Obudziłam się kolejnego ranka, czując się jak nowo
narodzona. Spałam nadzwyczajną jak dla mnie liczbę godzin, a do tego czułam, że
to będzie dobry dzień. Do pokoju przez pół odsłonięte okno wpadały ciepłe
promienie słońca. Podniosłam się ostrożnie, opierając na przedramionach. Koc
pod którym spaliśmy był kompletnie skopany w drugim końcu łóżka. Poruszyłam
palcami u stóp czując jak bardzo są nierozciągnięte. Moja nocna koszulka
zadarła się do góry odsłaniając nogi. Spojrzałam na Harrego, który spał odwrócony
głową w przeciwną stronę. Z jego ust wydobywało się ciche chrapanie, a klatka
piersiowa spokojnie unosiła się do góry, to opadała. Jego silne ręce splecione
razem, leżały na brzuchu. Spał tylko w slipkach, co od razu wywołało u mnie
nutkę satysfakcji, że do woli mogę się mu przyglądać. Swoje duże stopy, chowały się pod zmiętoszonym kocem. Harry chrapnął głośno, uspokajając się po chwili. Ten
dźwięk spowodował, że chciało mi się śmiać. Zakryłam dłonią usta tłumiąc w nich
śmiech. Nie chcąc obudzić Loczka, powoli wyślizgnęłam się z łóżka,starając się robić przy
tym jak najmniej hałasu. Drewniana podłoga zaskrzypiała cicho pod moim
ciężarem. Przechodząc wolnym krokiem do salonu, za zasłoniętych rolet dużych
okien dobiegł mnie głośny śmiech
dzieci i te nieustanne śpiewy cykad. Ostrożnie podciągnęłam je do góry i od
razu zmrużyłam oczy. Słońce padało prosto w okna, błyskawicznie zalewając salon
światłem . Przeszłam do kuchni wstawiając wodę w czajniku, po czym otworzyłam lodówkę zastanawiając
się na co możemy mieć ochotę.
-Hej - niski, zaspany głos Loczka lekko mnie wystraszył.
Chłopak przecierał zaspane oczy, przemierzając właśnie drogę z ssalonu do
kuchni. Jego bujne włosy, teraz kompletnie przyklapnięte do twarzy, krzyczały
prosząc się o kontakt ze szczotką
-Witaj – odpowiedziałam całując chłopaka, gdy tylko pojawił
się obok. Jego nieprzytomne oczy błądziły po mojej twarzy – Na co masz
ochotę? –gestem głowy wskazałam na słoik z dżemem morelowym i cztery leżące na
blacie jajka.
-Dżem- odpowiedział krótko przeciągając się. Gdy podniósł
ręce, mój wzrok automatycznie powędrował do lewego, pokrytego mnóstwem tatuaży
ramienia. Nie rozumiałam znaczenia niektórych z nich, tak wielkiego, aby od razu
to sobie tatuować, ale cóż. Pokochałam go nie dla tatuaży i tego powinnam
się trzymać. Podałam mu dżem, a sama zabrałam z blatu chleb, po czym dołączyłam
do stołu.
-Co chcesz dzisiaj robić? – zapytał z pełną buzią. Tak
naprawdę nie wiedziałam na co mam szczególnie ochotę. Było jeszcze tak wiele
miejsc do obejrzenia, których zapewne nie będę mieć okazji zwiedzić,
jednak z niesmakiem popatrzyłam na swoje
dłonie. Były jasne, ale nie tak bardzo jak Perrie. Opalenizna z Camber prawie
cała znikła i aż prosiła się o kolejną dawkę słońca.
-Może najpierw plaża, a później coś wymyślimy dalej?
–zaproponowałam, nie mając wątpliwości, że Loczek się zgodzi. Worki pod
zielonymi oczami powoli znikały dodając twarzy chłopaka pogodniejszego
wyrazu.
-Trzeba będzie zajrzeć później do Prestona – przerwał na
moment opierając się rękoma o stół. –Może twój tata tak do końca mnie nie
zabije.... – mrugnął do mnie.
Z domku na plaże ruszyliśmy niecałą godzinę później. Słońce
przygrzewało jeszcze mocniej niż wczoraj, a bez okularów nawet na chwilę nie
dało się wytrzymać. Miałam na sobie tylko kostium i lekką tunikę, a mimo to pot
lał się mi się po czole.
