teraz ostatnia poważna prośba. Czy mogłabym liczyć na Was, abyście pod tym postem w komentarzu(lub TT lub jeszcze gdzieś indziej) każda osoba która czytała to opowiadanie napisała mi szczerze co o nim myśli? W przynajmniej pięciu zdaniach? Pomimo tego, że stresuję się bardzo co napiszecie jest to dla mnie ważne, bo zależy od tego mój kolejny blog + chciałabym zobaczyć ile w rzeczywistości Was czytało go. PROSZĘ, poświęćcie swoje pięć minut na to.
Teraz odrywam się od Liliany, która stała się dla mnie jak siostra, każdej z Was daje cząstkę jej i jeszcze raz dziękuję bardzo za to, że tu byliście i chcieliście to czytać.
Marysia xxxx