Mieliśmy zamiar rozłożyć się tuż przy wejściu do
naszego domku, tam gdzie wczoraj pływaliśmy, jednak trzeba było o tym zapomnieć... Cały ten teren oblężony był przez grupę turystów z pięciorgiem małych dzieci,
których piski powodowały ból w uszach. Zdecydowaliśmy, że pójdziemy kawałek
dalej, na plażę z równiejszym terenem. Szliśmy dość szybko, pragnąc czym
prędzej znaleźć się w cieniu. Gdy wreszcie tam doszliśmy mało nie padłam ze
śmiechu i gorąca zarazem. To miejsce było równie rozchwytywane jak poprzednie. Harry
klął pod nosem mówiąc coś o wolnych plażach, o których Louis wciskał mu kit.
Jednak we wszystkim powinno się widzieć i te pozytywne strony. Trochę dalej,
znajdowało się wystarczająco dużo miejsca na nasza dwójkę. Minęłam Loczka,
gestem głowy oznajmiając, żeby szedł za mną.
-Lil, możemy przyjść na plażę później….- Harry przedzierał
się za mną, mijając rozłożonych na nieco kamienistej plaży ludzi. Jakiś facet
rzucił mi wrogie spojrzenie, jednak zbytnio się tym nie przejęłam. Przedzierając
się do wolnego miejsca, jakbym przeskakiwała z kamienia na kamień w poprzek
rzeki, zadowolona wreszcie stanęłam z satysfakcjonującym uśmiechem patrząc na
minę Hazzy.
-Dla nas wystarczy, nie narzekaj – chłopak zmarszczył nos
tworząc na nim parę poprzecznych zmarszczek. Pokazałam mu język, kochając nasze
przekomarzania. Rozłożyłam karimatę, a dopiero później ręcznik. Bez niej
nie dałoby się leżeć na tej powierzchni, no chyba, że ktoś życzył sobie
akupunkturę. Ściągnęłam tunikę czując się przy tym nieswojo. Miałam wrażenie,
że wszyscy się na mnie gapią. Okropne uczucie.
Leżeliśmy, opalaliśmy się, co jakiś czas coś jedliśmy.
-Kiedy wychodzi wasz album? –zapytałam plackiem rozwalona na
ręczniku, gorące promienie słońca powodowały, że jeszcze trochę i usnęłabym.
-Trzy tygodnie do premiery – Harry leżał tuż obok, nie
widziałam co robił, jednak czułam jak jego ręka co jakiś czas dotyka mojej.
Nagle jakiś owad zaczął krążyć nad moją głową, brzęcząc przy tym niemiłosiernie.
Gwałtownie podniosłam się odganiając go rękoma.
-Spokojnie, już odleciał- przez moment nie wiedziałam czy te
słowa skierowane były do mnie. Zaczęłam rozglądać się szukając tej osoby. Młoda
dziewczyna z okazałym ciążowym brzuszkiem siedziała pod parasolom uśmiechając
się radośnie. Przełknęłam ślinę spłoszona nieco, faktem iż ktoś mnie
obserwował.
-Skąd wiedziałaś, że mówię po angielsku?- zapytałam głupio.
-Słyszałam przez przypadek waszą rozmowę. Tak przy okazji
jestem Rose- przedstawiła się machającą do mnie przyjacielsko. Jej druga ręką
powolnymi ruchami masowała brzuch.
-Liliana – odpowiedziałam nie wiedząc o co zapytać. Miała
rude, krótkie włosy sięgające nieco za uszy, nie miałam pojęcia ile mogła mieć
lat, ale nie wydawała się być wiele starsza ode mnie. Oblizałam spierzchnięte od
słońca wargi, po czym zapytałam ciągnąc rozmowę
-Jesteś z Anglii?- do tego czasu dosyć rzadko słyszałam tutaj
ojczysty język, ale świadomość, że ktoś może być z tego samego kraju dodawała
tej znajomości przyszłości.
-Tak, a konkretnie z Manchesteru. A wy? –zapytała z
ciekawością przyglądając się raz mnie, raz Harremu.
-Z Londynu – Harry opary na jednej ręce i odwrócony bokiem w
naszą stronę z zainteresowaniem przysłuchiwał się naszej rozmowie. Powiodłam
wzrokiem w stronę Rose, która mrużyła oczy. Wydawało mi się, że na moment się
nad czymś zamyśliła.
-Mam wrażenie, że skądś was kojarzę. Może już się kiedyś spotkaliśmy?
– zapytała wciąż z miną świadczącą, że przeszukuje wszystkie skrawki mózgu w
poszukiwaniu odpowiedzi. Uśmiechnęłam się, ciesząc się, że rozmawia z nami bo
nie wie, że to Harry Styles, ale po prostu jakaś para z Anglii. Zerknęłam na
Harolda, który z udawaną powagą potrząsał przecząco głową.
-Nieee, nie kojarzę cię. Raczej widzimy się teraz po raz
pierwszy. Tak w ogóle jestem Harry.
-Rose- dziewczyna ponownie się przedstawiła. Zastanawiałam
się w którym jest miesiącu, jednak nie wypadało o to pytać.
-Rose, jak się czujesz? – jakiś męski głos dobiegł za moich
pleców. Odwróciłam głowę widząc ogolonego na łyso chłopaka. Spojrzałam na Rose
patrzącą się na niego z miłością.
-Nie martw się tak o mnie! Wszystko jest już okej – chłopak
nachylił się nad nią, całując po chwili w czoło. Następnie usiadł na wolnym ręczniku
wyczekująco spoglądając to na naszą dwójkę to na Rose.
-Matthew, to Liliana iiiii – przerwała na moment nie mogąc
sobie przypomnieć imienia Loczka.
-Harry- odpowiedziałam równocześnie z nim.
-Tak, to Liliana i Harry. Matthew, mój chłopak i narzeczony –
dodała po chwili podnosząc prawą dłoń, na której lśnił w słońcu pierścionek. Czy
to możliwe, że pomimo tak dziecinnie wyglądającej twarzy była tak naprawdę na
tyle dorosła, aby już wychodzić za mąż? No i ten brzuch, pomyślałam.
-Macie ochotę na piwo? – zapytał Matthew otwierając koszyk z
którego wyjął trzy butelki napoju. Potrząsnęłam przecząco głową, a Harry
zgodził się na jedno. Chłopaki otworzyli piwo na koniec stukając szkła o
siebie.
-Matthew jest przewrażliwiony, rano miałam lekkie nudności –wytłumaczyła
ponownie głaszcząc okrągły brzuch.
-Po prostu nie chcę, aby coś się stało Nessie, wiesz, że już
sam lot był ryzykowny….- Chłopak darzył dziewczynę ogromną miłością. Poznałam
ich zaledwie kilka minut temu, ale to było widać. Moje myśli uciekły w dziwnym
kierunku. Wyobraziłam sobie siebie w ciąży. To była dziwne uczucie, jednak bardzo
zastanawiające. Czy Harry byłby dobrym ojcem? Przypominając sobie zdjęcia z Lux
i tamten dzień, kiedy opiekował się ze mną Michaelem bez trudu mogłam
powiedzieć, że tak, byłby dobrym ojcem. Jego ogromne dłonie otaczające
maleńkie, kruche ciało dziecka. Drobna twarzyczka, uśmiechającą się zielonymi
oczami i szczerbata buźką do Harrego. Wszystko to było tylko wyobrażeniem, nie
możemy spieszyć się z takimi rzeczami. Jesteśmy po prostu za to za młodzi,
jednak z całą swoją mocą chciałabym spędzić życie właśnie z nim.
-Rose, powinniśmy powoli wracać do hotelu Jest już za duszo
– Matthew cholernie troszczył się o Rose. Nie mogłam uwierzyć, że na tym świecie
są jeszcze tacy mężczyźni.
-Miło było was poznać- dziewczyna powoli podtrzymywana przez
Matta, opornymi ruchami wstała z ręcznika.
-Nawet nie zdążyliśmy się lepiej poznać! Może pójdziecie z
nami do restauracji koło siedemnastej? Planowaliśmy zjeść tam ostatnią kolację bo jutro
rano wylatujemy - Matthew uniósł do góry krzaczastą brew. Ja nie miałam nic
przeciwko. Para wydawała się być w porządku.
-Czemu nie? Też jutro wracamy do domu, więc może być fajnie
– Harry na szczęście poparł ich pomysł.
Wymieniliśmy się numerami komórek, a Rose podała adres
restauracji do której mieliśmy się udać. Pożegnaliśmy się z nimi odprowadzając
ich wzrokiem do momentu, aż zniknęli za drzewami.
-Wydają się być sympatyczni – skomentował Harry, parę naście
minut po tym jak zostaliśmy sami. - Jak
myślisz, ile mają lat? –zapytał
-Wydaje mi się, że coś koło osiemnastu. Ciebie też zdziwił
fakt, że ona jest w ciąży?
Harry pokiwał twierdząco głową. Nie miałam pojęcia dlaczego
ten szczegół wydał się nam obojgu tak istotny.
Do domku wróciliśmy koło piętnastej i już mogłabym przysiąc,
że zaczynam czuć spieczone plecy. Zostały dwie godziny do wyjścia, a ja nie
miałam pojęcia co robić, dlatego z nudów przegrzebała walizkę odnajdując aparat
fotograficzny.
-Co robisz? –zapytał Loczek nie wiadomo dlaczego zmywający
naczynia, które zalegały w zlewie.
-Robię ci zdjęcie tak na wypadek, gdyby w przyszłości nikt
nie chciał mi wierzyć, że słowo zlew plus brudne naczynia plus ty nie ma
jakiejś sprzeczności.- Zażartowałam wiedząc, że zaraz się uśmiechnie. Gdy to
nastąpiło, przybliżyłam zoomem obiektyw robiąc mu zdjęcie. Po chwili aparat
wydał dźwięk świadczący, że zdjęcie już jest gotowe. Spojrzałam na nie, mimowolnie się uśmiechając. Harry z zadowoloną buzią, z dwoma uroczymi
dołeczkami patrzy na coś poniżej jego głowy. Loki ułożone na prawą stronę
wesoło odstają na końcach. To zdjęcie było dla mnie wyjątkowe i już wiedziałam,
że gdy tylko wrócimy do domu od razu je wywołam. Wstałam z kanapy i ruszyłam na
dwór. Nie mogłam nie zrobić zdjęć morzu. Wapienne skały w dolnej części
fotografii, po lewej rozłożyste zielone drzewo i lazurowe morze w tle. Takich
fotek narobiłam mnóstwo.
Do domku wróciłam około godziny później.
-Zostawiałaś mnie – Harry z odchyloną do tyłu głowa siedział
na kanapie i patrzył się na mnie wzrokiem a'la kot ze Shreka. Cyknęłam mu
pamiątkową fotkę po czym sprzedałam całusa.- Od razu lepiej- uśmiechnął się. - Pokażesz mi zdjęcia?
-Później, muszę zacząć się szykować. Mamy niewiele czasu!-
odpowiedziałam z przerażeniem patrząc na tykający zegarek na ścianie.
Do Chorwacji nie brałam zbyt dużo rzeczy, jednak nie mogłam
zapomnieć o jakiejś eleganckiej sukience. Otworzyłam walizkę, wyciągając z niej, na szczęście nie zgniecioną, biszkoptową sukienkę. Była idealna, krótka,
przewiewna a zarazem pełną elegancji i dobra na taki klimat. Przebrałam się w
nią po szybkim prysznicu, włosy splotłam w luźnego warkocza i na zakończenie nałożyłam
makijaż. Wychodząc z łazienki oślepił mnie flesz aparatu. Na moment zamknęłam
oczy próbując pozbyć się mroczków.
-HARRYY!
-Nie gniewaj się – chłopak pocałował mnie w policzek. Po dłuższej chwili wreszcie odzyskałam pełną kontrolę nad oczami, dzięki
czemu mogłam zobaczyć, że chłopak ma lekko zakłopotaną minę – Przepraszam
-W porządku – uśmiechnęłam się. Nie mogłam się na niego
gniewać. Nie za takie bzdury.
-Gotowa? –zapytał obejmując mnie w talii i przyciągając do
siebie.
-Gotowa.
Złapałam torebkę po czym ruszyliśmy w drogę.
Restauracja nie znajdowała się daleko, dzięki czemu po
piętnastu minutach doszliśmy tam piechotą. Słońce zeszło na tyle, aby można
było pozwolić sobie na takie wędrówki. Gdyby to było południe umieralibyśmy z
gorąca, a zamiast pachnieć perfumami, śmierdzieli byśmy potem. Weszliśmy do
klimatyzowanej restauracji, oblężonej przez klientów. Na jasnych ścianach
wisiały obrazy podobne do tych z naszego domku. Z oddali dostrzegłam Rose
machając w naszym kierunku z tarasowej części restauracji. Wskazałam ją Harremu, po czym
razem ze splecionymi dłońmi dołączyliśmy do nich.
-Ślicznie wyglądasz- Rose objęła mnie jakbyśmy znały się już
kupę lat. Dziewczyna była bardzo otwarta osoba, co na pewno przysporzyło jej, liczego grona przyjaciół.
Usiedliśmy przy czteroosobowym stoliku naprzeciw siebie.
Harry zajął miejsce po mojej lewej, po prawej zaś miałam barierkę, a za nią
widok na plaże i Adriatyk. Lepszego miejsca nie mogłam sobie wymarzyć.
-Daleko stąd macie hotel? –zapytał Matthew odsłaniając rząd
zębów. Chłopak miał wesołe, troskliwe piwne oczy, które doskonale podkreśliła
czarna koszulka z krótkim rękawkiem.
-Nie, dosyć bliski, może jakieś dziesięć góra
piętnaście minut stąd- Harry próbował oszacować odległość.- A wy?
-Dwa hotele stąd- Rose głową wskazała na niski budynek,
o którym, miałam nadzieje, myśli.
Kelner parę naście minut później podszedł do nas z naszym
zamówieniem.
-Owoce morza i sałatka, proszę- młody mężczyzna, władający
łamaną angielszczyzną postawił talerz pełen smakołyków przed Matthewu, jednak
chwile później zorientował się, że to
nie jego zamówienie.
-Lil? Ty przypadkiem nie zamawiałaś tego? – dopiero teraz
zorientowałam się, że i owszem miałam na talerzu owoce morza, ale ze złym
sosem.
-Tak masz rację. – zaśmiałam się podnosząc talerz, aby
wymienić się z chłopakiem.
Kiedy Matthew podał mi swój, jego ręka przykuła moja uwagę.
Te charakterystyczne poziome linie. Nie zauważyłam ich przedtem. Było ich
znacznie więcej, gdy tylko przeniosłam wzroku w gorę. Ciągnęły się aż do wysokość zgięcia ręki. Przełknęłam ślinę, sparaliżowana tym co właśnie
widziałam. Odebrałam talerz od chłopaka. Odruchowo dotknęłam pod stołem swoich
własnych blizn. Matthew może mieć kawałek swojej przeszłości nie tak bardzo
odległej od mojej. Mój oddech znacznie przyspieszył. Przypomniały mi się czasy gdy
to wszystko się zaczęło. Kiedy nieprzytomna leżałam na podłodze, gotowa umrzeć
zostawiając wszystko za sobą. Musiałam unormować oddech, aby żadne z nich nie
zauważyło mojego dziwnego zachowania.
Zjedliśmy posiłek śmiejąc się i
opowiadając różne zabawne historie. Jednak ja wciąż grałam zadowoloną. Przez cały
czas uważnie przyglądałam się Matthewu, próbując choćby przez moment spostrzec
jego zachowanie, które mogłoby świadczyć, że jednak coś jest nie okej.
Nic
takiego nie wyłapałam.
-Przepraszam na moment, ale musze zapalić, a nie chciałabym
żeby Rose to wdychała.- Matthew odsunął krzesło oddalając się na znaczna
odległość i zatrzymując się dopiero na drugim końcu tarasu.
***PERSPEKTYWA HARREGO***
Siedziałem przy stole z Rose i Lili wciąż zastanawiając się
czy Lili widziała blizny Mattthewa. Jeśli tak, to świetnie to przede mnę ukrywała
i nie dała po sobie poznać , albo po prostu nic nie widziała.
-Który to miesiąc?- zapytała
Rose pogładziła brzuch po czym dumnie odpowiedziała.
-Prawie szósty.
-Dziewczynka?- zapytałem niepewnie, bo nie pamiętałem
imienia o jakim mówili wcześniej.
-Ness.
Korciło mnie, aby zapytać o coś Matthewu, jednak nie
wiedziałem co powiedzieć dziewczynom, ale w końcu bez ogródek odparłem;
-Nie będę wam przeszkadzać w babskich rozmowach i pójdę do
Matthewa.
Liliana i Rose
pokiwały głowami. Odchodząc słyszałem jeszcze jak się z czegoś śmieją. Ruszyłem
w stronę chłopaka zatrzymując się dopiero obok niego.
-Hej- przywitałem się zwracając jego uwagę. Matt zaciągnął
się papierosem, po czym wypuszczając kłąb dymu posunął się trochę, abym mógł
oprzeć się o barierkę tuż obok niego. Powiew od morza rozwiał moje włosy
zakrywając mi prawie w całości oczy. Odgarnąłem je, obiecując że gdy tylko
wrócimy do domu pójdę do fryzjera.
-Masz fajną dziewczynę. Pilnuj jej – powiedział. Były to
bardziej przyjacielskie słowa niż jakieś ostrzeżenie przed nim samym
-To robię- odpowiedziałem spoglądając na Lil. Dziewczyna
uśmiechała się, gestykulując przy czymś.
Tkwiliśmy przez moment w ciszy.
-Długo ze sobą jesteście? – zapytałem próbując podtrzymać
rozmowę. Matthew oparł się ponownie o barierkę, krzyżując na piersiach dłonie.
-Trzy lata przeszło –odpowiedział uśmiechając się . Ponownie
zaciągając się papierosem. Czułem się trochę nieswojo, że w ogolę o to pytam jednak uznałem, że i tak
już tego nie odwrócę.
-Tworzycie zgraną
rodzinkę – powiedziałem wyobrażając sobie jakby to było spodziewać się dziecka.
Taka mała istotka krzątającą się pomiędzy
nami, wesoło śmiejąca, gdy bawiłbym się z nią na plaży.
-Ty z Lilianą też do siebie pasujecie- odparł zanosząc się
głośnym kaszlem. Stałem od niego zaledwie kilka centymetrów, a dym papierosowy
powoli dostawał się i do moich płuc. Nabrałem powietrza, jednak to tylko
pogorszyło sprawę i teraz i ja zaniosłem się kaszlem.
-Mogę cię o coś zapytać? – mój cięty język wyprzedził myśli.
Przygryzłem go lekko karcąc się za to.
-Jasne wal – Matthew strzepnął spaloną część papierosa do
popielniczki spoglądając mi w oczy z zaciekawieniem. Odruchowo wzrokiem
powędrowałem do jego wewnętrznej części przedramienia. Chłopak to zauważył i
schował ją szybko za siebie.
-Twoja ręka – zacząłem prosząc w myślach, abym nie musiał
dalej grać głupka i sam zaczął tłumaczyć – o ile będzie chciał.
-Cos z nią nie tak? –zapytał lekko nerwowym śmiechem
-Wiesz o co mi chodzi- patrzyłem w popękane w niektórych miejscach płytki. To będzie dziwna rozmowa jednak musiałem o to zapytać.
Chciałem wiedzieć co go spotkało. To bardziej pochodziło z troski o Lil niż z
jakiegoś innego powodu.
-To był trudny okres- westchnął poddając się. Wyrzucił
niedopałek papierosa na podłogę przygniatając go po chwili butem.
-Jak to skończyłeś? Bo nie uwierzę, że pewnego dnia po
prostu powiedziałeś sobie „Hej, ale po co to w ogolę robię?” – zapytałem
uważnie obserwując jego twarz. Jego oczy posmutniały, aby po chwili ukazały się
w nich iskierki radości.
-Poznałem Rose- przestał mi ciepły uśmiech. – To było dość
dziwne bo ona jak jakiś anioł nagle spadła mi z nieba uwalniając od tego- mówił
wolno. Był skupiony, prawdopodobnie myślami pogrążony we wspomnieniach tamtych
czasów.- Trafiłem do szpitala, miałem piętnaście lat, wiesz? – pokręcił z niedowierzaniem głową. Ona przyszła wtedy do
swojej matki, pielęgniarki, która zajmowała się mną – Matthew uśmiechnął się pod
nosem. -Dlaczego w ogóle o to pytasz?
Zastanawiałem się kilka sekund co powinienem odpowiedzieć.
-Tak po prostu- wzruszyłem ramionami.
Mattew oparł się bokiem o barierkę patrząc prosto w moje
oczy
-Harry, ludzie nie pytają o to tak po prostu….
Chłopak był bystry i mówił prawdę, jeśli człowiek nie ma
żadnego interesu, po prostu udaje, że tego nie widzi dla dobra tej osoby.
-Lil też to kiedyś robiła- powiedziałem krótko, te słowa
wystrzeliły z moich ust jak z procy
Milczeliśmy. Przełknąłem głośno ślinę mając nadzieję, że nie
będziemy kontynuować tego tematu. Dopiero teraz, gdy zszedł on w kierunku Lil poczułem jak niezręczny musi być dla samego Matthewa.
-Powinienem przestać palić
Chwała Ci z to Matt, pomyślałem żałośnie.
-To nie jest łatwe- powiedziałem jakbym rozmawiał z pięcioletnim
dzieckiem, nie mającym pojęcia o życiu.
-Wiem. Kiedy dowiedziałem się, że zostanę ojcem przyrzekłem
sobie, że z tym skończę, ale jak widać tego nie da się tak po prostu oduczyć …..
-Mój przyjaciel też pali, wiem coć o tych trudnościach –
próbowałem pocieszyć chłopaka.
-Ale pewnie nie wpadł z dziewczyną, co? –spojrzałem na
niego przerażonym spojrzeniem. W jego oczach widziałem wstyd z faktu, że
przyznał się do tego.
-Wy wpadliście?- zapytałem próbując przy tym nie otworzyć
buzi. Matthew pokiwał twierdząco głową. Teraz mogłem złożyć fakty w całość, on
miał zaledwie osiemnaście lat. Kto w tym wieku chce z własnej woli brać ślub i rodzić dzieci?
-Ale kocham Rose i teraz nie wyobrażam sobie bez niej życia,
ani bez Ness pomimo, że jest dopiero w drodze- zapewnił uśmiechając się
pogodnie. Podobał mi się to w nim. Pomimo wielu trosk i przeżyć przyjął to co
dale mu los. Będzie ojcem i nie martwi się ze ma zaledwie osiemnaście lat.
-Choć. Wrócimy do nich- zachęcił wymijając mnie.
****
Było mi żal rozstawać się z Rose, ale nie mogłam nic na to poradzić. Jeszcze
bardziej przykro było wyjeżdżać z tego kraju. Z Rose i Matthewu rozstaliśmy się
po dobrze przegadanych czterech godzinach. Miałam wrażenie, że dziewczyna jest
jedną z tych osób, z którymi na pewno stałabym się dobrą przyjaciółką. O
bliznach Matthewu próbowałem nie myśleć, choć wciąż gdzieś w głębi mojego umysły
krążyła myśl, że kto wie, może gdyby sprawy potoczyły się inaczej nie byłoby
zarówno mnie jak i jego na tym świecie.
Wracaliśmy z Harrym betonową ścieką tuż nad morzem pogrążeni
we własnych myślach, gdy z przeciwka zbliżały się w naszą stronę dwie
wyzywająco ubrane, platynowe blondynki. Już z daleka słychać było ich głośne
śmiechy i widać było slalomową drogę. Nie lubiłam takich sytuacji. Od razu
przypomniało mi to o Carze. Kiedy dziewczyny znalazły się na tyle blisko, aby
móc doskonale przyjrzeć się Harremu, spuściłam wzrok nie chcąc widzieć jak
blondynki gwałcą go wzrokiem. Po chwili
usłyszałam szeptaninę między nimi.
-Liliana? – Harry pociągnął mnie na tylko silnie, żebym się
zatrzymała. Nie zdążyłam nawet zapytać o co chodzi gdy chłopak przywarł swoje
usta do moich. Całował delikatnie i czule. Uśmiechnęłam się mimowolnie w
odpowiedzi na jego nagły napływu uczuć. Zanim Harry cokolwiek powiedział blondynki
wyminęły nas koślawym krokiem, głośno przy tym komentując nasze zachowanie. Nic z tego nie zrozumiałam bo to co mówiły przypominało bardziej hiszpański lub
włoski niż angielski. Szybko zrozumiałam dlaczego Loczek tak się zachował.
Chciał, abym wreszcie przestała myśleć o Carze i udowodnić mi , że tylko ja
się dla niego liczę, a nie jakieś platyny. A przynajmniej miałam taką nadzieję. Złączyliśmy dłonie idąc dalej
w kierunku naszego domku. Nie mogłam oponować mimiki twarzy i bez przerwy
uśmiechałam się.
Gdy dotarliśmy do domku zmęczona usiadłam na kanapie w
salonie i zaczęłam przeglądać zrobione dzisiaj zdjęcia.
-Nie poczekałaś na mnie!!- Harry z miną małego szczeniaka
usiadł z impetem na łóżku obok mnie.
-Dopiero go włączyłam, nic nie straciłeś- odpowiedziałam
obracając aparat tak, aby i on mógł zobaczyć ekran.
Oglądaliśmy każde zdjęcie komentując przy tym minę jakie na
nich robiliśmy. Było ich na tyle duo, że gdzieś w połowie poczułam znużenie tą
czynnością, a Harry powoli bardziej koncentrował się na przeczesywaniu moich włosów niż patrzeniu w ekran.
-Zajmijmy się sobą… - wymruczał odganiając moje włosy, aby
mieć idealny dostęp do szyi.
-Przecież to robimy- udawałam głupią, wciąż patrząc w
wyświetlacz na którym właśnie pojawiło się zdjęcie, które Harry zrobił mi gdy
wychodziłam z łazienki.
-Wiesz, o czym mówię- stłumiony głos pochodził z okolic
mojego obojczyka.
-Nie, wytłumacz dokładniej- wyłączyłam aparat, czekając
chwilę, aby ekran się całkowicie wyłączył po czym objęłam dłońmi głowę chłopaka
i mocno przyciągnęłam do swoich ust. Harry zaśmiał się zadowolony z mojej reakcji.
Nasze pocałunki były gwałtowne i pełne pasji. Loczek dłońmi wodził wzdłuż moich
ud. Czułam tylko jak w pewnej chwili moje majtki przestały przylegać do mojego
ciała i teraz znajdowały się gdzieś pomiędzy kolanami a łydkami. Ściągnęłam
Harremu koszulkę przez chwile przyglądając się jego torsowi. Chłopak sam spuścił
do połowy spodnie i bokserki, ponownie przywierając ustami do moich. Jego duże
dłonie dotykały mojego ciała wywołując w nim rozkosz. Nie wiem w której chwili
Harry po prostu we mnie wszedł, co skwitowałam głośnym westchnięciem. Nie mogłam powoli panować nad swoją euforia.
-Wszystko ok.?- wyszeptał jeżdżąc językiem wzdłuż mojej
szyi. Wiedział, że to uwielbiałam i teraz perfidnie to wykorzystywał.
-Nawet lepiej- odpowiedziałam głośno, głosem, którego sama
się przestraszyłam.
Harry poruszał się powoli przyspieszając co jakiś czas
tempo. Obiema nogami objęłam jego talię ponownie wzdychając głośno. Kanapa była
wąska, jednak dawaliśmy sobie rade. Miałam wrażenie ze byłam w raju, całe moje
ciało ogarnęła fala najprzyjemniejszego uczucia jakie tylko można sobie
wyobrazić. Loczek wsunął ręce pod moją tunikę pieszcząc dłońmi moje piersi. W
końcu nie wytrzymałam i poczułam jakbym całe emocje wyrzucała na zewnątrz.
Harry parę sekund później jęknął donośnie dochodząc. Spojrzałam w jego oczy
widząc w nich miłość i zadowolenie. Pocałowałam jego usta przygryzając dolną
wargę. Całowaliśmy się jeszcze kilka minut, po czym w pól rozebrani
przenieśliśmy się do sypialni. Harry przytulił mnie mocno do siebie. Leżeliśmy
tak przez jakiś czas w ciszy. Loczek głaskał mnie po ramieniu, ja natomiast
wodziłam palcami po jego torsie.
-Ciekawe jak u Prestona- Harry zaśmiał się kpiąco.
Uśmiechnęłam się zastanawiając nad tym samym. W ciągu naszego pobytu tutaj
widziałam go może z pięć razy. Miałam nadzieję, że żadne z rodziców się o tym
nie dowie. Myśl o rodzicach przypomniała mi, że już za parę naście godzin znów
będziemy w Londynie, a to co tutaj się działo zostanie jedynie wspomnieniem.
Rzeczywistość wróci uderzając w nas jak woda o skałę. Nigdy nie ma pewności jak
potoczy się dalej nasze życie.
-Kiedy wyjeżdżacie w trasę? – zapytałam smutnym głosem.
Harry westchnął głośno na moment przerywając pieszczenie mojego ramienia.
-Za dwa tygodnie- te słowa wywołały u mnie negatywne emocje.
Poczułam jak w moich oczach powoli napływają łzy. One Direction leciało na
miesiąc do Australii. Każdy ich wyjazd przywoływał strach, że znów pojawi się
jakaś dziewczyna i zniszczy to co teraz tak bardzo próbowaliśmy naprawić.
-Nie lubię tego…..- powiedziałam próbując zachować normalny
głos
-Ja też nie, ale to moja praca.
-Gdyby to jeszcze nie było tak długo….- kilkakrotnie
mrugnęłam szybko powiekami hamując łzy.
-Zobaczysz, wszystko tym razem będzie dobrze, a my za jakiś
czas będziemy się z tego śmiać.
-Mam nadzieję- odparłam wątpliwym tonem.
Zamilkliśmy. Za
oknami wciąż hałasowały cykady, oprócz nich panowała cisza. Nie chciałam myśleć
o ich wyjeździe. Przecież dopiero tak bardzo cieszyłam się na tutejszy przyjazd.
Dlaczego co dobre tak szybko się kończy?
Trochę
optymizmu Lil, ciesz cię wakacjami, nie myśl o tym co będzie jutro. Żyj
dzisiaj, upomniałam się.
Kochani! Przede wszystkim chciałabym Wam życzyć Wesołych Świąt i aby ten 2013 rok był sto razy lepszy od tego obecnego i ogólnie spełnienia Waszych wszystkich marzeń i radości z życia :)
To jest najdłuższy rozdział jaki opublikowałam do tej pory. Nawet sama się zdziwiłam jak pisałam już 8 stronę w Wordie. Mam nadzieję, że to docenicie :). Tak dla informacji ogólnej, do końca tego opowiadania zostało tak plus minus osiem- siedem rozdziałów.
Jeszcze raz WESOŁYCH ŚWIĄT !! I mam nadzieję, że jeszcze pod koniec tego roku opublikuje jeden rozdział.